„Jestem legendą” - recenzja trzecia

Autor: Michał 'Saladyn' Misztal Redaktor: GONZO

Dodane: 24-01-2008 05:44 ()


Wchodzący właśnie do kin (przynajmniej w Irlandii) „Jestem legenda” nie jest pierwszą próbą przeniesienia na ekrany powieści pod tym samym tytułem. Niestety, nie miałem okazji przeczytać książki, toteż nie jestem w stanie wychwycić wszystkich zmian dokonanych na potrzeby scenariusza (a mogę się założyć, że dokonano licznych przeróbek). Historie o świecie po biologicznej zagładzie cieszą się ostatnio wielkim zainteresowaniem filmowców. Przygotowano kilka remake'ów starych filmów o zombie, ukazała się trzecia odsłona Resident Evil, nie można też nie wspomnieć 28 dni później i udanej kontynuacji - 28 tygodni później. Jak na tym tle prezentuje się Jestem legenda"? Bardzo przyzwoicie.

Neville, w którego rolę wcielił się aktor, za którym nie przepadam - Will Smith - jest ostatnim człowiekiem żyjącym w nie tyle zniszczonym, ile opuszczonym i porośniętym roślinnością Nowym Jorku. Film otwiera scena wywiadu - współczesna nauka odnalazła w końcu lek na raka. Ten dość optymistyczny zostaje szybko zastąpiony czymś zupełnie innym, gdyż akcja przeskakuje kilka lat do przodu i kolejną sceną jest podróż przez miasto - swego rodzaju nowoczesne polowanie. Neville (z karabinem myśliwskim) ściga samochodem stado antylop poprzez opustoszałe ulice i pełne wraków zaułki. Łowy kończy alarm - zegarek bohatera ostrzega, że zachodzi słońce i czas wracać do kryjówki. Widz zaczyna z wolna orientować się, o co chodzi w filmie. W skrócie - jest niewesoło.


Genetycznie przeobrażony wirus, który w założeniu miał być idealnym lekiem na raka, wymknął się spod kontroli. Po początkowej euforii związanej z odkryciem wszystko nagle się zmieniło. Na gorsze. Oczywiście wojsko zajęło się całą sprawą - leczenie pacjentów natychmiast przerwano, rozpoczęto kwarantannę miasta, ewakuację zdrowych. Wirus zabijał i to szybko — okazało się, że przenosi się w powietrzu. Wybuchła panika to doprowadziło do wypadków i ogólnego chaosu. Jednak nie to było najgorsze - choć większość populacji zginęła, zagrożenie nie minęło, ponieważ znaczny procent ocalałych pod wpływem wirusa zmutował. Ludzkie odruchy zanikły, nastąpiło przeobrażenie fizyczne (utrata owłosienia, skora stała się wrażliwa na światło UV i promienie słońca) i hordy humanoidalnych istot zaczęły polować, łaknąc krwi. W takich właśnie warunkach - cywilizacji zdziesiątkowanej wirusem i wyrżniętej przez wampiry" żyje Neville - były żołnierz i wirusolog każdy dzień spędza, szukając sposobu na odwrócenie działania zarazy i starając się prowadzić w miarę normalne życie. W nocy barykaduje się w domu - skulony w wannie, przytulony do psa, z karabinem w ręku czeka do świtu. Dzięki jego wspomnieniom - przebłyskom z przeszłości - możemy poskładać cala historie. Można więc powiedzieć, że akcja rozgrywa się w dwóch różnych czasach. Wydarzenia sprzed 3 lat doskonale wpasowano w fabule filmu - widz nie czuje się w tym wszystkim zagubiony.



Filmy tego typu zawsze budziły kontrowersje. Niektórzy nie lubią ich z założenia, innym przeszkadza epatowanie przemocą, są również tacy, którzy kwestionują ludzkie zachowanie ukazane w takich produkcjach. W dużej mierze są to przecież przypuszczenia dotyczące tego, jak ekstremalne przeżycia zniesie ludzka psychika. Według mnie postać Neville'a została dobrze skonstruowana, a - co ważniejsze - doskonale zagrana przez Willa Smitha. Nareszcie nie jest on twardzielem jak w Bad Boys czy Dniu Niepodległości. Jest człowiekiem z krwi i kości i tylko człowiekiem - nie supermanem. A do tego poza swoim wiernym psem nie ma nikogo. Obserwowanie jego emocji, zachowań oraz z góry skazanych na niepowodzenie prób powrotu do normalnego (paranoiczna wręcz scena wizyty w wypożyczalni filmów) jest naprawdę rarytasem dla każdego kinomana. Jego przyjaźń, bo tylko tak można to nazwać, z owczarkiem niemieckim została ukazana w wiarygodny, miejscami zabawny sposób. Mniej więcej do 2/3 filmu ma się do czynienia z kinem na najwyższym poziomie (w tej kategorii gatunkowej, ale nie tylko).

Niestety końcówka filmu mnie trochę rozczarowała. Z nietuzinkowego filmu „Jestem legenda” przeobrażono w zasadzie w zwykłą hollywoodzką produkcję - mnóstwo akcji, walki ukazane w dość oklepany (wręcz przewidywalny do bólu) i mało wiarygodny sposób. Nagła utrata początkowego, że pozwolę sobie użyć tego słowa, artyzmu sprawiła, że oglądanie ostatnich minut było dla mnie prawdziwą męką. Przygotowanie scenerii kosztowało twórców trochę pieniędzy - dekoracje i efekty specjalne, ale to Will Smith ciągnął cale przedstawienie i nie powinno się zapominać, że aktorzy grają pierwsze skrzypce, a cała reszta to dodatek. W końcówce jego rola wydaje się zepchnięta dalej na rzecz hordy generowanych komputerowo wampirów". Dramat przechodzi w film akcji w nocnej scenie na nabrzeżu i myślę, że nie takiego zakończenia widz oczekiwał. Można też zaobserwować próbę wciśnięcia pewnych wartości religijnych, moralizowania. Wydaje się to zupełnie niepasujące do klimatu stworzonego w pierwszej połowie filmu. Z tego właśnie powodu filmowi przydzielam tylko 7 punktów, a nie więcej, które otrzymałby z pewnością, gdyby kontynuowano opowieść o dramacie jednostki. Film mimo wszystko polecam.

Ocena: 7/10

Tytuł: „Jestem legendą

Reżyseria: Francis Lawrence

Scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich

Na podstawie powieści Richarda Mathesona - "Jestem legendą”

Obsada:

  • Will Smith
  • Alice Braga
  • Salli Richardson
  • Charlie Tahan
  • Dash Mihok
  • Darrell Foster
  • Willow Smith

Muzyka: James Newton Howard

Montaż: Wayne Wahrman

Kostiumy: Michael Kaplan

Czas trwania: 100 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...