LARP w Motyczu

Autor: Marcin "Słowik" Słowikowski Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 09-11-2007 17:55 ()


 

Idea LARPa terenowego jest powszechnie znana w środowiskach graczy RPG. Odbywają się liczne tego typu projekty, jak choćby Flamberg, Zapomniane Krainy, Obcy kontra Marines, czy neuroshimowe Tornado. Bieganie po lesie z mieczem/łukiem/toporem, dźwiganie na garbie kolczugi albo snucie się w ciemnej szacie z kapturem, wykonywanie zadań i zrywanie sobie nawzajem pasków życia  - nic nowego.

LARP zorganizowany przez Klub Miłośników Fantastyki i Gier Fabularnych Grimuar w Motyczu Leśnym, w połowie października, teoretycznie nie odbiegał schematem od pozostałych. Zasadniczą różnicą był jednak fakt, że gra wyszła poza środowisko RPG-owców. Została przygotowana na potrzeby programu wymiany młodzieży zorganizowanej przez lubelską Fundację Szczęśliwe Dzieciństwo. Była to pierwsza tego typu inicjatywa w programie Fundacji.

Pomysł i propozycja przygotowania LARPa wyszły od jednego z pracowników, który miał wcześniej styczność ze środowiskiem graczy RPG. Zainteresowała go możliwość zaadaptowania gry na warunki projektu. Członkom klubu pomysł przypadł do gustu i zgodziliśmy się na współpracę. Organizacja takiego przedsięwzięcia wymaga sporych nakładów pracy oraz zaangażowania co najmniej kilku osób, ale Grimuar ma dosyć bogate tradycje i spore doświadczenie, jeśli chodzi o gry na żywo. Do tego LARPa jednak trzeba było podejść z trochę innej strony.

W programie uczestniczyła młodzież z Polski, Niemiec i Ukrainy. Zatem pierwszą trudnością do pokonania była bariera komunikacyjna. Dowiedzieliśmy się, że Ukraińcy porozumiewają się dobrze po angielsku, Polacy trochę gorzej, a Niemcy bardzo słabo. O ile z Polakami zawsze można było mówić po polsku, to z Niemcami nie szło się dogadać w żadnym innym języku oprócz niemieckiego. Oczywiście, w tego typu projektach zawsze są obecni tłumacze. Jednak nie sposób pozwolić sobie na ten komfort, aby przydzielić dwu tłumaczy na każdą drużynę.

Druga kwestia związana była z faktem, że w zabawie wezmą udział ludzie, którzy bardzo prawdopodobnie nigdy wcześniej nie słyszeli o czymś takim jak LARP - co zresztą się sprawdziło. Aby dotrzeć do nich i wciągnąć ich do zabawy, zdecydowaliśmy się na reprezentacyjną konwencję fantasy. Postanowiliśmy maksymalnie uprościć fabułę i skupić się na wykonywaniu zadań. Właśnie z tego powodu zrezygnowaliśmy z odgrywania ról przez graczy, na rzecz przygotowania ciekawych, archetypicznych bohaterów niezależnych. Domyślaliśmy się, że lepszy efekt osiągniemy w ten sposób, niż prosząc przeciętnego niemieckiego czy ukraińskiego nastolatka o udawanie wojownika, druida czy łotrzyka.

Wymyśliliśmy prostą historię, rodem z bajek opowiadanych na dobranoc lub przygód początkujących Mistrzów Gry. Pewną krainę opanowały złe moce. Światu grozi zagłada, a król, za ich sprawą, zapadł na tajemniczą chorobę. Jedynym sposobem na uratowanie obu jest zdobycie sześciu smoczych jaj, każdego w innym kolorze. Uczestnicy zostali podzieleni na sześć międzynarodowych drużyn i mieli czas na wykonanie zadania do północy. Ta, która pierwsza ukończy misję, wygrywa.

Jaja można było zdobyć za wykonywanie zadań zlecanych przez bohaterów niezależnych. Odnaleźć magiczny amulet czarodzieja, zdobyć wodę życia dla kapłanki w świątyni, przynieść do karczmy przyprawy od włóczykija, przetłumaczyć krasnoludowi wiadomość pisaną w języku elfów, przekazać rycerzowi informacje o zbójach grasujących w lesie, zdobyć dla wiedźmy kurzą łapę do przygotowania eliksiru - to tylko niektóre przykłady. Można było również handlować z bohaterami niezależnymi i wymieniać smocze jaja z innymi drużynami, pamiętając, że jedne są rzadsze, a co za tym idzie, cenniejsze od innych.

Do naszej dyspozycji został udostępniony cały teren ośrodka, którego część stanowił niewielki las. Poszukiwaczy przygód wyposażono w latarki i opaski odblaskowe, a także paski życia, których trzeba było bronić przed innymi drużynami oraz czającymi się w gąszczu zbójcami. Kiedy zaczęło doskwierać zimno - a noc do najcieplejszych nie należała - można było ogrzać się przy ognisku krasnoluda albo wstąpić do karczmy na ciepłą strawę. Pisząc o karczmie, mam na myśli pomieszczenie, które faktycznie wygląda jak starodawna, mała gospoda ze zbijanymi z desek stołami i ławami, szynkiem i starymi przedmiotami potęgującymi klimat.

Jednak większość ciężaru zbudowania klimatu spoczęło na barkach BN-ów. Wszystkie postaci zostały dokładnie opracowane i odegrane przez członków klubu. Diabeł, jak mówią, tkwi w szczegółach, a nam zależało, aby zrobić jak najlepsze wrażenie. Dużą zasługą było to, że pierwszy kontakt z przebranymi i ucharakteryzowanymi klubowiczami gracze mieli dopiero w ciemnym lesie. Przed duchem snującym się po błoniach wszyscy uciekali i nikt nie wybuchł śmiechem na widok kolesia z elfickimi uszami.

Kiedy wybiła północ, wszyscy zgromadzili się w sali tronowej, gdzie odprawiony został magiczny rytuał, który przepędził złe moce i uzdrowił króla. Ten, na dowód poprawienia stanu zdrowia, zaczął podskakiwać, robić przysiady i pompki wśród zgromadzonych przed tronem pojemniczków z jajkami - co wywołało krzyki przerażenia wśród graczy. Na koniec odbyło się uroczyste pasowanie zwycięzców na rycerzy i damy dworu oraz ostatnie zmagania o rękę księżniczki (czyli kurzą łapkę). Po zakończeniu zabawy czekała nas długa sesja zdjęciowa.

I uczestnicy, i organizatorzy bardzo pozytywnie wypowiedzieli się na temat LARPa. Opiekunów i tłumaczy zaskoczył fakt, jak bardzo młodzież zaangażowała się w zabawę. Nas zadziwili tym, że chcieli oddawać za smocze jaja swoje komórki, drogie zegarki albo płacić w euro. Potem zmęczeni bieganiem, położyli się grzecznie do łóżek, zapewniając pierwszą spokojną noc opiekunom. My jeszcze długo rozmawialiśmy na ten temat w karczmie - niestety nie przy kufelku piwa, ale może następnym razem...

Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, ale być może jeszcze kiedyś zostaniemy zaproszeni do Motycza Leśnego, aby zorganizować tam LARPa. Kto wie, może ta forma rozrywki na stałe wpisze się do programu wymian młodzieży organizowanych przez Fundację Szczęśliwe Dzieciństwo. Być może będzie szansą na zorganizowanie projektu skierowanego do klubów skupiających fantastów. Pożyjemy, zobaczymy. Jak na razie jedynym pewnikiem jest to, że w kilku domach rodzice będą musieli wysłuchać historii, jak ich dzieci walczyły w Polsce ze złem, zbierając surowe kurze jajka barwione farbkami spożywczymi i złotym sprayem.

 

 

 

Strona fundacji: http://www.fsd.lublin.pl/portal/

Strona klubu Grimuar: http://www.grimuar.org/

Galeria zdjęć z LARPa: http://grimuar.org/album_cat.php?cat_id=89%5b


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...