Recenzja książki „Pan Lodowego Ogrodu” t. 2 Jarosława Grzędowicza

Autor: Piotr „Murgen” Banach Redaktor: Elanor

Dodane: 30-10-2007 14:12 ()


Czasami sięgamy po książkę przypadkiem, czasem przeczytamy, bo ktoś poleci nam jakiś tytuł, a bywają takie pozycje, na które czekamy nawet latami. Do takich książek należy właśnie drugi tom „Pana Lodowego Ogrodu” autorstwa Jarosława Grzędowicza. Myślę, że nie byłem w tym wyczekiwaniu odosobniony.

Pierwszy tom książki zdobył Zajdla nieprzypadkowo. Niewiele razy zdarzało mi się w polskiej fantastyce przeczytać dzieło, które łączy SF z fantasy, czyniąc to w sposób głębszy, w odróżnieniu od zalewu fantastyki młodzieżowej czy humorystycznej. Autorowi ta sztuka się udała, szkoda że kazał nam wszystkim czekać na ciąg dalszy aż dwa lata.

Muszę przyznać, że książkę czyta się szybko. Może nawet za szybko. Gdyby nie brak czasu, pochłonąłbym ją w jeden wieczór, ostatecznie zajęło mi to dwa popołudnia.

Od razu zaznaczę, że gdzieś w połowie lektury uświadomiłem sobie, iż wydarzenia nabrały rozmachu, jakiego ten tom nie pomieści. Niedługo potem byłem już tego pewien. Mam nadzieję, że na kolejną część (a może części) nie trzeba będzie równie długo czekać.

Wróćmy więc do naszego bohatera i – bądź co bądź – krajana, Vuko Drakkainena, Nocnego Wędrowca czyli Nitj'sefni w języku ludzi wybrzeża. Kto z was nie był ciekaw jak potoczą się dalsze losy naszego herosa z gwiazd? Pytanie chyba retoryczne. Otóż śpieszę donieść, że nasz bohater, którego nieprzewidziany splot wydarzeń zastopował nieco w miejscu, rusza w dalszą drogę. To wydawało się zresztą oczywiste. Wyjaśni się również dlaczego Van Dyken nie rozprawił się z Vuko ostatecznie. Nie obywa się przy tym bez pomocy nieoczekiwanych sojuszników i magii. Od chwili, kiedy Drakkainen rusza odnaleźć przyjaciół i spełnić misję, akcja nabiera tempa. Cyfrowy anioł stróż naszego przyjaciela - Cyfral - zmienia powierzchowność i swój sposób działania, a Nitj'sefni zyskuje nowe możliwości.

Wokół nasila się szaleństwo Ludzi Wężów a na moc uroczysk spoglądamy z innej perspektywy.Wyprawa Vuko kończy się nieoczekiwanym zwrotem akcji, w wyniku którego szykuje się nowa podróż. Jak w pierwszym tomie, tak i tu mamy fragmenty humorystyczne. Najbardziej utkwiły mi w pamięci momenty, gdy Vuko testuje namiastkę pistoletu oraz gdy próbuje wyjaśnić Ludziom Ognia ideę mapy.

Podobnie jak przybysza z gwiazd, także uciekającego kireneńskiego księcia Filara gnębią poważne problemy. Długotrwała podróż nie obywa się bez komplikacji, i to nie tylko ze strony wyznawców kultu Podziemnej Matki. Jedyny opiekun następcy tronu, Brus, również wpada w tarapaty spowodowane jego niecodziennymi zdolnościami. Na szczęście książę zyskuje nowych towarzyszy podróży, którzy stają się bardzo przydatni. Poznajemy szybkobieżne pustynne wierzchowce – ornipanty, taktykę walki na pustyni i Pustkowie Snu, po czym akcja szybko zmierza do nieoczekiwanego finału.

Z perspektywy czytelnika, który dał się wciągnąć w niesamowity świat stworzony przez pisarza, muszę przyznać, że czuję niedosyt. Niedosyt tego, że mimo sześciuset stron książka dała przeczytać się tak szybko. Chociaż działo się wiele, akcja nie posunęła się zbytnio do przodu.

Jednak nie należy traktować tego jako zarzutu, gdyż powieść czyta się z wielką przyjemnością i niewątpliwie z utęsknieniem czekam na ciąg dalszy, bo tom drugi jeszcze bardziej wciągnął mnie w mozaikę świata Midgaardu.

Nie będę przekonywał, że jest to dzieło wybitne, bo zdarzały się lepsze książki. Jednak wśród polskiej fantastyki rozrywkowej jest to jedna z najlepszych pozycji. Kto nie czytał, niech koniecznie sięgnie najpierw po tom pierwszy, bo chyba większości tych, którzy czytali tom pierwszy, zachęcać dłużej nie trzeba.

 

 

Tytuł: „Pan Lodowego Ogrodu” t. 2

Autor: Jarosław Grzędowicz

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Rok wydania: 2007

Liczba stron: 632

Wymiary: 125 x 195 mm


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...