"Mój przyjaciel Kaligula" - fragment
Dodane: 06-12-2007 16:15 ()
Jacek Piekara
Mój przyjaciel Kaligula
(fragment - „Księga strachu")
Cudowny jest dotyk palców syryjskiej niewolnicy. Kiedy go czuję, wyobrażam sobie, że tak właśnie można by delektować się muśnięciem morskiej piany, z której narodziła się Afrodyta. Kiedy dziewczyna masuje mi skronie, mam wrażenie, jakby odganiała wszystkie troski codziennego życia. Jakby pod opuszkami jej smagłych, smukłych palców ginęły wszelkie kłopoty. Nawet ten kłopot, który leży na blacie inkrustowanej złotem sekretery. Właśnie ten kłopot zapieczętowany cesarską pieczęcią. A przecież to tylko list od mego szczerego druha i przyjaciela Gajusza Juliusza Cezara, nazywanego często Kaligulą. Mojego władcy i boga. A przynajmniej kogoś, kto za mojego władcę i boga chciałby się uważać.
Wiem, co znajduje się w liście. Wiele zapewnień o miłości oraz opis radosnych chwil, które mieliśmy szczęście dzielić. Potem pojawiają się coraz ostrzejsze zdania, coraz więcej wyrzutów i coraz więcej smutku. Na samym końcu mój przyjaciel wyjawia, że z całą pewnością rozumiem, co powinni uczynić ci, którzy zawiedli zaufanie cesarza. Tak, zaprawdę powinienem być mu szczerze wdzięczny, iż nie wysłał po moją głowę cuchnącego winem i cebulą centuriona. Albo, co gorsza, zgorzkniałego Kasjusza Cherei, który tym razem, przynosząc mi rozkaz cezara, odnalazłby wreszcie powód do radości. To w końcu nikt inny tylko ja nakłaniałem Kaligulę, by wyznaczał mu hasła, takie jak: „Daj buziaka" lub „Wypijmy kielicha". Nieszczęsny Kasjusz musiał je potem powtarzać pełniącym służbę pretorianom, próżno starając się obniżyć swój kobieco piskliwy głos. Zawsze lubiłem jego towarzystwo, gdyż zbliżając się w naszą stronę, wprost pulsował nienawiścią, odrazą i strachem. Wyborna mieszanka!
Oczywiście jestem też wdzięczny Kaliguli, że nie zdecydował się przesłuchać mnie w tych samych lochach, w których tak wspaniale wspólnie się bawiliśmy. W ten sposób otrzymałem w prezencie kilkanaście godzin, a to więcej niż mi potrzeba.
- Wezwij Pallasa - rozkazuję ciemnoskóremu niewolnikowi, pełniącemu straż przy drzwiach.
Kiedy widzę, jak się rusza, aż czuję coś w rodzaju estetycznego bólu. Gdy był nieruchomy, przypominał posąg wyrzeźbiony dłutem najznamienitszego z mistrzów, a zaraz potem stał się tylko człowiekiem. Wspaniale zbudowanym, lecz jedynie człowiekiem. Wzdycham, bo przypomina mi to o tezie, mówiącej, że prawdziwe piękno znika z chwilą, kiedy uzmysławiamy sobie jego istnienie.
Pallas, który pojawia się w mojej komnacie, nie jest pięknym mężczyzną, lecz ma bystre oczy i chytry grecki umysł.
- Usiądź i przeczytaj list od naszego najdroższego cesarza - nakazuję.
Spod przymrużonych powiek obserwuję, jak Grek zdejmuje cesarską pieczęć. Nie wyczuwam w nim obawy ani nawet zaniepokojenia. Prawdopodobnie sądzi, że Gajusz Juliusz zaprasza mnie na przyjęcie. Ostatnio chodzą słuchy, iż cezar znowu wybierze się na wojnę z Germanami. I tego chyba najbardziej obawia się Pallas. Że będzie musiał opuścić wygodny Rzym, jeżeli Kaligula zechce, bym towarzyszył mu w wyprawie nad Ren. Potem czyta. Słucham uważnie i jestem pełen podziwu dla Pallasa, który najmniejszym drgnieniem głosu, gestem czy wyrazem twarzy nie zdradza się z tym, jak bardzo jest zdumiony i przerażony. Syryjska niewolnica również rozumie wypowiadane tu słowa. Czuję, że zaczynają drżeć jej palce, więc odganiam ją szybkim gestem i pokazuję, by zajęła się rozmasowaniem mi stóp.
Pallas kończy lekturę i odkłada pergamin na sekreterę. Jest bledszy niż zwykle i spogląda w posadzkę, jakby dostrzegł na niej nad wyraz ciekawy wzór mozaiki.
- Grzeczność wymaga, by odpowiedzieć na taki list - mówię, uśmiechając się. - Napiszmy go po grecku, bo któż jak nie nasz uwielbiany cesarz powiedział, iż jedynie greka potrafi prawdziwie oddać kunszt poetów oraz aktorów.
Pallas rozkłada pergamin i szykuje pióro. Nie muszę się zastanawiać nad treścią pisma. Już dawno przewidziałem podobną sytuację, więc słowa spływają z moich ust lekko i radośnie. Ku coraz bardziej widocznej trwodze Pallasa.
- Czy naprawdę mam napisać „ojcobójca"? - pyta. Jego lęk zdradza tylko ledwo zauważalne drżenie podbródka.
- Wiem, że Tyberiusz nie był ojcem Gajusza, niemniej uduszenie poduszką starca, który go adoptował, możemy chyba uznać za ojcobójstwo? - odpowiadam pytaniem. - A poza tym sam chwalił mi się, że czarami doprowadził do zguby Germanika.
Dyktuję pismo, które nie przejdzie do historii. Kaligula zapewne je podrze lub ciśnie w ogień. Treść przetrwa jednak w pamięci cesarza. Wykpiwam jego brak gustu i talentu, drwię z łagodności, która każe mu oszczędzać senatorów, opowiadam o tym, iż nienawidzą go wszyscy, nawet ci, których obdarzył łaskami. Przytaczam kilka powtarzanych przez niewolników historyjek dotyczących nie tylko witalności cesarza, ale również wielkości jego przyrodzenia. Opowiadam o Druzylli i o tym, jak często mnie odwiedzała. W tym momencie pióro zaczyna drżeć w dłoni Pallasa...
***
Dziękujemy wydawnictwu Runa za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...