Recenzja książki "Armia ślepców" Romualda Pawlaka

Autor: Argante Redaktor: Elanor

Dodane: 17-09-2007 21:18 ()


Tytuł "Armii ślepców" Romualda Pawlaka nie jest jednoznaczny. Nawiązuje do wydarzenia z historii średniowiecza, kiedy bizantyjski cesarz Bazyli II po pokonaniu zagrażającej Bizancjum armii Bułgarów przed odesłaniem jeńców do domu polecił wszystkich ich oślepić - ale choć akcja książki rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, "ślepcami" są także jej bohaterowie, jakby po omacku próbujący się rozeznać w niezrozumiałych wydarzeniach, w których biorą udział. A dzieje się to w Polsce niemal identycznej z naszą, zmienionej tylko dotknięciem absurdu, gdy niespodziewany najazd czyni z Europy dziwny konglomerat kultur - współczesnej i tej sprzed pięciuset lat, kiedy serce cywilizowanego świata biło w Konstantynopolu.

Wszystko zaczęło się, gdy w październiku bliżej nie zidentyfikowanego roku z warszawskiego Lasu Kabackiego wyszła dwudziestotysięczna armia Cesarstwa Wschodniorzymskiego, by szybko i sprawnie podbić całą Polskę, przekształcić w prowincję Bizancjum i zrobić z niej bazę wypadową na resztę Europy, na którą - jak spodziewają się Bizantyjczycy - przyjdzie jeszcze czas. Państwa zachodnie stawiają opór, choć nie mają ochoty uczestniczyć zbyt aktywnie w obronie Polski; największą nadzieję Bizantyjczycy pokładają w Ukrainie, którą znaczą na mapie zielonym kolorem symbolizującym nadzieję, że uda im się przyłączyć ją do Imperium. W prowincji Polska zmieniają się realia życia - drużyny sportowe, jak w dawnym Cesarstwie, oznaczane są kolorami, ulice i place zyskują nowe nazwy, a wszędzie pleni się biurokracja, przekupstwo i nepotyzm. Jerzy Radogosz, były urzędnik po przewrocie zarabiający na życie obsługą kserokopiarki, bierze udział w konkursie na panegiryk ku czci cesarza - i szukając potrzebnych informacji, zdaje sobie sprawę, że największą z wprowadzonych zmian jest brak dostępu do literatury na temat historii Imperium dla zwykłych obywateli - postanawia jednak podjąć grę i dowiaduje się coraz więcej.

Historia Bizancjum, wplatana w tok opowieści, gdy czytelnik ma okazję zajrzeć przez ramię bohaterowi i dowiedzieć się, co czyta lub pisze, nie odgrywa jednak w książce kluczowej roli. Cesarstwo jest tylko symbolem ekspansywnego imperium - ważniejsze od niego samego są mechanizmy rządzące podbojem, jego organizacją i skutkami. Rządy Bizancjum, porównywane do PRL-u i następującego po nim okresu demokracji, są tylko kolejnym stadium historycznym; gwałtowne przemiany nie wzbudzają zdziwienia, ludzie po prostu się do nich przyzwyczajają. Nowi poddani cesarza uczą się żyć w świecie, gdzie przyjaciel nie może już ufać przyjacielowi, a wszyscy bez wyjątku współzawodniczą w walce o stanowiska i zaszczyty. Siedem lat wystarczy, by zmienić wolnych obywateli w posłusznych niewolników, którzy - choć śmieją się ze swych najeźdźców - dostosowują się do ich zasad.

W "Armii ślepców" jest wiele z political fiction. W modelu państwa ukazanym w powieści Pawlaka widać echa Orwella, który pisał o "zmienianiu przeszłości" przez wykwalifikowanych urzędników. W podbitej przez Bizancjum Polsce nie drukuje się po raz drugi starych numerów gazet, ale od nowa kreuje historię przez ukrywanie istniejących już podręczników i pisanie nowej, oficjalnie obowiązującej jej wersji, w której Cesarstwo nigdy nie znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie; w ten sposób władca Bułgarów, który tak dał się we znaki średniowiecznemu Bizancjum, staje się postacią fikcyjną. Dotarcie do prawdy jest trudne i czytelnik wraz z bohaterami zastanawia się, na czym to wszystko polega i czemu ma służyć.

Czytelnik nie znajduje się tutaj w lepszej sytuacji niż Jerzy. Autor ukrywa istotne fakty równie skrzętnie jak bizantyjscy biurokraci - nie wiadomo, jak działają portale Cesarstwa "rozciągającego się w czasie i przestrzeni" i jakie cele przyświecają Bizantyjczykom. Być może autor chce w ten sposób wskazać czytelnikowi, że Bizancjum to tylko nazwa dla wszechobecnej struktury, która pod tą czy inną nazwą pojawia się w każdej epoce i każdym miejscu - a ludzie zawsze reagują tak samo. Konstantynopol jest dostępny dla nielicznych mieszkańców prowincji Polska, właściwie nikt nie widział go na własne oczy - czy "serce Imperium", jako znane z historii miasto, w ogóle istnieje? Czytelnik, jak bohater, ma zbyt mało danych, żeby wyciągnąć jakiekolwiek sensowne wnioski - w rezultacie trudno powiedzieć, co właściwie wynika z całej tej historii. Poczucie absurdu towarzyszące bohaterom przenosi się na czytelnika - trudno jest uwiarygodnić współczesną Warszawę, po której krążą lektyki ze świeżo upieczonymi urzędnikami.

Plusem powieści jest nietypowa konstrukcja fabuły - nie ma tu właściwie "akcji" w ścisłym tego słowa znaczeniu: nikt z nikim nie walczy, nikt nikogo nie goni - a jednak wielkie poszukiwanie informacji na tle piętrowych intryg wciąga. Nawet jeśli niektóre postacie mogą się wydawać nieco sztuczne, jako kamyczki w wielkiej bizantyjskiej mozaice nie rażą. Szkoda jednak, że autor nie wyjaśnił jednak nieco więcej. Bizantyjskim biurokratom udało się ukryć nawet przed czytelnikiem, co kryje się za obrazem cesarskiej armii podbijającej współczesny świat przy pomocy laserów.

 

 

Tytuł: „Armia ślepców”

Autor: Romuald Pawlak

Wydawnictwo: Red Horse

Rok wydania: 2007

Liczba stron: 246

Wymiary: 125 x 195

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...