Recenzja książki "Ziemia bez radości" Nika Pierumowa

Autor: Vanilla Dice Redaktor: Elanor

Dodane: 28-10-2007 19:06 ()


„Ziemia bez radości” Nika Pierumowa z pewnością nie da się łatwo zaklasyfikować do któregokolwiek z nurtów fantasy. Są tu i potężni herosi, którzy swoimi czynami przeważają szalę losów świata, są wielkie bitwy. Jest magia, czasem grająca w danym zdarzeniu pierwsze skrzypce, czasem będąca ledwie bladym tłem w opisywanej przez autora scenie. Jest i mroczny, niebezpieczny świat, w którym ludźmi kierują zazwyczaj najniższe pobudki, życie nie jest w cenie a ciągły stan zagrożenia popycha ludzi do najpodlejszych zachowań – byleby ocalić siebie. Takie „nieortodoksyjne” podejście do podjętego tematu może brać się stąd, że autor, biofizyk z Leningradu mieszkający obecnie w USA, reprezentuje zupełnie inny krąg kulturowy niż większość autorów powieści spod znaku miecza i ognistej kuli. Bo klimat mroźnej, średniowiecznej Rusi jest wyraźnie odczuwalny kiedy czyta się „Ziemię bez radości”. Nie chodzi tylko o nazewnictwo, jakiego używa Pierumow, ale i o mentalność jego bohaterów, prezentowane na kartach książki opisy krajobrazów czy w końcu o to ciężko uchwytne „coś” co nadaje duchowej strawie przygotowanej przez autora ów wschodni posmak.

To, co może najbardziej zaskoczyć czytelnika w tej książce, to częste przeskakiwanie pomiędzy dziejącymi się jednocześnie wątkami. Pisarz czasem ledwie kilka akapitów poświęca jednemu bohaterowi, by za chwilę przeskoczyć do innych, przebywających w zupełnie innej części opisywanej krainy i robiących zupełnie co innego. Z jednej strony jest to zrozumiałe, bo autor chciał pokazać równoległe dzianie się kilku wątków mających równie ważne dla fabuły znaczenie, ale zarazem wprowadza sporo chaosu w odbiór całości. Nawet doświadczony czytelnik może pogubić się w tym, kto z kim, gdzie i po co. W dodatku ilość wątków i bohaterów pierwszoplanowych jest... imponująca. Pierumow ciągle wprowadza nowe motywy i nowe postacie. Chociaż „Ziemia bez radości” nosi podtytuł „księga Eltary i Argnista” to owe postacie nie są wcale tak kluczowe jak by się mogło wydawać, momentami znikają z akcji całkowicie, a de facto ich poczynania, jakkolwiek istotne i jak najbardziej bohaterskie, z perspektywy całej historii okazują się być nie takie znowu najważniejsze. A w ostatnich scenach wielkiej magicznej bitwy nie uczestniczą oni wcale.

W książce Pierumowa zauważyłem też coś co roboczo nazwałem „zakrzywieniem czasoprzestrzeni”. Czasem akcja dzieje się wolno, postacie są bardzo „realne” a za chwilę mamy już zupełnie inny styl narracji, z hordami potworów, wielkimi magicznymi eksplozjami itp. Na początku etap życia tytułowego Argnista w jego chutorze jest opisywany bardzo dokładnie i plastycznie natomiast w późniejszej części książki powtórne objęcie dowodzenia nad stworzoną przez niego armią i zwyciężenie wojsk królewskich to ledwie wzmianka, którą senny czytelnik mógłby niechcący pominąć. A co najśmieszniejsze, nawet tego nie zauważy, bo później Argnist już się nie pojawia (a do końca książki zostało jeszcze sporo) a odniesione przez niego spektakularne sukcesy militarne (mające notabene znaczny wpływ na kształt mapy politycznej opisywanej krainy) w dalszej części opowieści są w zasadzie niezauważalne. Podczas czytania ciągle pojawiają się nowe pytania, a żadnych odpowiedzi. Nowe postacie mające odegrać w kluczowych wydarzeniach jakąś rolę okazują się wprowadzać tylko więcej zamieszania a wątki poboczne z nimi związane nijak się mają do całości i zazwyczaj sprawiają wrażenie przyklejonych na siłę.

Kolejną rzeczą, o której warto napisać, są zwroty akcji i zbiegi okoliczności w „Ziemi bez radości”. Te pierwsze są częste oraz nieprzewidywalne oraz... momentami bezsensowne. Fakty następują po sobie, niby jedne wynikają z drugich, ale cały czas czytelnikowi towarzyszy uczucie, że autor przesadza i całość nie jest spójna. W ogóle „Ziemia bez radości” chwilami stylem przypomina staroruskie latopisy. Pory roku mijają, ten napadł na tamtego, tej urodziło się dziecko, tam coś wybuchło, itd. Oczywiście latopisy mają swój nieodparty urok, ale książka Pierumowa ma się w tym względzie do np. „Powieści minionych lat” jak proca do głowicy nuklearnej. Niby cel podobny, ale zupełnie inny kaliber... Natomiast osobną kwestią są zbiegi okoliczności. Są dziwne, mało wiarygodne i tak częste, że czytelnik zupełnie uodparnia się na jakąkolwiek dozę zaskoczenia, które mogą ze sobą przynosić. Fabularnie można je wytłumaczyć magicznym Prawem Równowagi, które ma w świecie wymyślonym przez autora wpływ na wszystkich i wszystko, ale słabe to wytłumaczenie, a poza tym samo prawo też jest mało przejrzyste i chyba sam autor nie do końca wiedział, jak ma ono działać.

Natomiast co do całej historii zawartej w książce to, jak już wspomniałem, wydaje się ona częścią wyjętą z całości. O ile rozpoczęcie jest ciekawe i świetnie wprowadza w surowy klimat żyjących w ciągłym zagrożeniu Wolnych Chutorów, to zakończenie, pomimo swej całej epickości i widowiskowości nie rozwiązuje absolutnie niczego. Sporo postaci ginie, raczej w bezsensowny sposób, zniszczenia są ogromne a czytelnik pozostaje z pytaniem: „Ale o co chodzi?”. Wiem, że „Ziemia bez radości” to część większego cyklu. Być może w kolejnych tomach sprawy stają się jaśniejsze, ale jeśli wyodrębnia się jakąś cześć całej historii, to powinno się to robić z jakimiś założeniami. Jeśli proponuje się czytelnikom kupno książki, powieści, to powinna ona stanowić kompletny produkt, a tym w mojej opinii dzieło Pierumowa nie jest.

 

 

Tytuł: „Ziemia bez radości. Księga Eltary i Argnista”

Tytuł oryginału: „Ziemla biez radosti”

Autor: Nik Pierumow

Tłumaczenie: Ewa Skórska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Rok wydania: 2007

Wymiary: 130mm x 200mm

Oprawa: miękka

Liczba stron: 448


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...