Recenzja książki "Droga miecza" Henry'ego Liona Oldiego

Autor: Michał „Sienio" Sieńko Redaktor: Elanor

Dodane: 03-12-2007 19:21 ()


„Droga miecza” to powieść dwóch Ukraińców, Dmitrija Gromowa oraz Olega Ładyżeńskiego, którzy tworzą pod pseudonimem Henry Lion Oldi. W Polsce autorzy są znani z czterech powieści: „Mesjasz formatuje dysk”, „Mag z łaski prawa” i „Magia przeciw prawu” oraz „Drogi miecza”.

Dzieło Oldiego to powieść fantasy o dość specyficznym, jednocześnie ciekawym sposobem prezentacji świata. Fabuła może nie jest rewelacyjna, gdyż głównym wątkiem powieści jest walka dobra (przedstawicielami cywilizowanych emiratów, m.in. Kabiru) ze złem (mieszkańcami Szulmy).

Główni bohaterowie, Czen Ankor z Weju, wraz ze swoim żywym mieczem Jednorożcem wyruszają wraz z drużyną w dalekie, niebezpieczne i nieznane krainy, by tam rozprawić się z niebezpieczeństwem, które czyha na spokojny, cywilizowany świat. Po drodze członkowie wyprawy, a z biegiem czasu jest ich coraz więcej, napotykają różne przeszkody. Jak sobie z nimi radzą? O tym trzeba już przeczytać w książce.

Twórcom powieści należą się słowa uznania, lecz żadne pochwały nie zniwelują minusów lektury, a tych niestety jest sporo. Największym mankamentem dzieła okazała się być akcja, a właściwie jej brak. Gdy wydaje się, że za moment wydarzy się coś niesamowitego, coś co zmieni życie głównego bohatera, następuje krótki i dynamiczny opis działań postaci, a później tempo diametralnie spada. I długo, długo nuda. Obraz świata przedstawiony przez autorów, ubarwiony wielorakimi metaforami i porównaniami, stylizowany na poetycką prozę, nie ujmował mnie za gardło i nie trafiał do mego serca, i choć błędem byłoby przypisać mu brak wyrazistości. Ja jednak wciąż się z nim męczyłem.

I tak kilka razy. Pierwszą złudną nadzieją na przyśpieszenie akcji okazało się zranienie Czena. Zamiast kontynuacji wartkiego potoku zdarzeń, dzięki któremu nie sposób byłoby się oderwać od lektury, na kolejnych kilkudziesięciu stronach następuje opis zadania kowala Kolbena Żelaznorękiego i wewnętrznych dylematów głównego bohatera, moim skromnym zdaniem zupełnie niepotrzebny.

Gdy w końcu główny bohater odzyskuje siły i przejrzystość myślenia, wyrusza w podróż. Pragnie spełnić misję poleconą mu przez jego suwerena, emira Kabiru, a także samemu pójść drogą, którą wybrał dla niego Żółty Bóg Mo.

Następuje przyśpieszenie akcji, lecz zamiast pójść za ciosem, autorzy decydują się na kolejne odwlekania poprzez wplatanie mało ciekawych opisów między rozmowy bohaterów. I tempo znowu spada.

Tyle jednak o wadach, trzeba wspomnieć też o zaletach powieści. Na pewno autorom należą się brawa za oryginalny pomysł, jakim było ożywienie broni. Na początku książka może wydawać się trudna w odbiorze, gdyż zdarzenia obserwowane są z dwóch perspektyw - ludzi i Blaskomiotnych, lecz z każdą przeczytaną stroną lektura staje się coraz bardziej przejrzysta. Blaskomiotni rządzą światem ludzi, nazywają ich Przydatkami, traktują jako tępe narzędzia, które trzeba szkolić, nauczać i nimi kierować. Ludzie zaś mają podobny stosunek do swych broni, choć oddają im należną cześć i otaczają je kultem.

Świat ukazujący się w „Drodze miecza” to bardzo idealistyczna, trochę utopijna wizja, gdyż mieszkańcy Kabiru, Mejlania i innych okolicznych emiratów nie znają morderstw, gwałtów, zamachów stanu, herezji i bluźnierstw. Nawet kobiety i dzieci podnoszą swoje umiejętności we władaniu orężem, gdyż w ten sposób określa się status społeczny, można dzięki swoich niesamowitym zdolnościom wzbić się na wyżyny i być rozpoznawalnym w całym emiracie. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nikt nikogo nie zabija. Nie prowadzi się wojen, znane są jedynie z opowiadań o zamierzchłej przeszłości. Nie ma kalekich ludzi, gdyż, jak to mówią Blaskomiotni, zranienie Przydatka to głupota w czystej postaci.

Sytuacja w „Raju” (czyli w Kabirze i innych emiratach) zmienia się wraz z wprowadzeniem odmiennego sposobu nauczania młodych mieszkańców emiratu. Czy Matowi i Prawda Batim faktycznie odcisnęli tak znaczące piętno na społeczeństwie? A może jednak Asmohat-ta, którego wcieleniem stał się Czen Ankor z Weju, zdołał ugasić ogień Masuda? Czy emiraty spłyną krwią, a Prawda Batim zatriumfuje? Czy starożytny rytuał składania ofiary pradawnemu Masudowi, jednemu z dwóch kowali stojących na rozstaju Dróg, znajdzie kontynuatorów? Czy w końcu dobro zwycięży zło?

Książka wywołała u mnie bardzo sprzeczne odczucia. Z jednej strony, każdą kolejną stronę czytałem z zainteresowaniem i nadzieją, że może akcja rozkręci się i niczym morski wir wciągający statki lektura pochłonie mnie w całości, lecz z kolejnymi stronami przychodził zawód, że to jeszcze nie teraz. Czytałem tak rozdział za rozdziałem, aż doszedłem do końca, który okazał się dość zaskakujący. Dlatego warto sięgnąć po ów tytuł. Zbliża się zima i długie, chłodne wieczory. A nieczęsto można przeczytać, jak przez ból i cierpienie śmiertelnik staje się bogiem.

 

 

Tytuł: ”Droga miecza”

Tłumaczenie: Andrzej Sawicki

Autor: Henry Lion Oldi

Wydawnictwo: Solaris

Rok wydania: 2007

Liczba stron: 500


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...