„Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 24-07-2025 21:45 ()


Czwarty raz na ekranie, ale pierwszy z taką kontrolą Marvel Studios – Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki Matta Shakmana to film, który chce być manifestem rodzinnych wartości, hołdem dla retrofuturystycznej wyobraźni i zarazem nowym początkiem dla nieco skostniałego uniwersum filmowego Marvela. Tyle że ten początek to także koniec złudzeń. Bo choć z pozoru większość elementów się zgadza – styl, patos i ciepło – to pod konwencją staromodności kryje się pustka stanowiąca znak czasów. Niniejszy film tylko odrobinę jest lepszy od Supermana Jamesa Gunna, a zawdzięcza to strukturze narracyjnej. Dla jednych będzie ona schludna, dla drugich – mocno przewidywalna.

Czwórka bohaterów, którzy swoją tożsamość zawdzięczają wspólnej katastrofie w przestrzeni kosmicznej, od początku była alegorią rodziny jako projektu nowoczesnego: z nauką zamiast Boga, z konfliktem zamiast harmonii, z cielesnością zamiast ducha. Film Shakmana, inspirowany pionierskimi historiami duetu Lee–Kirby, powraca do tego mitu, ale jest wyprany z pierwotnego niepokoju przed nieznanym. Przestrzeń kosmiczna to już nie miejsce lęku i obcości (jak u Matthew Yockeya), ale sterylna plansza dla rodzinnej przygody. Nawet Galactus – demiurgiczny głód wszechświata – zostaje oswojony przez narrację nieznającą poczucia katastrofy. Poród Sue Storm podczas misji to moment wieloznaczny – równie groteskowy co sakralny – ale jego energia nie zostaje nigdy przekuta w konflikt wartości. Trudne nie patrzeć na tę wspólnotę indywidualności jako rodzinę z prawdziwego zdarzenia. To raczej kolejna franczyza skłaniająca do konsumpcji.

Nie do końca Pedro Pascal przekonuje mnie jako Reed Richards. W jego interpretacji postać Reeda nabiera intrygującej ambiwalencji: to naukowiec, który próbuje opancerzyć się przed uczuciami, ale i ojciec, który staje się emocjonalnym epicentrum świata. W jego spojrzeniu skrywają się lęki bardziej pasujące do bohatera Bergmana niż Marvela – i może właśnie dlatego pasuje do tej konwencji jak pięść do nosa. Jego działania są aktem z jednej strony czułości, z drugiej: panoptycznego szaleństwa. Niestety, film nie ma odwagi, by pójść dalej tym tropem i uczynić z Reeda postać tragiczną. Jak pisał Robert Genter o klasycznej Czwórce, jej moc polegała na zderzeniu codzienności z nadnaturalnością. Tutaj codzienność zostaje wyabstrahowana w pastelową formę bez treści.

Wizerunek retro Budynku Baxtera, kostiumy w stylu Pan Am i analogowe gadżety to najmocniejsze atuty filmu. Twórcy próbują zrekonstruować nie tylko ikonografię komiksów Lee/Kirby’ego, ale też ich emocjonalną jakość. Jak pisze Christina Dokou, ciało w Fantastic Four to zawsze było miejsce przemiany i transgresji. Tutaj natomiast estetyka służy wypolerowaniu świata – a nie jego zakwestionowaniu. Nawet Galactus, który mógłby być figurą kapitalistycznego nienasycenia, zostaje pozbawiony symbolicznej grozy. Świat staje się Disneylandem.

Film wprowadza konflikt emocjonalny – ciąża Sue, dylemat Reeda, relacja Johnny’ego z Surferką – ale nie rozwija ich jako osi narracyjnych. Konflikty rozwiązywane są niemal automatycznie, bez czasu na głębię, bez oporu. Jak zauważa Tomasz Żaglewski, współczesne podejście Marvela do własnych postaci to ekonomia transmedialna, nie dramaturgiczna. Czwórka nie jest tu rodziną, która się rozsadza i rekonstruuje – tylko zestawem archetypów do przyszłego team-upu w Avengers: Doomsday.

Pierwsze kroki nie opowiadają historii genezy – ale nie opowiadają też historii przemiany. Wychodzą od status quo i zmierzają do jeszcze bardziej przewidywalnego status quo. Ziemia 828 nie jest ani alternatywą, ani rewolucją – to strefa komfortu dla nostalgii. Film udaje samodzielność, ale wie, że jego istnienie ma sens tylko jako przyczółek dla kolejnych filmów. Nawet tytuł to ironia: „pierwsze kroki” nie prowadzą ku wolności, ale ku kolejnemu stadium MCU jako strukturalnego pop-systemu.

Fantastyczna Czwórka była kiedyś laboratorium lęków zimnej wojny, eksploracją relacji rodzinnych, afektywnego innego i technologicznego ciała. W Pierwszych krokach pozostaje jedynie ładna fasada tych idei. Film nie jest zły – jest po prostu zbyt gładki. Zbyt bezpieczny. Jakby Marvel naprawdę chciał nam dać bajkę – ale zapomniał, że bajka działa tylko wtedy, gdy strach jest realny. Pierwsze kroki to pięknie zagrana w obsadzie drugoplanowej, perfekcyjnie zaprojektowana, ale wewnętrznie powierzchowna opowieść o tym, co by było, gdyby rodzina była zawsze funkcjonalna. A przecież komiksowa Fantastyczna Czwórka uczyła nas, że rodzina działa wtedy, gdy się psuje.

Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki to opowieść estetyczna, nie egzystencjalna. Film, który przywraca mit pierwszej rodziny Marvela, ale pozbawia go brudu, ciała i konfliktu. W świecie retroprzygody wszystko wygląda jak trzeba – tylko że nic naprawdę się nie dzieje. Zbyt błyszczące i zachowawcze to wszystko.

Ocena: 6/10

Tytuł: Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki

Reżyseria: Matt Shakman

Scenariusz: Josh Friedman, Eric Pearson, Jeff Kaplan, Ian Springer 

Obsada:

  • Pedro Pascal
  • Vanessa Kirby
  • Ebon Moss-Bachrach
  • Joseph Quinn
  • Ralph Ineson
  • Julia Garner
  • Natasha Lyonne
  • Paul Walter Hauser
  • Mark Gatiss

Zdjęcia: Jess Hall

Muzyka: Michael Giacchino

Montaż: Nona Khodai, Tim Roche

Scenografia: Jille Azis

Kostiumy: Alexandra Byrne

Czas trwania: 114 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus