„Wahkan” - recenzja
Autor: Miłosz Koziński
Redaktor: Motyl
Dodane: 08-12-2024 22:03 ()
W Paryżu końcówki XIX wieku dochodzi do serii makabrycznych morderstw dokonywanych na wieży Eiffla. Śledztwo w sprawie tej prowadzi inspektor Éléonore Kowalski wraz z nowo przydzielonym jej partnerem. Przez dochodzenie przewijają się wątki okultystyczne, a wydarzenia toczą się na tle legendarnej Wystawy Światowej. Brzmi to ciekawie, jak przepis na dobry kryminał/thriller. Niestety, pomimo dobrego doboru składników „kucharzom” nie do końca wszystko się spina. Po pierwszych kilku stronach, na których historia ma okazję oddychać, a wprowadzeni bohaterowie zyskują swój charakter, dochodzi do coraz większej „kompresji”.
Można odnieść wrażenie, że autor chciałby pokazać i opowiedzieć znacznie więcej, a niestety ze względu na ograniczenia związane objętość albumu „tnie zakręty” i idzie na skróty, przez co akcja staje się coraz bardziej chaotyczna, a historia wydaje się być opowiadana po łebkach, a bohaterowie zdają się wręcz wpadać w kolejne sceny i wątki. Sprawia to, że historia, która zaczyna się naprawdę obiecująco, wyraźnie traci na walorze i zaczyna sprawiać wrażenie naciąganej i szytej grubymi nićmi. Wspomniana „kompresja” odciska również swoje piętno na postaciach pojawiających się w dalszej części opowieści, które są płytkie i pozbawione wyrazistości. Jednak pomimo tego Wahkan wciąż da się czytać z jako taką przyjemnością. Intryga wciąga na tyle, by wybaczyć tempo narracji i konstrukcję wydarzeń, a bohaterowie są nakreśleni na tyle przyzwoicie, by chcieć śledzić ich losy pomimo tego, że pani policjant trąci nieco archetypem harcerzykowatej służbistki, a jej nowy partner to wypisz-wymaluj działający na granicy prawa „zły chłopiec”. Zwieńczenie fabuły pomimo zszycia wątków i wydarzeń w całość dość grubymi nićmi daje pewną satysfakcję, a i szczypta humoru sytuacji zdecydowanie nie pogarsza.
W kwestii oprawy – pomimo zdecydowanie frankofońskiej proweniencji recenzowanego albumu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że artysta dość silnie uległ wpływom dalekowschodnim. Szata graficzna wydaje się bowiem czerpać wiele inspiracji z japońskiej mangi, co szczególnie widoczne jest w sposobie, jaki naszkicowano postaci. Nie jest to bynajmniej wada, ot takie tam spostrzeżenie. Całość albumu narysowano bardzo starannie. Plansze mają dobry układ, przez co śledzenie akcji i historii jest przyjemne. Szkice są bardzo ekspresyjne i dynamiczne, opatrzone pokaźną ilością szczegółów o delikatnie steampunkowej stylistyce. Całość uzupełnia paleta soczystych barw dobrze podkreślających zamierzoną atmosferę. Ogólnie oprawa wypada bardzo mocno na plus i stanowi jeden z lepszych elementów publikacji.
Wybaczcie onomatopeiczną analogię, ale w ostatecznym rozrachunku Wahkan to pozycja, którą scharakteryzować może mocne „meh”, niekiedy spadające na poziom „ugh” ze względu na warstwę fabularną i ciągnięte w górę przez oprawę. Album, który przeczytać można bez większego bólu, ba nawet taki, który dostarczy czytelnikowi nieco rozrywki, ale zarazem lekturę tę zastąpić można bez większego żalu inną formą spędzenia wolnego czasu.
Tytuł: Wahkan
- Scenariusz: Maxe L’Hermenier
- Rysunki: Alexis Sentenac, Brice Cossu
- Wydawnictwo: Elemental
- Data wydania: 24.09.2024 r.
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Druk: kolorowy
- Oprawa: twarda
- Format: 215x290 mm
- Stron: 72
- ISBN: 978-83-972671-0-7
- Cena: 75 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus