„Grzesznicy” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 23-04-2025 22:00 ()


W świecie "Grzeszników" dzień jest kłamstwem. Światło zalewa spękaną ziemię Missisipi, a kamera z cierpliwością dokumentalisty notuje rytuały codzienności: nabożeństwa, pogrzeby, rozmowy na ganku, wzrok spuszczony pod ciężarem niewypowiedzianych historii. To przestrzeń podszyta pamięcią, miejsce, gdzie każdy krok odbywa się po kościach przodków zakopanych w ziemi, gdzie każda rozmowa rozgrywa się na tle murów, które pamiętają krzyk.

Ryan Coogler nie opowiada historii. On ją wydobywa, warstwa po warstwie, jakby zdzierał skórę rzeczywistości, aż ukaże się surowa, czernią pulsująca prawda. „Grzesznicy” rozpoczynają się niczym zapomniany rozdział etnografii Południa, ale szybko widać, że to tylko iluzja: dzień, choć złocisty, jest tylko przedsionkiem nocy.

Kiedy zapada zmrok, rzeczywistość traci kontury, a historia wpełza do kadru — nie jako przypowieść, ale jako żywy organizm. Horror, który eksploduje w drugim akcie filmu, nie jest wynalazkiem fabularnym. To naturalna konsekwencja świata, który nigdy nie przepracował swojej przemocy, który nigdy nie wyznał swoich grzechów. Duchy niewolników, potwory ulepione z historii plantacji i lynchingu, deformacje przemocy, która nigdy nie umarła — to nie metafory. To materialne efekty wyparcia, niepamięci, milczenia.

Michael B. Jordan, podwójny, rozdwojony, staje się ikoną niemożliwego wyboru. Elijah i Eliasz to nie dwie osoby — to dwie możliwości, dwie reakcje na tę samą truciznę. Jeden szuka transcendencji, drugi poddaje się gniewowi, który system wyhodował w jego żyłach jak pasożyta. Coogler, niczym antyczny dramatopisarz, odmawia nadania priorytetu jednej ścieżce. W świecie „Grzeszników” moralność jest luksusem, na który niewielu może sobie pozwolić, a wybór – zawsze skażony.

Wszystko w filmie pracuje na rzecz tego poczucia klaustrofobii istnienia. Zdjęcia Rachel Morrison, ziarniste, odarte z upiększeń, płynnie przechodzą z realizmu w estetykę koszmaru. Światło staje się pułapką, cienie przybierają kształty, których wolelibyśmy nie widzieć. Muzyka jest oszczędna, drgająca jak struna, gotowa pęknąć pod ciężarem tego, co niewypowiedziane.

Coogler nie daje widzowi ulgi. Nawet w finale, kiedy wydawałoby się, że bohaterowie przekroczyli jakąś symboliczną granicę, nad miasteczkiem dalej wisi zmęczone, ciężkie światło świtu — przypomnienie, że żaden rytuał oczyszczenia nie jest ostateczny, gdy społeczeństwo nie potrafi przyznać się do swoich demonów.

„Grzesznicy” to film, który wyrasta z ducha afroamerykańskiego doświadczenia, ale zarazem przekracza jego ramy, tworząc uniwersalną przypowieść o winie zbiorowej, o strukturze, która pożera jednostkę i każe jej tańczyć w rytmie cudzych grzechów. To kino duszne, niepokojące, zrywające zasłonę iluzji nad amerykańskim mitem postępu.

W jego najciemniejszym momencie, gdy Elijah staje samotnie naprzeciw tego, co nie ma twarzy, „Grzesznicy” ukazują, czym naprawdę jest horror: nie nagłym strachem przed tym, co przychodzi z zewnątrz, ale powolnym uświadomieniem sobie, że to, co przeraża, zawsze było już w nas.

Ocena: 8,5/10

Tytuł: Grzesznicy

Reżyseria: Ryan Coogler

Scenariusz: Ryan Coogler

Obsada:

  • Michael B. Jordan
  • Miles Caton
  • Hailee Steinfeld
  • Andrene Ward-Hammond
  • Jack O'Connell
  • Tenaj L. Jackson
  • Delroy Lindo
  • Helena Hu
  • Yao
  • Jayme Lawson

Muzyka: Ludwig Göransson

Zdjęcia: Autumn Durald Arkapaw

Montaż: Michael P. Shawver

Scenografia: Monique Champagne

Kostiumy: Ruth E. Carter

Czas trwania: 131 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus