"Cmentarzysko potworów" - fragment
Dodane: 08-12-2007 10:02 ()
Anna Kańtoch
Cmentarzysko potworów
(fragment - „Księga strachu 2")
Wiatr jęczał i uderzał o ściany niczym gigantyczne cierpiące zwierzę. Przy każdym silniejszym podmuchu powtarzał się ten sam schemat - najpierw przeciągły świst, gdy powietrze pędziło pustymi korytarzami, potem łomotanie luźnego zamka u drzwi gdzieś na pierwszym piętrze, a w końcu posępne, głuche wycie w kominie. Czasem do odgłosów dołączało migotanie lampy na stole.
- Czy w dzieciństwie bał się pan strachów?
- Słucham?
- Wie pan, potwory pod łóżkiem albo w szafie, tego typu sprawy. Bał się pan ich?
Zacisnąłem pod stołem dłonie w pięści. Nie chciałem udzielić prawdziwej odpowiedzi - nikomu nic do tego, czego bałem się w dzieciństwie. Chciałem udzielić odpowiedzi, dzięki której dostanę pięć tysięcy dolarów.
Świst wiatru, łomotanie zamka, wycie w kominie.
- Większość dzieciaków czegoś się boi - odparłem dyplomatycznie.
Duwayne (dokładnie tak było napisane na wizytówce - nie Dwayne, ale Duwayne) C. Noonan posłał mi spojrzenie pełne uznania. Był potężnym mężczyzną - ważył ze dwieście pięćdziesiąt funtów albo nawet więcej i ledwo mieścił się za stołem. Ramiona miał grube jak uda niejednego człowieka, szyję krótką, a głowę okrągłą niczym plażowa piłka. Nosił szyty na miarę garnitur, na palcach połyskiwały mu ciężkie złote sygnety. Miałem wrażenie, że malująca się na jego twarzy dobroduszność jest szczera. Duwayne C. Noonan szedł przez życie przyzwyczajony, że ludzie odruchowo ustępują mu z drogi. Mógł sobie pozwolić na dobroduszność.
Kolejny podmuch, kolejna sekwencja dźwięków. Lampa na stole zamrugała, zgasła i po chwili zapaliła się na powrót.
Raz jeszcze zacisnąłem dłonie w pięści, a potem je rozluźniłem. Noonan podszedł do mnie po kolejnym niezbyt udanym występie i zapytał, czy chciałbym zarobić pięć tysięcy dolarów. Oczywiście chciałem, więc dał mi wizytówkę i polecił zgłosić się o dziewiątej wieczorem pod wskazany adres. Dlatego właśnie siedziałem teraz w pomieszczeniu, które wyglądało na zaniedbane biuro, słuchałem wycia wiatru i czekałem, aż mój potencjalny pracodawca przejdzie do rzeczy.
- A czy kiedykolwiek pragnął pan, aby role się odwróciły? Jednym słowem, czy kiedykolwiek chciał pan zostać potworem?
Następne pytanie, na które znałem odpowiedź prawdziwą, ale nie znałem właściwej. Sięgnąłem po szklankę i upiłem łyk, zyskując w ten sposób chwilę na zastanowienie. Boże, błogosław prohibicję, pomyślałem przy okazji. Polubiłem whisky dokładnie wtedy, gdy zabroniono jej sprzedaży. Wcześniej, gdy odmawiałem wypicia alkoholu, większość mężczyzn natychmiast traciła do mnie szacunek.
Wróciłem myślami do mojego rozmówcy. Na drzwiach, a także na wizytówce, widniało tylko nazwisko i napis „Biuro", jakby wszyscy doskonale wiedzieli, kim Duwayne C. Noonan jest i w jakim biurze pracuje. Ja nie wiedziałem, co wprawiało mnie w zły humor.
Świst, łomotanie zamka, wycie wiatru w kominie... Rankiem policja znajdzie kilka trupów. W takie noce dziwki dziurawią nożami swoich klientów, a gangsterzy chętniej niż kiedykolwiek sięgają po broń. W takie noce wszystkim puszczają nerwy.
Na twarzy Noonana pojawił się wyraz lekkiego zniecierpliwienia i zorientowałem się, że powinienem wreszcie odpowiedzieć.
- Cóż... - Zawiesiłem głos, desperacko pragnąc zyskać jeszcze kilka sekund.
Choć nie jestem mentalistą, przeważnie łatwo odgaduję, czego ludzie ode mnie chcą. Teraz szło mi gorzej, bo za bardzo się denerwowałem, że mogę stracić taką okazję.
- Potrzebuje pan tych pięciu tysięcy - powiedział Noonan, pochylając się w moją stronę.
Stół zaprotestował skrzypnięciem, lampa znów zgasła i nim się na powrót zapaliła, zdążyłem odzyskać beznamiętny wyraz twarzy. Mój rozmówca trafił w dziesiątkę - naprawdę bardzo potrzebowałem tych pieniędzy.
- Jest pan iluzjonistą, i to nie najgorszym, ale ostatnio jakoś się panu nie wiedzie. Za dużo alkoholu, mam rację?
Nie miał racji, lecz mimo to potwierdziłem. Wolałem, by sądził, że moje kłopoty mają związek z piciem. Mężczyźni - zwłaszcza tacy jak Duwayne C. Noonan - rozumieją pijaków, a nawet traktują ich z podszytą rozbawieniem sympatią.
- Czego pan ode mnie oczekuje? - zapytałem i tym razem były to właściwe słowa, bo Noonan uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Słyszał pan o Danie Pastorinim?
Skinąłem głową. Pastorini był gangsterem - jednym z tych, o których wszyscy doskonale wiedzą, czym się zajmują, a policja wciąż nie może znaleźć na nich haka.
- Pastorini ma dwoje dzieci, Harveya i Marcię. Chcę, żeby zamieszkał pan w jego domu i za pomocą swoich sztuczek nastraszył te dzieciaki. Pięć tysięcy za pięć nocy straszenia.
Zamrugałem, zdziwiony.
- I do tego potrzebny jest panu iluzjonista? Dziecko można przestraszyć bardzo łatwo, wystarczy podkraść się do jego łóżka w nocy i złapać za kostkę...
- To nie takie proste. Chłopiec ma dwanaście lat i nie da się nabrać na coś takiego. Poza tym w pokoju obok sypia opiekunka, a ja nie życzę sobie, żeby pana przyłapała. Aha, i najważniejsze: nie wystarczy tylko trochę pohałasować, dzieci muszą tego potwora zobaczyć. Pańska głowa w tym, jak pan to zrobi.
Spojrzał na mnie, najwyraźniej czekając, aż niemądrze zapytam, po co to wszystko. Nie zapytałem.
Uśmiechnął się z aprobatą, po czym wyjął z kieszeni złożoną na czworo kartkę papieru i ją rozprostował.
- Potwór powinien wyglądać mniej więcej tak.
Rysunek był zrobiony węglem albo bardzo grubym ołówkiem - nie znam się na tym. Przedstawiał trójgłową maszkarę z błoniastymi skrzydłami i sześcioma pazurzastymi łapami. Tułów i dwie głowy zostały naszkicowane dość niedbale, tylko trzecia, środkowa i największa, była dopracowana. Zwierzę miało wypukłe, okrągłe ślepia i pysk pełen ostrych zębów. Można było odnieść wrażenie, że się uśmiecha, takim dziwnym, na wpół ludzkim, na wpół zwierzęcym uśmiechem, który krył jakiś sekret. Chimera? Sfinks? Hydra? Powinienem bardziej uważać na lekcjach, pomyślałem.
- To nie będzie proste... Potrzebowałbym luster i figurki potwora, którą w lustrach można by powiększyć. Muszą być ruchome, żebym mógł ustawić je pod właściwym kątem... - Zamilkłem, pełen wątpliwości. - Tego nie da się zrobić.
- Owszem, da się. Pomiędzy głównym korytarzem a pokojem, w którym sypiają dzieci, jest coś w rodzaju małego przedsionka. Tam można wstawić lustra, a w nocy zrobi pan z nimi, co zechce. Poradzę sobie - zapewnił, widząc moją sceptyczną minę. - Powiedzmy, że w domu Pastoriniego jest ktoś, komu ufam i kto może to dla mnie zrobić.
- I nikt niczego nie będzie podejrzewał? Nikogo nie zainteresuje, skąd te lustra się wzięły i po co?
Duwayne C. Noonan roześmiał się.
- Nie zainteresuje, daję słowo. Wystrój wnętrz to ostatnie, o czym myśli Dan Pastorini. W jego domu jest mnóstwo pokoi i mógłbym się założyć, że facet nie ma pojęcia, co znajduje się w połowie z nich.
- A dzieci? Albo opiekunka?
- Dziewczynka jest jeszcze mała, a chłopiec nigdy się nie interesował magicznymi sztuczkami, więc jeśli nawet zdziwi się, że przybyło kilka luster, to się tym nie przejmie, a już na pewno nie skojarzy tego faktu z potworem. Opiekunką też nie musi się pan martwić.
To brzmiało zbyt dobrze, aby było prawdziwe. Noonan musiał coś przegapić, a ja wiedziałem, że powinienem odmówić.
Z drugiej strony, kusiło mnie pięć tysięcy dolarów. Bardzo kusiło.
Noonan patrzył na mnie z zachęcającym uśmiechem.
- Proszę tylko powiedzieć, czego pan potrzebuje, a ja wszystko załatwię.
***
Dziękujemy wydawnictwu Runa za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...