Recenzja książki "Zły brzeg" Piotra Patykiewicza

Autor: Toveri Redaktor: Elanor

Dodane: 08-02-2008 22:49 ()


 

“Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,

Jakby rozłożyć pragnęło

I oddać wielokrotnie potężnej Naturze

Złączone z nią niegdyś dzieło.

Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,

Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,

Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,

Żeś omal nie padła na trawy”

 

Drogi Czytelniku! Jeśli podoba Ci się powyższy fragment wiersza, to prawdopodobnie Twoje poczucie estetyki jest mocno oryginalne. Jeżeli dodatkowo wiesz, że wiersz ów nosi tytuł „Padlina” i jest dziełem wybitnego francuskiego poety Charlesa Baudelaire’a, to zapewne jesteś także w pełni świadomy swych wysublimowanych wymagań wobec sztuki. Wygląda więc na to, że „Zły brzeg” sprosta Twym oczekiwaniom. Jeśli natomiast taka koncepcja tworzenia jest Ci zupełnie obca i nie chcesz się jej przyjrzeć – możesz w tym miejscu zakończyć czytanie. Szczerze życzę Ci masy przyjemności płynącej z oglądania kolejnego odcinka telenoweli „M jak miłość”...

Nie ukrywam na wstępie, że „Zły brzeg” Piotra Patykiewicza należy do lektur wymagających, głównie z powodu przyjętej konwencji. Ktoś nawet raczył zauważyć, że ta historia „z daleka cuchnie błotem”, mając na myśli nie tylko scenerię, ale także poziom literacki. Ta ostatnia kwestia jest mocno dyskusyjna. Wolę skupić się na pozytywnych elementach, które z całą pewnością rekompensują ewentualne niedociągnięcia warsztatowe.

Niewątpliwie jednym z najpoważniejszych atutów „Złego brzegu” jest oryginalne, choć nieco synkretyczne uniwersum. Z jednej strony jako żywo przypominający tło wydarzeń opisanych przez Wincentego Kadłubka, z drugiej przesiąknięty elementami nadprzyrodzonymi, świat ten stanowi spójne środowisko dla prowadzonej narracji. Charakterystyczną jego cechą jest wymieszanie elementów chrześcijaństwa i ludowych zabobonów, właściwe dla społeczności świeżo schrystianizowanych – choć może ta ostatnia uwaga jest tylko nadinterpretacją ze strony recenzenta. W każdym razie z kart książki czuć wyraźny powiew Złego, którego obecność wśród ludzi jest nie do zignorowania. Można rzec nawet, że jest wręcz namacalna. W każdym razie w tej batalii o dusze prosty lud korzysta zarówno z pomocy księdza, jak i zaprzyjaźnionej wiedźmy. By uświadomić sobie równowagę między tymi elementami, zauważmy, że w tym świecie za potężne magiczne artefakty uznawane są zarówno łzy smoka, jak i woda święcona – na równi poważane i poszukiwane, stanowiące skuteczną broń przeciwko pachołkom Złego. Bo trzeba wiedzieć, że Zło przybiera także formy materialne – z całą pewnością nie należące do bożego stworzenia. Po nocnym niebie latają strzygi, na żer wychodzą wąpierze i wilkołaki, na ludzkie życie czyhają dusznice i wiły. Śmierć łacno spotkać można także wśród morskich odmętów, padając łupem węży morskich i topielców. Lecz i za dnia nie bywa lepiej, zwłaszcza na Północy, gdzie zepchnięci w niedostępne góry ludzie prowadzą zażartą walkę z diabłami, a przegrani kończą w żołądkach zwycięzców...

W takim to okrutnym świecie Patykiewicz snuje opowieść o wydarzeniach, które mogą doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa Złego. By nie psuć przyjemności lektury napiszę tylko, że akcja toczy się wartko – czasami nawet zbyt wartko, no i z całą pewnością nie nudzi. Więcej należy powiedzieć o bohaterach, z których każdy jest na swój sposób ważny. Fabuła skupiona jest wokół młodego rybaka Żarka, który przypadkiem zostaje wplątany w awanturę szytą na królewską miarę. Jego dobre serce nakazuje mu pomóc ocalonej księżniczce, która w rzeczywistości nie jest taka biedna, na jaką wygląda. Mamy tu do czynienia z miłą odmianą wobec tradycyjnego ujęcia tematu, czyli uzależnienia sukcesów bohatera od jego prawości. W myśl zasady mówiącej: „by pokonać diabła, samemu trzeba trochę zdiableć”, żadna z istotnych dla przebiegu akcji postaci nie jest krystalicznie czysta. Może za wyjątkiem samego Żarka, ale on po prostu jest zbyt głupi nawet na bycie przebiegłym. Nie będę tu oceniał postawy wiedźmy Lubichy czy Rudawki – ukochanej Żarka. Dość powiedzieć, że prym w relatywizacji wartości wiedzie sama księżniczka Gudrun, która w celu zapewnienia sukcesu misji nie waha się poświęcić życia tego czy innego kmiota. Chyba właśnie wyjątkowy zestaw paskudnych cech czyni z niej postać szczególnie fascynującą, a w każdym razie o najpełniejszym portrecie psychologicznym.

Należy tutaj zatrzymać się na chwilę i zauważyć, że w całej tej historii to kobiety odgrywają największą rolę. Odznaczają się przy tym nieprzeciętną mądrością (Lubicha), odwagą (Rudawka) i determinacją (Gudrun). Szczęście i przysłowiowy „chłopski rozum” Żarka zdają się tu być raczej marną przeciwwagą. I chociaż po pewnym czasie Żarek przejmuje sporo od każdej z otaczających go kobiet, to w ostatecznym rozrachunku to właśnie jego wrodzone przymioty warunkują powodzenie całej misji. Zastanawiam się, na ile symboliczna jest ta przewrotność ze strony autora...

Na koniec zostawiłem sam smaczek – coś, za co Patykiewicz był przez recenzentów wielokrotnie odsądzany od czci i wiary. Otóż w „Złym brzegu”, podobnie jak w następnych książkach autora, bardzo często spotykamy się z niezwykle sugestywnym, pieczołowicie budowanym opisem rzeczywistości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie upodobanie Patykiewicza do wyjątkowo drastycznych w powszechnym odczuciu motywów, nierzadko budzących niesmak u średnio odpornego odbiorcy. Nawiązanie do „Padliny” nie jest tutaj przypadkowe. Dość powiedzieć, że taplanie się w odchodach morskich węży czy pożeranie żywcem niemowląt to nie najbardziej obrzydliwe motywy, jakie mógłbym tu przytoczyć na potwierdzenie tezy.

Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca – moje gratulacje. Oznacza to, że niestraszne mu opisane powyżej okropieństwa i jest w stanie bez poważnego uszczerbku na zdrowiu przeczytać „Zły brzeg”, do czego zresztą gorąco namawiam. Trzeba przyznać, że książka ta, choć osadzona w wyjątkowo parszywym świecie, jest naprawdę wciągającą lekturą. I to nie tylko ze względu na obfitość zawartego w niej błota...

 

 

Tytuł: „Zły brzeg”

Autor: Piotr Patykiewicz

Wydawnictwo: superNOWA

Rok wydania: 2005

Liczba stron: 413

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...