Painkiller – historia serii

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Ivan aka Immortal

Dodane: 23-02-2008 11:41 ()


Ciągle jeszcze brzmią echa po premierze „Wiedźmina". Dzieło studia CD Projekt RED udowodniło, że Polacy również potrafią robić naprawdę dobre gry. Międzynarodowy rynek rozrywki komputerowej wreszcie stanął dla nas otworem. Ale zaraz, chwileczkę - przecież już wcześniej udowodniliśmy, że na tym polu też potrafimy się wykazać. Kto pamięta „Chrome'a" czy choćby „Xpand Rally" ze stajni Techlandu? Albo „Infernal" autorstwa studia Metropolis. A to tylko raptem trzy tytuły, spośród wielu innych, wartych uwagi. Dlatego też na ten raz postanowiłem przygotować dla Was coś specjalnego - historię „Painkillera", polskiego odpowiednika „Serious Sama". Zaczynajmy więc.

 

„Zabójca bólu" czyli o co w tym chodzi

 

W przypadku gry studia People Can Fly ciężko jest mówić tak naprawdę o serii. Jest to raczej podstawka plus dwa dodatki do niej, z czego ostatni robiony przez zupełnie inne studio. Mimo wszystko warto zwrócić na ten tytuł uwagę z kilku powodów, które opiszę poniżej. Ale najpierw zacznijmy od koncepcji rozgrywki.

 

Scenariusz w „Painkillerze" jest dość prosty i raczej nikt nie powinien oczekiwać od niego zaskakujących zwrotów akcji, czy mrocznych zagadek z przeszłości. Głównym bohaterem jest niejaki Daniel Garner, który bardzo szybko żegna się z tym światem (pamiętajcie, aby podczas jazdy samochodem zawsze zapinać pasy bezpieczeństwa). Jednak jak to zwykle w grach bywa, śmierć to dopiero początek. I tak też jest w tym przypadku - po chwili pan Garner dostaje do łapki broń i jako rycerz w bieli idzie trzepać tyłki wrednym demonom i innym maszkarom piekielnym. I na tym polega cała filozofia owej produkcji - wielkie, zapełnione setkami przeciwników mapy, punkty za każdego zabitego niemilucha, oraz efektowne (i efektywne) bronie, a także naprawdę epickie pojedynki z bossami. Brzmi znajomo? Ależ oczywiście, że tak - kłania się stary, dobry „Serious Sam". Nie oszukujmy się, „Painkiller" nie startuje w konkurencji „najambitniejszy FPS" - on ma nam po prostu zapewnić dobrą roz(g)rywkę i tak też jest w istocie.

 

Czy te oczy mogą kłamać?

 

Pierwsze co się rzuca w oczy, to grafika. Pamiętać należy, że gra powstała w 2004 roku a mimo to, nadal wygląda naprawdę dobrze. Rzecz jasna, oprawie graficznej daleko do tej znanej choćby z „Crysisa" czy „Unreal Tournament 3", ale nie o to w tym chodzi. Gra śmiga na autorskim silniku studia PCF, który naprawdę robi wrażenie. Dodatkowo da się ją uruchomić na dość starym sprzęcie (rekomendowane wymagania to: procesor 800 MHz, 256 MB RAMu oraz 32 MB grafiki) co jest jej ogromną zaletą. Oprócz tego, twórcy postanowili dodać do tego silnik fizyczny Havok, co samo w sobie jest już wystarczającym powodem, aby zapoznać się z tą produkcją. Mapy zostały tak skonstruowane, że działanie silnika fizycznego widać praktycznie na każdym kroku - ot, wybuchająca beczka odrzuca kawał metalu, który uderza w rusztowanie. To zaczyna się walić i zasypuje przeciwnika. Niby nic, a cieszy.

 

Rzecz jasna, nie samą grafiką i fizyką człowiek (gracz) żyje. Jeżeli chodzi o wygląd wszelkiego rodzaju maszkar, to pod tym względem „Painkiller" naprawdę kopie tyłki innym, zagranicznym produkcjom (no, może z wyjątkiem „Jericho" Clive'a Bakera - ale ta produkcja w ogóle jest zakręcona jak szczypiorek na wiosnę). Na szczególną uwagę zasługują bossowie, którzy przerażają samą wielkością. Rzadko kiedy spotyka się tak ogromnych przeciwników. Jest to jedna z największych zalet tej produkcji, co zresztą zawsze podkreślały tak rodzime jak i zagraniczne media.

 

People Can Fly to studio prowadzone przez Adriana Chmielarza, który majstrował przy takich tytułach jak "Tajemnica Statuetki" czy "Teenagent". Gracze PeCetowi powinni szczególnie kojarzyć to studio z powodu konwersji gry „Gears of War" na PC. Obecnie PCF wraz ze studiem Epic prowadzi pracę nad nowym tytułem, o którym jednak na razie nic nie wiadomo.

www.peoplecanfly.com

No właśnie, „Painkiller" zdobył uznanie nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Choćby taki Gamespot, który ocenił go na 8.5 czy IGN i ocena 7.0. Miło jest wiedzieć, że za granicą również doceniają naszą pracę.

 

Wracając do tematu wrogów - do ich eksterminacji dostajemy pięć różnych giwer, z czego każda posiada alternatywny tryb strzału. Mogłoby się wydawać, że to mało, ale w pełni wystarcza do beztroskiej rozwałki. Oczywiście pukawki są dość zakręcone, przy czym najpopularniejszą jest kołkownica - strzelająca drewnianymi kołkami. Uwierzcie, jej siła robi wrażenie. Broń możemy wypróbować na kilkunastu mapach, które zostały zaprojektowane tak, że słowo „klimat" samo ciśnie się na usta. Zwiedzimy między innymi katakumby, średniowieczne miasta, cmentarze, starożytne świątynie, czy zniszczone opactwa. Jednak największe wrażenie robi ostatnia lokacja - piekło. Chociażby tylko dla niej warto przejść całą grę. Aby zrozumieć o co chodzi, powinniście to zobaczyć na własne oczy.

 

A było nas wielu

 

Jeżeli chodzi o tryb multiplayer, to tutaj „Painkiller" niczym nie zaskakuje. Dostajemy 5 trybów rozgrywki, przy czym wszystko jest dynamiczne jak w starym dobrym Kwaku. Cieszy też fakt, że światowej sławy mistrz FPSów, Fatal1ty, w wywiadzie dla CD-Action wypowiadał się o „Painkillerze" bardzo pozytywnie. Stwierdził między innymi, że jest to jeden z najlepszych sieciowych shooterów, gdyż wymaga od gracza refleksu, myślenia, oraz słuchu - przy czym to ostatnie jest najważniejsze, gdyż dźwięk pozwala szybko zlokalizować przeciwnika.

 

Polacy oraz polskie produkty

 

Smutnym jest jednak fakt, że całkowicie zepsuto wydanie „Painkillera" w Polsce. Porównując: my dostajemy dwie płyty CD, a zagraniczni nabywcy aż trzy. Skąd taka różnica? Cóż, w naszej wersji wszelkie filmy oraz dźwięki zostały skompresowane, przez co straciły na jakości. I jak tu się nie wkurzyć? Na szczęście nie wpływa to znacząco na jakość rozrywki, więc warto sięgnąć po ten tytuł - szczególnie, że kosztuje u nas niecałe 20 zł.

 

Jakiś czas później

 

Rok 2005 przyniósł nam samodzielny dodatek do „Painkillera". Dostaliśmy to co wcześniej plus kilka nowych rzeczy, chociaż tak naprawdę rewolucji żadnej w tym nie było. Oczywiście cena znowu oscylowała w okolicach 20 złotych, natomiast co się tyczy samej gry, zaoferowano graczom wszystkie smaczki, które sprawdziły się w podstawce. Znowu panowie z People Can Fly pokazali, że stać ich na wiele. „Battle out of Hell", bo taki podtytuł nosi dodatek, oferuje 10 nowych poziomów, które naprawdę robią wrażenie. Pod względem graficznym gra nadal trzyma poziom - autorzy nie spoczęli na laurach i jeszcze bardziej dopracowali aspekty wizualne. Wszystko to przy takich samych wymaganiach sprzętowych jak wcześniej. Jednak niestety, bez problemów się nie obyło.

 

Gracze wytykali rozszerzeniu zbyt krótki czas kampanii dla pojedynczego gracza, momentami strasznie wyśrubowany poziom trudności czy też liczne błędy, jakie się pojawiły - wieszanie się programu czy wywalanie na pulpit. Na szczęście obecnie są już dostępne patche, które wszelkie problemy likwidują.

 

Podejście trzecie

 

Dwa lata ciszy, po czym nagle zostajemy uraczeni kolejnym, samodzielnym dodatkiem. Tym razem jednak, gra trafiła w ręce czeskiego studia Mindware Studios, które, nie bójmy się użyć tego słowa, spartoliło swoją robotę. „Painkiller: Overdose" miał być rozbudowaną modyfikację do oryginalnej wersji gry, jednak wydawca zwęszył okazję do zarobienia paru groszy i postanowił wydać ten tytuł jako osobny dodatek. Jakie to miało skutki?

 

Cóż, o ile pierwsza część oraz dodatek do niej zbierały wszędzie wysokie noty (od siódemki w górę), o tyle „Overdose" zostało dość mocno skrytykowane. Po pierwsze, pozbyto się głównego bohatera. Teraz zamiast grać Danielem Garnerem, gracz dostał w swoje ręce pół anioła, pół demona, który co chwilę rzuca jakieś zabawne uwagi. Twórcy próbowali się chyba wzorować na Poważnym Samie lub Duke Nukemie - niestety, kiepsko im to wyszło. Wymieniono także większość potworów (na szczęście kilka starych pozostało), które prezentują się o wiele gorzej, niż „starzy znajomi". Solą na rany fanów może być również brak klimatu oryginalnego „Painkillera" - to już nie jest ta sama gra. W kwestii grafiki niewiele się zmieniło, co nie jest aż takie złe. Oprawa wizualna nadal daje radę. Dziwić może tylko znaczący skok wymagań sprzętowych, ale można to tłumaczyć większymi poziomami.

 

Jakby nie było, produkt ten nie zachwyca i raczej rynku nie podbije. Dla fanów będzie to raczej zmarnowanie potencjału naprawdę świetnego tytułu. Cieszyć może jedynie fakt, że pamięć o "Painkillerze" zagości na dłużej w umysłach graczy dzięki filmowi, który ma zostać nakręcony. Cóż, dobre i to. Mimo wszystko, dzieło studia PCF to naprawdę porządny shooter, szczególnie jeżeli ktoś lubi szybką, relaksującą strzelaninę - w dodatku jest to rodzimy produkt.

 

Tytuł:

Rodzaj:

Rok wydania:

Painkiller

Podstawka

2004

Painkiller: Battle out of Hell

Samodzielny dodatek

2005

Painkiller: Overdose

Samodzielny dodatek

2007

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...