Recenzja książki "Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka" Romualda Pawlaka
Dodane: 27-09-2007 20:59 ()
Na potrzeby tej recenzji pozwolę sobie dokonać podziału całego zbioru opowiadań. Na początek:
Część o Filleganie z Wake
Rycerz-mag Fillegan z Wake pojawił się w wydanej w 2004 przez Runę książce Romualda Pawlaka „Rycerz bezkonny”. Tamtych opowiadań nie czytałam, więc moja wiedza o Filleganie ogranicza się tylko do tego, co znajduje się w zbiorze „Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka”, a na ich podstawie trudno mi stwierdzić, żeby był to mój ulubiony bohater. Jednak po kolei.
Fillegan stracił swoje dobra i zamek. A właściwie stracił je jego ojciec, który zbankrutował po tym jak nie powiodła mu się hodowla wielbłądów. Fillegan wędruje po kraju, starając się jakoś utrzymać przy życiu i marząc o odebraniu rodowych dóbr kupcowi Ayermine. Całkiem pomocne okazują się tu księgi czarodziejskie, dzięki którym rycerz zdobywa wiedzę magiczną. Utrzymuje się z usług magicznych świadczonych tym, którzy są w stanie za nie zapłacić.
I tak oto radzi sobie bohater od opowiadania do opowiadania. Można przy tym zauważyć tu pewne prawidłowości. Fillegan jest konformistą i chce jak największego zysku przy jak najmniejszym nakładzie sił. To oczywiście można zrozumieć. Gorzej, jeśli chodzi o zadania, które wypełnia. Zazwyczaj misje, których się podejmuje, są ponad jego siły, w związku z czym udaje mu się osiągnąć żądany efekt przypadkiem lub nie w pełni, chociaż zleceniodawcy są na swój sposób zadowoleni z końcowego wyniku. Fillegan ma też bardzo swobodne podejście do kwestii drastycznych rozwiązań, kiedy sprawy wymykają się spod kontroli.
Pierwsze z opowiadań, „Błędne lemingtony” można było przeczytać już wcześniej na stronie internetowej autora. I w tej przygodzie bohaterowi udaje się osiągnąć to, czego zażyczył sobie klient. Okazuje się jednak, że nie wszystko poszło zgodnie z planem, przy czym jest to raczej wina zleceniodawcy, a z kłopotem musi poradzić sobie Fillegan. Dokonuje tego na swój cyniczny sposób. W „Moście demonów” magowi nie udaje się czar, prawdopodobnie dlatego, że jego wiedza ogranicza się tylko do kilku ksiąg. A przynajmniej efekt nie jest taki jak zakładany. Ostatecznie jednak udaje się rozwiązać problem, chociaż przy dość dużej liczbie ofiar. Samo opowiadanie publikowane było już wcześniej, później doczekało się reedycji w SFFiH 13/2006. W „Wilgotnych lochach Ness” Fillegan udaje się do Szkocji, bo zbyt głośno zrobiło się o nim po wydarzeniach z „Mostu demonów”. Znów zadanie przekracza jego możliwości, ale udaje mu się sprytnie to zamaskować. Ostatnie opowiadanie z tej części to „Łuk triumfalny”, gdzie pojawia się postać kupca Ayermine, co sugeruje nawiązanie do głównego problemu Fillegana, czyli dóbr jego ojca.
Część opowiadań różnych
Opowiadania te nie są związane z żadną serią autora. Groteskowe, bardziej straszą niż bawią, ale nie wiem, czy właśnie nie w takich opowieściach tkwi siła Romualda Pawlaka.
„Wniebowstąpienie Menela”
Jak napisane jest we wstępie - opowiadanie wywołało swego czasu kontrowersje, było również nominowane do nagrody imienia Janusza A. Zajdla.
Tytułowy Menel trafia do Nieba, w którym staje się ni to pionkiem w grze aniołów, ni to otrzymuje drugą szansę na poprawienie swojego losu po śmierci. Przyznam, że opowiadanie do mnie nie trafiło w żaden sposób. Nie rozumiem też kontrowersji jakie wywołało, ale to może wynikać akurat z podejścia czytelnika do religii, względnie być związane z czasem, kiedy powstał sam tekst.
„Arte Libshit, kreator cielesny”
Tytułowy bohater, uprawiający sztukę całym swoim ciałem, zrobiłby dla niej wszystko, zwłaszcza jeśli na horyzoncie pojawia się inny kreator cielesny, który zawsze jest o krok naprzód.
Opowiadanie wywołało u mnie niesmak, ale przesłanie jest jasne, potrafię oddzielić je od metody jaką użył autor, żeby je przedstawić. Pierwsze skojarzenia to było opowiadanie „Implozja gastrokraty, czyli eksperyment z autofagii” Franka Rogara (NF 7/2006), drugie to powieść „Rytuał” Grahama Mastertona przy czym nie jest to żaden spoiler do opowiadania Romualda Pawlaka, a jedynie skojarzenie, bo jednak Arte Libshit inaczej podchodził do sprawy swojego ciała i sztuki. Z drugiej strony ciężko powiedzieć, czy chodzi o samą sztukę, czy raczej o podziw jaki zyskuje kreator cielesny wśród swoich widzów. Bo gdyby chodziło o sztukę, przecież nie miałoby dla artysty znaczenia, ilu ma widzów. Ale może obecnie to właśnie liczba widzów sprawia, że dzieło uważane jest za sztukę?
„Zamówienie”
Tym razem opowiadanie pół żartem, pół serio. Bohater dostaje zamówienie na napisanie opowiadania z wybranym symbolem „atlantyckiej cywilizacji”. Wybiera jednorożca jako symbol jeszcze nie całkiem wyeksploatowany. Przy czym nie jest w stanie napisać rzeczonego opowiadania, bo ciągle znika mu plik z tekstem.
Wybór jednorożca jest co najmniej zabawny chociażby w kontekście opowiadań, które powstały niedawno w polskiej fantastyce. A problemy ze znikającym plikiem wskazują na nieobeznanie bohatera z komputerem. Bo czy nie ma domowych sposobów na odzyskanie usuniętego pliku?
„W dziurze po sęku”
Odrobinę groteskowa opowieść o pewnej prawdopodobnie spokojnej rodzinie, w brutalny sposób mszczącej się na plotkarzu, którego gadulstwo mogłoby zepsuć im reputację. Rodzina jest spokojna tylko prawdopodobnie, ponieważ opowiadanie jest w formie wpisu do pamiętnika jednego z dzieci Durczoków, nie można więc powiedzieć, że mamy tu do czynienia z neutralnym narratorem. Poza tym, która rodzina konstruuje na swoim podwórku szubienicę?
„Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka!”
To opowiadanie zostało wydrukowane po raz pierwszy w SFFiH 2/2005. Jest niejako dyskusją z tradycyjnym tekstem fantasy, w którym występują elfy i krasnoludy. Tutaj okazuje się, że te rasy wcale nie są miłe dla ludzi, ani jedni ani drudzy. Główny bohater przekonuje się o tym na własnej skórze, kiedy do jego mieszkania wkracza krasnolud, a po jakimś czasie wychodzi na jaw, że Polska jest miejscem walki między tymi rasami tylko dlatego, że nie chcą one niszczyć swojej własnej krainy. Trzeba przyznać, że opowiadanie jest dość brutalnym zerwaniem ze stereotypem.
Część o Rosselinie, pogodniku trzeciej kategorii
Rosselin wraz ze smokiem Filipponem są bohaterami póki co dwóch powieści: „Czarem i smokiem” oraz „Wojna balonowa”, jesienią ma się ukazać „Smocze gniazdo”, a kiedy ostatni tom jeszcze nie wiadomo. Rosselin jest magiem o dość mizernych umiejętnościach władania pogodą, ale mimo to znajduje zatrudnienie u dwórki cesarzowej Joanny f'Imperte. Tam też poznaje swoją „oficjalną narzeczoną”, a co było dalej można doczytać w samej powieści.
Dwa opowiadania, czyli „Mrówki Altapina” i „Komu się nie odmawia?” można umieścić gdzieś w drugim tomie przygód Rosselina lub zaraz po nim. Pierwsze ukazało się wcześniej w SFFiH 7/2006 i jest wycinkiem z życia na dworze cesarzowej. Drugie według mnie jest przygodą, która powstała pod wpływem jakiegoś wydarzenia z naszego świata nauki, ale nie wprowadza niczego nowego na temat bohaterów. Ot, luźna, nie związana z główną fabułą przygoda, chociaż ciężko powiedzieć, do czego zmierza fabuła powieści o pogodniku. Być może do ślubu z „oficjalną narzeczoną”. Czy okaże się, że jest to historia o mężczyźnie, który dorasta (albo nie dorasta) do tego, żeby założyć rodzinę?
„Myszą i pałką”
Fani Pawlaka domagali się crossovera*, spotkania Fillegana z Rosselinem i autor dał im to, czego chcieli. We mnie opowiadanie nie wzbudziło we mnie zbyt pozytywnych emocji.
Tekst daje czytelnikom wgląd w dalsze losy Fillegana. Można się z niego dowiedzieć jak wyglądało jego życie towarzyskie w wieku starszym, czy rozpoczął hodowlę wielbłądów i czym się to wszystko skończyło. Natomiast Rosselin i Filippon obecnością w tym opowiadaniu nie wnoszą zbyt wiele do swojego obrazu. Można nawet powiedzieć, że są mało ważni, gdyż większa cześć opowiadania koncentruje się na Filleganie. Z nim to autor chciał się najwidoczniej rozliczyć do końca i ostatecznie. Chociaż, oczywiście, jakaś tam możliwość na kontynuację istnieje.
A o co tak w ogóle chodzi w tym opowiadaniu? O spotkanie Fillegana z Rosselinem w karczmie, przy czym okoliczności pojawienia się bohaterów w tym miejscu odbiegają od typowego wyobrażenia o spotkaniach w karczmie. A sam pobyt również nie należy do standardowego napicia się, najedzenia i pogadania przy akompaniamencie pisków podszczypywanych dziewek.
Odnoszę wrażenie, że opowiadania o Filleganie z Wake powstały w jakiś czas po „Rycerzu bezkonnym”. Być może autor zostawił sobie w tamtym czasie furtkę, by napisać ciąg dalszy, jeśli przygody wzbudzą większe zainteresowanie. Możliwe, że nie wzbudziły, w związku z czym autor mógł zakończyć przygody swojego bohatera bez zbytecznego rozciągania historii. Tak być może powstały te opowiadania. A możliwe, że całkowicie się mylę. Cieszy mnie osobiście fakt nie ciągnięcia na siłę tych przygód. Dobrze, jeśli autor wie, kiedy przestać.
Z drugiej strony trzeba przyznać, że Rosselin ma wiele wspólnych cech z Filleganem, więc być może pewien typ bohatera ewoluował nabierając większej ogłady.
Jeśli chodzi o wydanie, książka przeraża różowym pudelkiem na okładce, ale jednocześnie zaciekawia kudłatym brutalem z toporem. Fragmenty rysunków na początku każdego tekstu niekoniecznie do nich pasują. Ot, taka forma oszczędności, chociaż trzeba przyznać, że mimo tego wszystko razem wygląda odpowiednio.
Sądzę, że książka skierowana jest raczej do fanów Romualda Pawlaka. Osoba spoza tego kręgu znajdzie coś dla siebie chyba tylko wśród opowiadań ze środkowej części zbioru. Trudno mi jednak namawiać do zakupu jedynie ze względu na te opowiadania. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby jednak, gdyby ukazały się tylko w pismach branżowych.
* crossover – wprowadzenie w jednym tekście postaci pochodzących z dwóch osobnych utworów, czy nawet światów literackich [przyp. red.]
Tytuł: „Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka”
Autor: Romuald Pawlak
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...