"Prezent na Boże Narodzenie" - fragment

Autor: Jeffery Deaver Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 22-12-2007 10:04 ()


 

Policjantka słuchała, kiwając głową. Powtórzyła za Rhyme'em, że tak krótka nieobecność nie jest jeszcze powodem do niepokoju, zapewniając jednak Carly, że chętnie pomogą przyjaciółce Lona i Rachel.

-              Oczywiście, że chętnie - dodał Rhyme z ironią, którą dosłyszała tylko Sachs.

Żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie...

-              Przyjechałam około wpół do dziewiątej rano - ciągnęła Carly. - Mamy nie było w domu. Samochód stał w garażu. Pytałam o nią wszystkich sąsiadów. Nie było jej u nich i nikt jej nie widział.

-              Mogła wyjść wczoraj wieczorem? - zapytał Sellitto.

-              Nie. Rano zaparzyła kawę. Dzbanek był jeszcze ciepły.

-              Może wypadło jej coś ważnego w pracy, nie chciała jechać na stację i wzięła taksówkę - rzekł Rhyme.

Carly wzruszyła ramionami.

-              Możliwe. O tym nie pomyślałam. Pracuje w public relations i ostatnio miała naprawdę urwanie głowy. Robili coś dla jednej z tych zbankrutowanych firm internetowych. Okropnie stresujące zlecenie... Ale nie wiem. Rzadko rozmawiałyśmy o jej pracy.

Sellitto telefonicznie polecił jednemu z młodych detektywów w centrum zadzwonić do wszystkich firm taksówkowych w Glen Hollow i najbliższej okolicy; pod jej adres nie zamawiano tego ranka żadnej taksówki. Zadzwonili także do firmy Susan, pytając, czy się tam dzisiaj zjawiła, lecz okazało się, że nikt kobiety nie widział, a jej biuro jest zamknięte.

W tym momencie, zgodnie z przewidywaniami Rhyme'a, jego szczupły opiekun w białej koszuli i krawacie w bożonarodzeniowy wzorek wniósł do pokoju ogromną tacę z kawą i herbatą oraz wielkim talerzem pełnym ciast i ciastek. Napełnił wszystkim filiżanki.

-              Nie ma puddingu figowego*? - spytał kwaśno Rhyme.

-              Czy ostatnio mama nie wydawała się smutna czy przygnębiona? - spytała Carly Sachs.

Zastanowiwszy się chwilkę, dziewczyna odrzekła:

-              W lutym umarł dziadek - jej ojciec. Był cudowny i po jego śmierci przez jakiś czas mama nie umiała sobie znaleźć miejsca. Ale latem jakoś udało się jej wyjść z dołka. Kupiła fantastyczny dom i sama wyremontowała. Miała przy tym dużą frajdę.

-              Są w jej życiu inni ludzie, znajomi, przyjaciele?

-              Jasne, ma wielu przyjaciół.

-              Nazwiska, numery telefonów?

Dziewczyna znów zamilkła.

-              Znam parę nazwisk. Nie wiem dokładnie, gdzie ci ludzie mieszkają. I nie znam żadnych numerów.

-              Czy jest ktoś, z kim łączył mamę bliższy związek?

-              Rozstała się z kimś jakiś miesiąc temu.

-              Sądzisz, że ten człowiek mógł jej sprawiać kłopoty? - spytał Sellitto. - Może ją prześladował? Nie mógł się pogodzić z zerwaniem?

-              Nie - odrzekła dziewczyna - to chyba była jego decyzja. W każdym razie mieszkał w Los Angeles czy Seattle, gdzieś na zachodzie. Czyli to nie mogło być nic poważnego. Mama zaczęła się spotykać z nowym chłopakiem. Mniej więcej dwa tygodnie temu. - Carly odwróciła się do Sachs, wbijając wzrok w podłogę. - Jasne, kocham mamę, ale właściwie nie jesteśmy ze sobą blisko. Moi starzy rozwiedli się jakieś siedem czy osiem lat temu, a to zmieniło sporo rzeczy... Przykro mi, że tak mało o niej wiem.

Ach, rodzina, cudowna komórka społeczna, pomyślał sarkastycznie Rhyme. Dzięki niej psychoanalitycy z Park Avenue zostają milionerami, a policja na całym świecie ma co robić, odbierając telefony o każdej porze dnia i nocy.

-              Całkiem dużo - dodała jej otuchy Sachs. - Gdzie jest twój ojciec?

-              Mieszka w mieście, w centrum.

-              Często widuje się z twoją matką?

-              Już nie. Chciał do niej wrócić, ale mama nie była tym specjalnie zachwycona, więc chyba dał sobie spokój.

-              A ty często go widujesz?

-              Tak, dość często. Ale dużo podróżuje. Jego firma coś importuje i tato ciągle jeździ za granicę spotykać się z dostawcami.

-              Jest teraz w mieście?

-              Tak. Mam go odwiedzić w święta, po przyjęciu u mamy.

-              Powinniśmy do niego zadzwonić. Może miał od niej jakieś wiadomości - powiedziała Sachs.

Rhyme przytaknął i Carly podała im numer ojca.

-              Skontaktuję się z nim - oznajmił Rhyme. - Dobra, bierzmy się do roboty, Sachs. Trzeba obejrzeć dom Susan. Carly, pojedziesz z nią. No, na co czekacie?

-              W porządku, Rhyme, tylko po co ten pośpiech?

Spojrzał za okno, jak gdyby za szybą jasno było widać odpowiedź na jej pytanie.

Sachs zdezorientowana pokręciła głową. Rhyme często się irytował, że nie wszyscy kojarzą tak szybko jak on.

-              Bo śnieg może nam podpowiedzieć, co się tam rano stało. - I swoim zwyczajem złowróżbnie dorzucił na koniec: - Ale jeżeli dalej będzie tak padać, nic z niego nie wyczytamy.

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie fragmentu do publikacji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...