„1408” – recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 22-11-2007 23:56 ()


Stephen King uchodzi za mistrza literatury grozy. Wiele jego opowiadań czy powieści doczekało się ekranizacji kinowych bądź telewizyjnych. Jednak o sporej ilości z nich można śmiało powiedzieć, że nie spełniły oczekiwań widzów, a tym bardziej wizji samego autora.

Obok świetnych adaptacji pokroju „Carrie" czy „Lśnienia" światło dzienne ujrzały takie artystyczne porażki, jak „Łowca snów" czy „Lunatycy". Nie dziwię się, że każda nowa ekranizacja prozy Kinga wzbudza mieszane uczucia. Taka sama sytuacja miała miejsce w przypadku „1408". Wielkim wyzwaniem jest nakręcenie dzieła, w którym w dużej mierze cały ciężar udźwignięcia przedsięwzięcia spoczywa na jednym człowieku. Co tu dużo pisać, film Mikaela Hafstroma to popis umiejętności Johna Cusacka. Pozostali aktorzy stanowią jedynie dalekie tło (nawet Samuel L. Jackson, którego jest zwyczajnie bardzo mało). Drugim, obok Cusacka, bohaterem obrazu jest pokój o dość symbolicznym numerze - 1408.

Mike Enslin zasłynął jako autor serii książek o paranormalnych zjawiskach. Pisał o dziesięciu najbardziej nawiedzonych miejscach, począwszy od hoteli, na cmentarzach kończąc. Spory wpływ na wybór takiego rodzaju twórczości wywarła osobista tragedia, która dotknęła autora. Wielka, niepowetowana strata, jaką może ponieść kochający mąż i ojciec. Strata dziecka. Obarczanie winą siebie, czy też przerzucanie jej na bliskich, spowodowało rozpad jego małżeństwa. Enslin zmienił się. Stał się człowiekiem zgorzkniałym, cynicznym, a przede wszystkim osobą małej wiary. Miał zadatki na naprawdę świetnego pisarza. Pierwsza książka zdobyła rozgłos i uznanie czytelników. Była bardzo osobistym zapiskiem przeżyć autora, do których zbyt rzadko się przyznawał. Do czasu, aż nie trafił na ślad demonicznego pokoju... 

Poznajemy Enslina jako typową postać sceptycznie nastawioną do duchów i upiorów. Wizyta w pokoju „1408" wydaje się dla niego doskonałym pretekstem na zakończenie nowej książki - ostatni rozdział napisany z wykopem. Mimo licznych ostrzeżeń dyrektora hotelu Dolphin, postanawia spędzić noc w przeklętym pokoju. Początkowo, sytuacje, których staje się świadkiem odbiera jako marne próby wypłoszenia go na zewnątrz. Jednak coraz silniejszy wymiar zjawisk paranormalnych doprowadza autora na skraj obłędu. W tym momencie widz również traci orientację. Granica między rzeczywistością a wyobraźnią ulega zatarciu. Świadomość zaczyna płatać figle, pokój staje się więzieniem, z którego nie ma ucieczki...

„1408" to jeden z tych horrorów, który powstał przy użyciu niezwykle oszczędnych środków. Nie ma tutaj oszałamiających efektów specjalnych, ponieważ budżet obrazu wyniósł raptem 25 milionów dolarów. Mikael Hafstrom postawił bardziej na staromodny model kina grozy, gdzie klimat odgrywa wiodącą rolę. Już samo zamknięcie w małym pomieszczeniu, dla osób cierpiących na klaustrofobię, wywołuje dreszcze na plecach, a co dopiero niewytłumaczalne zjawiska. Pokój nie jest wyłącznie symbolem zła. To także miejsce stanowiące swoiste katharsis dla bohatera.

Reżyser nie zapomniał również o tak ważnej estetyce horroru. Z ekranu nie leją się kubły krwi i nie mnożą pułapki pozbawione dobrego smaku. O nastrój grozy dba sam wystrój pokoju, muzyka, a także zaskakujące rozwiązania. „1408" nie epatuje nadmierną przemocą, co stało się wizytówką współczesnych horrorów. Człowiek w tym filmie jest centralną postacią, a nie tylko mięsem, które można poćwiartować, połamać czy przyprawić na wiele sposobów. Zakończenie również wydaje się być wyważone, w sam raz, nietypowe dla amerykańskich produkcji.

Mimo wielu pochwał można też znaleźć pewne minusy tej produkcji. Pierwszy zarzut tyczy się scen, które wyleciały z emitowanej wersji filmu, a zapewne ujrzą światło dzienne w edycji „director's cut". Jeżeli ktoś uważnie obejrzał zwiastun, mógł dostrzec, iż są w nim momenty, których w filmie brakuje. Trudno wyrokować, czy dłuższa wersja „1408" jest dzięki tym scenom lepsza czy gorsza.

Drugi zarzut dotyczy terminu polskiej premiery, prawie pięć miesięcy po amerykańskim debiucie. Podczas wakacji na ekrany trafiło kilka filmów grozy, które z łatwością mogą konkurować o miano najgorszego tytułu minionego lata. Tymczasem pokaz „1408", nawet po tak długim okresie od światowej premiery, przyciągnął do kina pełną salę widzów. Myślę, iż postać Stephena Kinga oraz jego twórczość posiadają jeszcze całkiem spory potencjał. Przy polskiej premierze „1408" wypada zastanowić się, czy następny film oparty na prozie mistrza grozy - „The Mist" - warto przedstawić widzom dużo wcześniej niż po pięciu miesiącach.

 

Tytuł: "1408"

Reżyseria: Mikael Hafstrom

Scenariusz: Larry Karaszewski, Matt Greenberg, Scott

Alexander

Obsada:

  • John Cusack
  • Samuel L. Jackson
  • Mary McCormack
  • Tony Shalhoub

Zdjęcia: Benoît Delhomme

Muzyka: Gabriel Yared

Montaż: Peter Boyle

Kostiumy: Natalie Ward

Czas trwania: 94 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...