"ZBRODNIA I_KARA"

Autor: Arkadiusz Kleniewski Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 28-12-2007 11:16 ()


 

Za dwoma górami za dwoma lasami   

Żył Dedal i Ikar. Sprzedawcy salami.

Mieszkali w greckiej wsi Fiskus, w rzeki korycie.

Ach! Prowadzili sielskie, arkadyjskie życie.

Dedal wraz z syneczkiem Ikarem się kochali.

Orali pole. Chowali osły na hali.

Czasem tak dobrze, że  nie mogli ich odszukać.

Sąsiedzi zaczynali się już w głowy pukać.

 

Raz Dedal chciał ciąć drzewo. Pyta: „Gdzie piła?".

Ikar mówi: „W knajpie". Bo tam ich babka piła.

Dedal udał się szybko do knajpy po piłę.

Na miejscu odebrało mu chęci i siłę.

Przypomniał sobie, że ma przygłupiego syna.

By o tym zapomnieć kupił butelkę wina.

 

Ikar grał se z kolegami w piłę na hali.

A na tej hali ludzie osły wypasali.

Ikar kopnął niechcący piłką osła w sam zad.

Ten z wrażenia zbladł, wkrótce na twardą ziemię padł.

„Ty ośle, dostaniesz 10 kijów od taty"

- wieszczą koledzy Ikarowi tarapaty.

Ikar nie wiedział na co mu kijów parę,

ale z chęcią pobiegł do ojca po podarek...

 

Raz Dedal przejrzał gazetę i myślał, że śni:

Przeczytał: „za miesiąc likwidacja WSI".

„Trzeba nam opuścić wieś, iść do miasta-państwa

Zrezygnować z osłów, zrezygnować z poddaństwa?"

Wymyślił zmienić swą rolę na rolę w teatrze

i że prawdę przed synem na pewien czas zatrze.

Nie chciał smucić Ikara wiedzą co ich czeka

Postanowił więc po prostu udawać Greka.

A że Grekiem był od zawsze, od urodzenia

przewidywał ogromne szanse powodzenia.

 

Dostojewski wydał książkę „Zbrodnia Ikara".

Ale była to jednak tylko literacka mara.

Autor czytelników w butelkę sprytnie nabił.

Czemu ? Bowiem Ikar przecie nikogo nie zabił.

Zabijał tylko czas. Ale to tylko czasem.

Zdzielając co rusz któregoś z kolegów pasem.

 

Dedal zastanawiał się jak opuścić wioskę.

Doprawdy sprawiało mu to niemałą troskę.

Cóż. Nie mogli się bowiem poruszać po lądzie

Gdyż chłopi postawili blokadę na rondzie.

Zrobili przeszkodę drogową z topoli pni.

Żądali cofnięcia likwidacji WSI.

Pozostała więc już tylko droga powietrzna.

Dość niebezpieczna i o wiele bardziej wietrzna.

 

Dedalowi nie pasowały Jumbo - jety.

I żal mu było oboli na dwa bilety.

Propagował akcję „Podaruj dzieciom skrzydła".

Akcja „Podaruj dzieciom słońce" mu już zbrzydła.

 

Zastanawiał się tylko skąd wziąć dobre pióra.

Intuicja mówiła by zaszedł do biura.

Piór wiecznych brak, były ołówki, parę mydeł.

Wypił Red Bulla. Nie dodało mu to skrzydeł.

 

Wraz z Ikarem postanowił zabić więc kurę.

Wziął nabity pistolet, wsadził go w kaburę.

Weszli wnet do kurnika a tam niezłe jaja.

Na grzędzie siedział kogut, w jego dziobie faja.

Ujrzeli kurę. Podejrzewać coś zaczęła.

Wybiegła z kurnika. Gdakać strasznie poczęła.

Dedal i Ikar pobiegli gonić kokoszkę.

Dlatego wkurzeni zakurzyli się troszkę.

Nadto razem wpadli do płyciutkiej sadzawki.

Potem byli cali w sadzy. Czarni jak kawki.

 

W końcu złapali kurę. Oskubali, zjedli.

Posmakowały im udka z dodatkiem knedli.

Po pysznym jedzeniu poszli do toalety.

Ikar wziął gnaty (nie chodzi o pistolety)

Wyszedł z nimi na zewnątrz i rzucił w psa stronę.

Teraz wiedzieli. Kości zostały rzucone.

Nie mogli już z tej drogi ucieczki zawrócić.

Ani bólu brzucha po obiedzie ukrócić.

 

Dedal szukał piór, wyszedł na powietrze świeże

spytał się grzecznie pierworodnego: „Gdzie pierze?"

A ten również grzecznie odpowiedział, że w pralce.

Dedal zajrzał do pralki i zaczął gryźć palce.

Przypomniał sobie, że ma przygłupiego syna.

By o tym zapomnieć wypił butelkę wina.

 

Było dobrze. Uwalił się na dywaniku.

Usnął. Na drugi dzień znalazł pióra w piórniku.

Hm... Postanowił postawić sprawę na włosku

Przykleili do siebie pióra litrem wosku.

(Posiadali bowiem jego wielkie zapasy).

Następnie dokładnie zapięli czarne pasy,

(lecz nie pasy bezpieczeństwa, ale karate.

Chińska podróba - by pochwalić się przed światem).

również to co pod pasami czyli podpaski

 (ze skrzydełkami - by był lot był lepszy) i kaski.

 

Wystartowali. Pruli powietrze aż miło.

I Dedal spytał się Ikara: „Fajnie było?"

„Fajnie było, bo zastąpiły je cygara"

- tę odpowiedź usłyszał Dedal z ust Ikara.

Przypomniał sobie, że ma przygłupiego syna.

Żałował, że nie wziął w podróż butelki wina.

 Mimo to czuł radość. Krzyknął: „Jesteśmy wolni !".

Syn: „Musimy przyśpieszyć. Być bardziej swawolni".

Dedal ze zdenerwowania cały aż dyszał

Udał jednak, że tych powyższych słów nie słyszał.

 

Pomimo pewnych turbulencji nieźle im szło.

Byli szczęśliwi. Ale... No właśnie, ale co ?

Co? Zapomnieli o pięciu głównych zasadach !

A o zasadach zapominać nie wypada.

 

1.      Miłe złego początki, koniec gorzki - pierwsza.

Czego się dowiemy w następnych wersach wiersza

 

2.      Nie dziel skóry na niedźwiedziu - zasada druga.

Nawet jak jesteś „łowcą skór". To się nie uda.

 

3.      Rada trzecia - nie mów hop póki nie przelecisz.

Dlaczego? Albowiem rychło do morza zlecisz.

 

4.      Fourth - Dobrymi chęciami piekło brukowane.

Bardzo ważne jest to hasło, dość wyszukane.

 

5.      Najważniejsza - nie chwal dnia przed zachodem słońca.

Bo już wkrótce doczekasz się nędznego końca.

 

Słońce nie zaszło, a Dedal z Ikarem nie zaszli daleko w swych planach. Według mnie rzucili się z motyką na słońce. Ikar chciał jego autograf. Słyszał bowiem, że słońce to wielka gwiazda wszechświatowego pokroju. Dedal odradzał przybliżanie się do słońca, ale niezbyt usilnie by nie „obcinać skrzydeł" synowi. Słońce zdenerwowało się, że ktoś ma czelność mu przeszkadzać. Dostało gorączki. Zrobił się straszny skwar. Wosk przyklejający pióra do Ikara się rozpuścił i dlatego Ikar miał rozpuszczone włosy. Zaczął spadać jak notowania na giełdzie i wpadł do morza jak śliwka w kompot.

 

Wpadł tylko raz, bo dwa razy nie wchodzi się do tej samej wody. Zobaczył falę. Był w wojsku, więc doskonale wiedział, co to fala. Zanurzył się, by jej uniknąć. Poszedł na dno. Tam połknęła go wielka ryba. Ale nie spotkał Jonasza (nawet Jonasza Kofty). Reszta jest milczeniem. A milczenie złotem. Zatem reszta jest złotem ?"

 

Ale wróćmy do meritum. Nie ziściła się utopia Ikara, ponieważ się utopił. Dedal przeżył załamanie. Także załamanie promieni słonecznych. Mu się udało. I żył długo i niestety nieszczęśliwie. Sam. Odwiedzał czasem sam, by sobie coś kupić do jedzenia. Był jak strażak Sam. Walczył z ogniem i gorącem. Mając złe wspomnienia związane ze słońcem nigdy nie kupował słoneczników. Uwielbiał noc. Nienawidził dnia. To przecież jasne jak słońce. Wolał szyitów niż sunnitów. Wyłączał telewizor, gdy akurat leciał „Słoneczny patrol". Wyłączał radio, gdy leciała piosenka „Tyle słońca w całym mieście" i „O Sole mio!". Lubił za to śpiewać refren z utworu Wilków: „słońce pokonał cień".

 

Pewnego pięknego dnia (pięknego dla wszystkich oprócz niego) Dedal postanowił polecieć na Księżyc, z nadzieją, że może przynajmniej tam nie będą go dopadać promienie słoneczne. Zaczął szukać rakiety. Poszedł do sklepu z akcesoriami tenisowymi. „Poproszę rakietę, ale żeby była szybka". Sprzedawca odpowiedział, że nie posiada takich z szybką. Dedal się wkurzył. Wychodząc ze sklepu chciał trzasnąć drzwiami, ale okazało się, że to niemożliwe, bo były to drzwi obrotowe. Dopiero po jakimś czasie Dedal zrozumiał, że nie istnieje rakieta, która by mu odpowiadała, gdyż rakiety nie potrafią mówić. Dedal udał się więc do NASA. Opuścił kulę ziemską. Czarodziejska kula powiedziała mu, że w czasie lotu będzie miał wypadek. Dedal jednak nic sobie z tego nie robił i leciał w kulki. Zjadł Marsa. Niebawem na jego pojazd kosmiczny napadli Marsjanie, by pomścić swą planetę. Dedalowi groziła kulka w łeb, ale został postrzelony w nogę i odtąd musiał chodzić o kulach.

 

Niebawem dotarł na Księżyc. Spotkał diabła, który przybył tu po duszę pana Twardowskiego. Ten ostatni jednak znów wykiwał czarta, dostał wizę i wrócił do Polski. Diabeł postanowił więc zdobyć duszę Dedala. Przyprowadził adwokatów, a że byli to adwokaci diabła, więc pomogli napisać cyrograf. Znajdowały się w nim kruczki prawne, a diabeł jak wiadomo tkwi w szczegółach. W zamian za duszę gwarantowano Dedalowi darmowe oglądanie wschodów i zachodów Ziemi. Dedal wahał się i nie chciał podejmować zbyt szybko decyzji, gdyż wiedział, że gdy się człowiek śpieszy, diabeł się cieszy. Gdyby była tu jego żona, to by ją wysłał na negocjacje wiadomo przecież, że gdzie diabeł nie może tam babę wyśle. Ale czy to by coś dało ? Diabli wiedzą.

 

Gdy dowiedział się, że jego dusza pójdzie do piekła, to aż go coś w gardle zapiekło. Nienawidził bowiem jak wiecie gorąca. Był dobrym człowiekiem i zawsze pragnął czynić dobrze. Nie chciał zatem by jego dobrymi chęciami było piekło brukowane. Spotkał się z diabłem i odrzucił jego propozycję. Czart był zdziwiony, ale dał za wygraną. Dedal cieszył się jak diabli. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują.

 

Dedal nie chciał jednak już go oglądać na oczy. Postanowił więc odlecieć z Księżyca w miejsce, w którym nie byłoby ludzi, diabła i oczywiście słońca. Pewnego dnia się wkurzył i w ramach protestu opuścił układ słoneczny. To był mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości. A co dalej z nim się działo? Działo, czyli armata. A ja z nim byłem, jak widać coś piłem. A co widziałem, tu opisałem.

Myślę, że właśnie obaliłem pewien mit.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...