"Resident Evil: Zagłada" - recenzja
Dodane: 20-11-2007 17:59 ()
‘Przeżyliśmy Apokalipsę, teraz czeka nas zagłada’
„Resident Evil: Zagłada”, jest trzecią częścią ekranizacji gry komputerowej. I choć osobiście uważam się zarówno za fankę cyklu, jak i Milli Jovovich, ta część sromotnie mnie rozczarowała.
Zdania miłośników gry – na której podstawie powstała ta trylogia – są podzielone, podobnie jak opinie fanów prezentowanego gatunku. Moim zdaniem pierwsza część była jak najbardziej twórcza. Otóż poznaliśmy specyfikę działania korporacji ‘Parasol’, dowiedzieliśmy się z czym mamy do czynienia i czemu po ‘Ulu’ pętają się stada ‘żywych trupów’. Innymi słowy otrzymaliśmy powiew świeżości i oryginalności w tematyce zombie – choć pewnie cała masa osób się z tym nie zgodzi.
„Apokalipsa” uświadomiła nam, jak zabójczy i zjadliwy jest wirus, pokazała nam także, skąd i dlaczego się wziął – dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane i to stare przysłowie ma w tym przypadku doskonałe zastosowanie. Podobnie jak zmienił się obszar działania wirusa ‘T’, tak zmieniła się i nasza główna bohaterka – Alice. Zainfekowana w pierwszej części, ‘zaszczepiła’ się dostatecznie szybko, by powstrzymać rozwój wirusa w swoim ciele. W drugiej części dowiedzieliśmy się, jak dokładnie wpłynęło na nią zetknięcie się zarówno z zarazą, jak i z antidotum. Przekonaliśmy się, do czego jest zdolna posunąć się korporacja ‘Parasol’. Uzbrojeni w całą tę wiedzę, możemy zasiąść do części trzeciej.
Początek zapowiada się apetycznie. Wprowadzenie jest spójne z dotychczasową treścią i wydaje się jej naturalną konsekwencją – co prawda ponurą oraz skrajnie pesymistyczną, ale doskonale wpasowującą się do fabuły. Działanie wirusa ‘T’ rozszerzyło się na całą planetę, wywołując dość zabójcze skutki. Ci, którzy ocaleli (wśród nich znani nam bohaterowie), aby przeżyć, muszą cały czas pozostawać w ruchu. Widok swoistej karawany, mknącej przez szosy, skojarzył mi się dość jednoznacznie z „Mad Maxem”. Dawna siedziba hazardu – Las Vegas, można by rzec, powróciła do korzeni – mianowicie znów stała się pustynią. Wśród piasków zmierzą się z sobą ci, którzy przeżyli, z tymi, którzy żyją ‘inaczej’. Oczywiście „Resident Evil” nie byłby „Resident Evil”, gdyby znów nie mieszała się we wszystko korporacja ‘Parasol’. Śmiało można zatem rzec, iż zagładę, poza niedobitkami, przetrwają karaluchy i ‘Parasol’. Sama treść filmu wypada raczej słabo, zwłaszcza na tle poprzednich opowieści. Przez cały czas oglądania nie mogłam pozbyć się natrętnego poczucia ‘ale to już było’. Trzecia część raczej odkurza i podaje w nowej formie znane z poprzednich odsłon serii schematy i treść.
Oczywiście są też mocne punkty tej produkcji. Sama Alice jest zarówno mocną, jak i słabą stroną filmu. Milla Jovovich zagrała dobrze, sceny walk są efektowne, wewnętrzne rozdarcie i determinacja bohaterki doskonale odzwierciedla mimika twarzy i charakterystyczne dla tej aktorki ‘przeszywające’ spojrzenie. Jednak nawet Milla nie mogła ‘przeskoczyć’ pewnych braków i niespójności scenariusza związanych z samą Alice. Bo choć grana przez Jovovich postać powinna być zdecydowanie silna i obdarzona tymi i owymi zdolnościami, to po obejrzeniu filmu nabrałam przekonania, że scenarzyści zdecydowanie przesadzili.
Również grany przez Odda Fehra – znany z poprzedniej części – Carlos Oliver zasługuje na uwagę. Ta sympatyczna postać silnego i gotowego do poświęceń, byłego członka jednostek zbrojnych wspomnianej wyżej korporacji, budzi sympatię. Choć niekiedy jego sposób działania poddaje w wątpliwość posiadanie przez Carlosa instynktu samozachowawczego, to jednak charakter postaci sprawia, że i to można mu wybaczyć. Fanów serialu ‘Heroes’ ucieszy zapewne udział w przedsięwzięciu Ali Larter, która wcieliła się w silną i zdecydowanie bezkompromisową Claire Redfield.
Podsumowując, mocną stroną filmu są dialogi, w większości udane i zabawne, efekty specjalne, gra aktorska na bardzo przyzwoitym poziomie, a także sceny walki. Minusy to głównie słabości i niedociągnięcia scenariusza, niekiedy dość mocno widoczne, a miejscami szyte tak grubymi nićmi, że aż pozostawiają niesmak. Tak czy inaczej film obejrzeć warto, zwłaszcza jeśli ktoś oglądał dwie poprzednie części. Mimo, że obraz jest przeciętny, to polecałabym go fanom gatunku chociażby ze względu na kreację opisanych przeze mnie aktorów, no i by móc spokojnie nie zgodzić się z powyższą recenzją. A Milla, cóż, im jest starsza, tym piękniejsza.
Tytuł: "Resident Evil: Zagłada"
Reżyseria: Russell Mulcahy
Scenariusz: Paul W.S. Anderson
Obsada:
- Milla Jovovich
- Oded Fehr
- Ali Larter
- Iain Glen
- Mike Epps
- Spencer Locke
- Ashanti
Zdjęcia: David Johnson
Muzyka: Tyler Bates, Charlie Clouser
Czas trwania: 94 minuty
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...