Jaga Moder „Sądny dzień” - recenzja
Dodane: 25-06-2024 21:20 ()
Fabryka Słów ma w tym roku zdecydowanie dobrego nosa do debiutów. Tym razem padło na Jagę Moder, znaną też jako Legendystka. Przy czym uściślając, jest ona wyłącznie debiutantką powieściową, bo krótsze formy miała już na swoim koncie wcześniej. Do rąk czytelników trafiła książka pod tytułem „Sądny dzień”, w której właśnie legendy zajmują centralną część fabuły, a sformułowanie „jestem legendą” nabiera zupełnie innego znaczenia już w postapokaliptycznym oryginale.
Fabuła zaczyna swój bieg w momencie, kiedy Blanka postanawia wziąć w swoje ręce sprawę poszukiwań zaginionego brata. Co może w takiej sytuacji zrobić studentka drugiego roku? Jak się okaże coś tam może. Nie zdradzę oczywiście szczegółów, ale sprawa jest długa i nieoczywista, a problemy piętrzą się, bo żyjemy w świecie, gdzie wszystko ma swoją cenę. Tempo akcji jest dobre, chociaż zmienne od bardzo szybkiego w doskonale napisanych scenach akcji po nieco wolniejsze rozmowy i czas rekonwalescencji bohaterów. Osobiście najbardziej podobał mi się fragment retrospekcją, ale całość grała bardzo mocne akordy i nie można odmówić autorce pomysłu.
Jeśli chodzi o bohaterów, to jest tu pewien dość poważny kłopot. Właściwie tylko Blankę Dunin można postrzegać przez pryzmat zwyczajności, a więc realizmu w przedstawieniu postaci. Ona ma nudności, migrenę, czuje strach i frustrację. Sambor jest enigmą, legendystą, pochłaniaczem legend. Jest chłodny, jakby pozbawiony uczuć. To postać, która trochę mi pachniała psychopatą, a już na pewno daleko mi było od obdarzenia go sympatią. Zmieniło to dopiero głębsze poznanie jego historii. Pozostali opisani są legendami i mimo ludzkiej powierzchowności ich działania mają inną naturę, bo nie są obciążone aż tak wielkim narażeniem zdrowia czy życia. Spotykamy zatem diabły, wiedźmy i inne stwory ze słowiańskich legend. No, jest także rodzina Blanki. Już w blurbie opisana jako dysfunkcyjna co na kartach wielokrotnie będzie podkreślone i uzasadnione. Co gorsze, jest to niesamowicie wręcz autentyczne.
Nie wszystko w tej historii mnie porwało. Trochę naiwne wydało mi się postępowanie Blanki, która chociaż powzięła środki zabezpieczające to, tak czy owak, mogła wpakować się w nie lada tarapaty. W ogóle branie sprawy brata we własne ręce wydało mi się takie mocno naciągane. Młoda studentka z pomocą nieznajomego rozgryza sprawę, której nie może lub nie chce rozwiązać policja? Wiem, jak działają organy ścigania. Do wlepienia mandatu pierwsi, ale jak zaczynają się problemy… Stereotypowo, bo są wyjątki. Jednak działania Blanki noszą na sobie znamię cudu i nierealności, no ale to fikcja literacka. Generalnie nie było źle, tylko jakoś tak szybko następuje przelot od zera do bohatera. Ni by jest to opisana i uzasadnione bardzo logicznie, ale gdzieś w podświadomości mi coś nie grało.
Skoro już przy tym jesteśmy to, książka jest napisana w większości prostym, współczesnym językiem bez zbędnych zawiłości. Autorka nie przesadza także z wulgarnością i podtekstami. Jest to bardzo stonowana powieść, chociaż trafia się całkiem sporo walki i niektóre opisy bywają brutalne. Są też fragmenty, gdzie w użycie wchodzi tzw. język średniopolski, który jest stylizowany na archaiczny. Ten elementy wypada całkiem zgrabnie. Przede wszystkim jest odcięty od reszty tekstu inną czcionką, więc od razu wiadomo, kiedy rozmowa toczy się na nieco innym poziomie niż normalnie. Zgrabny i sensowny zabieg.
Teraz kilka słów o estetyce książki. Projekt okładki Szymona Wójciaka jest bardzo ciekawy. Trochę szkoda, że na przedzie i tyle skorzystano z takiego samego koła symboli, a na grzbiecie jest ich odcięcie i powtórzenie wizerunku Blanki. Gdyby to była jednolita ilustracja pociągnięta przez całą okładkę, to byłaby znakomita. To znaczy i tak jest, bo postać dziewczyny jest przedstawiona ze szczegółami i bardzo skrupulatnie. Jest po prostu miła dla oka. Gra świateł i złocenia robią swoje, a całości dopełnia proste, nieprzesadzone w barwy i szczegóły tło. Dodatkowo dobrze przemyślana jest kompozycja. Z jednej strony w kole symboli jest Blanka, z drugiej zajawka fabuły. Wszystko ładnie się ze sobą zgrywa.
W książce nie trafiłem na literówki. A przynajmniej nie zauważyłem niczego, co przeszkodziłoby mi w radości z lektury. Zdziwiłem się za to bardzo formatem książki. Jest ona wydana w oprawie zintegrowanej, czyli takiej półtwardej, w której grzbiet nie przylega bezpośrednio do klejonych kartek. Ale nie to było dziwne, a format. Jest on większy niż standardowe książki polskich autorów wydawane przez Fabrykę Słów, a nawet większy niż serie zagraniczne, takich autorów jak Patricia Briggs czy Ilona Andrews. Być może lekkie powiększenie książki zmniejszyło jej grubość. Teraz mamy ponad pięćset stron, w standardzie byłoby ich pewnie blisko siedemset. Nic to. Najważniejsze, że dobrze się czyta. Jak zawsze brakuje mi w takiej formie tasiemki, która jest zakładką.
Swoją drogą nie bez przyczyny przywołałem powyżej dwa nazwiska. Po kilkudziesięciu stronach już wiedziałem, co napiszę w recenzji. Jaga Moder jest polską odpowiedzią na uniwersum Briggs i Andrews. Tamci autorzy (Ilona Andrews to pseudonim duetu) stworzyli swoje opowieści pełne zróżnicowanych legend. „Sądny dzień” to swojski folklor pełny rodzimych stworów, ale przedstawiony z nie mniejszą werwą. W książce wyraźnie jest zasygnalizowany ciąg dalszy, więc szczerze liczę na powrót Blanki, Sambora oraz całej malowniczej menażerii.
Z czystym sumieniem polecam „Sądny dzień” właściwie każdemu czytelnikowi. Na pewno nie jest to książka, którą można zaszufladkować łatwo. Najszybciej przypisałbym ten tytuł do urban fantasy, ale teraz rośnie w siłę cała gałąź tej fantastyki słowiańskiej, więc można próbować także tutaj. Podsumowując, jest to dobrze napisana, pełna akcji przygodowa lektura.
Tytuł: Sądny dzień
- Autor: Jaga Moder
- Okładka: miękka
- Ilość stron: 552
- Rok wydania: 05.06.2024 r.
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- ISBN: 978-83-7964-996-9
- Cena: 52,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus