Recenzja książki "Sturmvogel" Andrieja Łazarczuka
Dodane: 15-12-2007 08:44 ()
Autorka niniejszej recenzji do szczególnie strachliwych nie należy, ale buńczuczna deklaracja na okładce „Sturmvogla”, reklamująca tekst Łazarczuka jako książkę „dla znawców, a najlepiej opancerzonych”, wywołała we mnie lekkie poczucie niepewności. Czy podołam tekstowi, którego konwencji nie jestem ekspertem? Czy rozpoznam wszystkie aluzje, odwołania etc., bez których „Sturmvogel” pozostaje zgrabną i dynamiczną powieścią, pozbawioną jednakże drugiego dna? Cóż, tego się zapewne już nie dowiem, ale jedno mogę przyznać otwarcie: jako lektura dla czystej przyjemności, „Sturmvogel” doskonale wywiązuje się ze swojej roli.
Wychodząc z założenia, że recenzentów, którzy szczegółowo streszczają omawiane pozycje należałoby zakuwać w dyby, ograniczę się do kilku najważniejszych elementów, bez których ciężko pojąć i tak pogmatwaną fabułę powieści. Akcja rozgrywa się pod koniec II wojny światowej na dwóch poziomach, ziemskim i „niebiańskim” (określanym również jako Asgard, Świat Górny czy Hochland), na których wrogie państwa toczą wszechogarniające walki. Tytułowy Sturmvogel, nazistowski agent, zostaje wplątany w szpiegowską intrygę, której stopień zawikłania oraz mnogość występujących w niej postaci może przyprawić niejednego zawodowego tajnego agenta o zawrót głowy.
Powieść napisana jest systemem odcinkowym (z których każdy rozgrywa się w krótkim przedziale czasowym), proszącym się wręcz o serialową ekranizację. Pędząca momentami na złamanie karku narracja nie sprzyja jednak pokawałkowanej fabule, zwłaszcza że ilość występujących postaci oraz ich mętne konszachty zaczynają w pewnym momencie irytować. Jednak w chwili kiedy, drogi czytelniku, przestaniesz zastanawiać się, który to właściwie był Hugo, a który Hete, „Sturmvogel” zaczyna sprawiać dużą frajdę jako sprawna powieść sensacyjna. Mamy więc podwójnych agentów, wtyki, podróże pomiędzy dwoma wymiarami rzeczywistości, w tle majaczy swastyka, sierp i młot, a w samym centrum tego kociokwiku znajduje się nasz bohater, który jest „pomarszczony jak korzeń chrzanu” (opis ten ujął mnie swoim pragmatyzmem), zaś z charakteru stylizowany na steranego życiem macho. Podsumowując, przyzwoita lektura na przyspieszenie tętna, aczkolwiek zawał nam nie grozi. Oczywiście, jest szansa, że natknęłam się na arcydzieło, którego nie rozpoznałam, ale jak już wspominałam wcześniej, znawczynią, a tym bardziej opancerzoną, nie jestem.
Tytuł: „Sturmvogel”
Autor: Andriej Łazarczuk
Tłumaczenie: Ewa i Eugeniusz Dębscy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 362
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...