„Blade Runner. Czarny Lotos” tom 1: „Zostawić LA” - recenzja
Dodane: 03-07-2024 20:49 ()
Filmowa kontynuacja losów Deckarda odniosła całkiem przyzwoity sukces, nie dziwi więc, że doczekaliśmy się powstania pewnego „expanded universe” w postaci komiksowej serii. Dzisiaj jednak nie będziemy brać się za bary z główną osią fabularną komiksowego Blade Runnera, a zmierzymy się ze spin-offem.
Oprócz samego tytułu Czarny Lotos to również kryptonim replikantki Elle uciekającej z dystopijnego Los Angeles, aby ukryć się i wieść spokojne życie. Niestety, jak to w tym uniwersum bywa, jej tropami podążają łowcy. Dziewczyna w swojej podróży trafia do osady na pustkowiach, gdzie niczym w klasycznym westernie wplątuje się w konflikt między lokalnymi drobnymi przedsiębiorcami a panoszącym się po okolicy magnatem, który wierzy w to, że kupić można wszystko. Ani nie jest to motyw nowy, ani oryginalny. Można by przytoczyć przykłady przynajmniej kilku historii opartych na podobnym schemacie. Ale czy to źle? Niekoniecznie. Czarny Lotos jest trochę jak taki swojski niedzielny schabowy z ziemniaczkami i mizerią – komfortowy i łatwo przyswajalny, a zarazem niosący pewną przyjemność z lektury. Fabuła rozwija się w odpowiednim tempie, bez zbędnych przestojów, a akcja jest na tyle ciekawa, by chcieć ją śledzić. Nie liczcie tylko, że zostaniecie czymś zaskoczeni. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić poza prostotą i odtwórczością historii, to byłby to brak pewnych ciekawych filozoficzno-ideologicznych refleksji, o które aż prosi się opowieść osadzona w świecie, gdzie egzystują obok siebie ludzie i zaskakująco ludzkie maszyny. I tak o to zgrabnie przechodzimy do tematu bohaterów tej historii. Są oni, ujmując to delikatnie, dość płytcy. Praktycznie każda postać zdefiniowana jest jedną cechą, a w wielu przypadkach nawet ta jedna cecha nie jest jakoś szczególnie wyeksponowana, przez co część obsady jest po prostu nijaka. Ale w swoim nieskomplikowaniu pasują do prostej historii i pełnią swoją rolę adekwatnie.
Zanim przejdziemy do podsumowania jeszcze kilka słów o oprawie. Jest w porządku. Tyle i aż tyle. Rysunki mają pewien poziom detali, ale nie są przytłaczające. Styl jest zdecydowanie komiksowy, a dzięki temu również bardzo ekspresywny dzięki uwypuklonym cechom przedstawionych postaci. Kompozycja zarówno poszczególnych kadrów, jak i całych plansz jest bardzo dobra, dzięki czemu nie może być mowy o pogubieniu się w czasie lektury. Kolorystyka pasuje do historii i łączy żywe barwy, jakimi pokolorowano bohaterów ze stonowanymi kolorami pustkowi, na jakich toczy się akcja.
A teraz do rzeczy – jaki właściwie jest Czarny Lotos? Płytki. Jak brodzik. Ale nawet taplanie się w brodziku może przynieść sporo frajdy. I tak właśnie jest w tym przypadku. Recenzowana pozycja to historia nieskomplikowana i „zaludniona” równie prostymi postaciami, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że lektura była nieprzyjemna lub bawiłem się źle. Bawiłem się całkiem dobrze, jak przy konsumpcji wspomnianego schabowego. Jeżeli nie szukamy czegoś niezwykłego to znany schemat i znajome dodatki sprawdzają się równie dobrze jak znane smaki.
Tytuł: Blade Runner. Czarny Lotos tom 1: Zostawić LA
- Scenariusz: Nancy A. Collins
- Rysunki: Enid Balam
- Wydawnictwo: Egmont
- Data wydania: 19.06.2024 r.
- Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska
- Druk: kolorowy
- Oprawa: twarda
- Format: 17x26 cm
- Stron: 112
- ISBN: 9788328166806
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus