„Bosonogi Gen. Hiroszima 1945” tom 1 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 04-11-2024 22:03 ()


Przyznam się, że zrecenzowanie mangi „Bosonogi Gen. Hiroszima 1945” jest zadaniem niezwykle trudnym i wymagającym i to pod wieloma względami. Ciężar gatunkowy, pewien kult, którym tytuł ten obrósł w końcu brutalna i wstrząsająca tematyka. Trudno znaleźć słowa, aby wszystko to, co się właśnie obejrzało i przeczytało opisać…trudno ochłonąć po przeżytym wstrząsie i obudzić z tego koszmaru. Bo to był tylko koszmar prawda? Nic takiego w rzeczywistości nie miało miejsca…?

Aby uzmysłowić wam, z czym mamy do czynienia posłużę się takim (mam nadzieję, unikając wszelkich kontrowersji) porównaniem, że dla Japonii i Japończyków Hiroszima jest tym, czym dla Polaków i Polski są obozy zagłady jak ten w Oświęcimiu. Ta rana nigdy się nie zagoi, a myśląc o całej rzeszy ofiar, nie sposób nie pomyśleć o tym, co spotkało naszych rodaków w niemieckich obozach zagłady. Wojna jest zła, zawsze i bezwarunkowo… Ogrom tragedii daje się odczuć, będąc tam na miejscu w mieście praktycznie doszczętnie zniszczonym przez amerykańską bombę. Zwiedzanie pomnika pokoju czy chwila kontemplacji nocną porą przy jedynym z zachowanych budynków znajdujących się w epicentrum zdarzeń jest przeżyciem nie do zapomnienia. Niestety. Podobnie jak wizyta w pobliskim muzeum, gdzie zwiedzanie odbywa się w całkowitej ciszy. Ciszy, której nikt nie narzuca nakazami czy zakazami. To sami ludzie przytłoczeni tym, co widzą, czują potrzebę przeżywania tej tragedii w milczeniu. Znam to z autopsji…

Nie może więc dziwić, że taka trauma i takie przeżycie musi być przepracowane także w mandze. I do tego służy Keji Nakazawie w dużej mierze autobiograficzny komiks „Bosonogi Gen”, którego to wznowienie mamy okazję teraz zakupić dzięki wydawnictwu Waneko. Mangaka opowiada w niej, opierając się w dużej mierze na własnych przeżyciach o tym, co działo przed wybuchem, w jego trakcie i już po nim. Sama akcja umiejscowiona jest oczywiście w Hiroszimie i pobliskich miejscowościach, które w jakiś sposób również były w sytuację „zaangażowane”. Jak wspomina profesor Jerzy Szyłak w swoim tekście zamieszczonym na końcu mangi, największą siłą tej historii, ale i największym wstrząsem jest jej prostota. I w pełni się ze zdaniem tego wybitnego badacza komiksu zgodzę. Nakazawa nie porusza praktycznie w ogóle kwestii „największych”, czyli polityki na najwyższym poziomie, rozwoju walk czy postępowania żołnierzy jako takich. Skupia się on na tym, co sam wówczas przeżywał, skupia się na ukazaniu ogromu tragedii z perspektywy dziecka, a to wstrząsa jeszcze bardziej. Dziecko bowiem nie dyskutuje o wielkiej polityce, dziecko chce być najedzone, mieć dom i rodziców. Wojna, a następnie wybuch wszystko to zabiera, co sprawia, że ci najmłodsi są nie tylko najmocniej poszkodowani, ale i najbardziej porusza to nasze serca.

Wojna i w jej następstwie wybuch były bezwzględne i całą ta bezwzględność mangaka pokazuje w tym pierwszym tomie swojego dzieła. Niektóre obrazy zostaną z nami już na zawsze i nie zgodzę się z Redakcją wydawnictwa, która stwierdza, że w dzisiejszym świecie one już nie szokują. Powiem więcej - one mogą wywołać traumę, więc bierzcie to pod uwagę, zasiadając do lektury pierwszego tomu mangi. Doceniam też to jaką pracę wykonał autor, aby udokumentować, ale i później ukazać społeczeństwo japońskie bez lukrowania a z niezwykłą dawką szczerości, niespotykaną chyba za często u Japończyków, jeśli mowa o ich historii (jeśli chcecie się o tym przekonać, wybierzcie się do Yushukan Museum w Tokio). Dostaje się więc nie tylko sąsiadom, którzy znęcali się i donosili na sąsiada za inną postawę wobec wojny, ale nawet samemu Cesarzowi. Jednocześnie też ukazuje on cały dramat związany z wojną, a co ciekawe również to jak działała japońska propaganda.

Pochwalić trzeba jakoś wydania wznowienia, które zaskakuje na kilku płaszczyznach. Po pierwsze objętość dochodząca do 800 stron, czyni ten komiks jednym z „najgrubszych” mangowych tytułów wydanych w Polsce. A to przecież nie jest koniec tej historii. Po drugie twarda oprawa i dodatki zawarte w publikacji. Całość zaczyna bowiem wstęp od redakcji, a wieńczy tekst napisany przez wspomnianego wcześniej Jerzego Szyłaka. To jednak nie koniec, bowiem znajdziecie tutaj również wywiad z samym autorem mangi, a także dwa inne teksty traktujące o tym tytule, jak i samym wydarzeniu. Niewątpliwie jest to rzecz, która udowadnia, jak ważny to tytuł dla samego wydawnictwa.

 

O „Bosonogim Genie” można napisać naprawdę wiele. Jest to bowiem manga wyjątkowa, tytuł, który bezwzględnie należy poznać, i którego nie sposób zapomnieć. Aby napisać wszystko, co kłębi się w głowie po lekturze pierwszego tomu, należałoby zapisać kilka dobrych stron. Dlatego też celowo pozostawiam was z wieloma niedopowiedzeniami, wątkami (np. rysunek), których nie poruszyłem. Poczekam, aż emocje nieco opadną, poukłada się wszystko w głowie i wrócę do tego wszystkiego zapewne przy okazji recenzji tomu drugiego.

 

Tytuł: Bosonogi Gen. Hiroszima 1945 tom 1

  • Scenariusz: Keiji Nakazawa
  • Rysunki: Keiji Nakazawa
  • Wydawnictwo: Waneko
  • Data wydania: 14.06.2024 r.
  • Tłumaczenie: Martyna Taniguchi, Katsuyoshi Watanabe
  • Druk: czarno-biały
  • Oprawa: twarda
  • Format: 145×210 mm
  • Stron: 780
  • ISBN: 978-83-8242-806-3
  • Cena: 89,99 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus