„Śnienie. Na jawie” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 19-08-2024 23:21 ()


Po czasie uważam "Śnienie" Simona Spurriera za najlepszy z dotychczas wydanych u nas serii w ramach linii "Sandman Uniwersum" i byłem bardzo ciekaw drugiego runu tego tytułu, za którego scenopisarskim sterem zasiadła G. Willow Wilson, autorka znana przede wszystkim z serii "Ms Marvel". Przygód Kamali Khan nie czytałem, za to jej obecnie wychodząca w USA seria "Poison Ivy" wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dodajmy do tego Szekspira z okładki, postać, która była niezwykle istotna (także symbolicznie) w "Sandmanie" i to ona wysunęła się na pierwszy plan w finałowym zeszycie serii Neila Gaimana. Co może się nie udać?
 
Jedną ze zmian, które wyszły na plus serialowej adaptacji "Sandmana", był koszmar Globa użyty w miejsce znanego z kart komiksu duetu Brutal i Glob. W produkcji Netflixa pojedynczy koszmar była istotą bardziej złożoną, która wymknęła się z narzuconej jej przez swego stworzyciela roli. Ruin ze "Śnienie: Na jawie" to nieudany koszmar, chodząca katastrofa. Sen z Nieskończonych chciał stworzyć arcydzieło - sen o klęsce, ale efekt końcowy był czymś, czego nie mógł przewidzieć. Jego kreacja zakochała się w pierwszym śniącym, jakiego ujrzała. Miłość była jednym z lejtmotywów "Sandmana", Spurrier pokazał nam skutki miłości między Nieskończonym a śmiertelniczką. Wilson miała okazja powiedzieć coś nowego w temacie tego uczucia, obierając za cel miłość pomiędzy koszmarem a śniącym, niestety cały potencjał został zRUINowany. Biorąc poprawkę na to, jak "świeżą" istotą jest Ruin i tak nie jestem w stanie przestać kręcić głową na naiwne poprowadzenie wątku romantycznego. Właściwie takie określenie nawet tu nie pasuje, bo Ruin i śliczny chłopiec, którego zobaczył w snach, nie wchodzą ze sobą w żadną interakcję przez większość fabuły. To już te gorsze pozycje YA czy dowolny romkom pozwalają postaciom choćby ze sobą porozmawiać i spotkać się twarzą w twarz wcześniej niż w finale opowiadanej historii.
 
Niechcący, z winy Ruina pewna samotna, zmęczona życiem matka zostaje uwięziona w Śnieniu. Jej zafascynowanie Szekspirem i próby odkrycia, czy na pewno był tylko jeden autor tych wszystkich dzieł, były kolejnym ciekawym pomysłem. Ten, na szczęście został zrealizowany lepiej i choć towarzyszy nam przez niemal połowę zawartości tomu, to tydzień po lekturze pamiętam go gorzej niż wątki z runu Spurriera po przeszło dwóch latach. Nie będę się czepiał, że niczym w "Gwiezdnych Wojnach", gdzie wszystko kręci się wokół Skywalkerów, tak i w Sandman Uniwersum wszystko kręci się wokół bliskich postaci znanych z kreacji Gaimana. Wilson nie była pierwsza, Spurrier użył córki Rose Walker, a tutaj mamy z kolei do czynienia z córką Rodericka Burgesa. Postać Heather After jest akurat najbardziej udaną rzeczą w "Śnienie: Na jawie". To taka bardziej lightowa, żeńska wersja Johna Constantine’a, z którym zresztą się znają.
 
Krótką przejściową historię w omawianym woluminie zilustrował Javier Rodriguez, którego styl przypomina mi kreskę Marcosa Martina i jak zwykle nie zawodzi. Głównym artystą tomu jest Nick Robles, sprawny w ołówku, stylem pasujący zarówno do świata snu, jak i jawy. Płaszcz, który Robles zaprojektował dla Ruina przed ukazaniem się serii na rynku amerykańskim rodził wśród fanów teorie, że postać ma jakiś związek z Shadem, Człowiekiem Przemiany. Nie spoiler: nie ma.
 
Są sny, które po przebudzeniu chcemy zapamiętać za wszelką cenę. Są koszmary, które usilnie chcemy zapomnieć. Są też i takie sny, które ulatują z pamięci, nim jeszcze pozbędziemy się śpiochów z oczu. I tego ostatniego typu komiksem jest "Śnienie: Na jawie". Był, przeminął i nie ma po co niego wracać.
 
 
Tytuł: Śnienie. Na jawie
  • Scenariusz: G. Willow Wilson
  • Rysunki: avier Rodriguez, Nick Robles, M.K. Perker
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 31.07.2024 r.
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17x26 cm
  • Stron: 296
  • ISBN: 9788328162846
  • Cena: 119,99 zł

comments powered by Disqus