Recenzja książki "Diabeł Łańcucki" Jacka Komudy
Dodane: 15-09-2007 11:37 ()
W "Diable Łańcuckim" Jacek Komuda powraca do opisu przygód znanego już jego czytelnikom Jacka Dydyńskiego. Dydyński jak zwykle bierze udział w licznych awanturach, z których ocala go sławna czarna szabla i kawalerska fantazja - ci z czytelników, którzy sięgnęli po powieść zachęceni "Czarną szablą" nie powinni się więc zawieść. Tym, którzy sięgnęli po nią z miłości do sienkiewiczowskich klimatów, autor proponuje grę językową, rozsiewając po książce mniej i bardziej oczywiste cytaty; a jeśli ktoś zachęcony "sarmacką" okładką szuka w niej XVII wieku, z pewnością go znajdzie. Może się jednak okazać, że XVII wiek, którego czytelnik szukał, nie jest tym samym, który znalazł.
Fabuła jest podręcznikowym przykładem typu westernowego. Jacek nad Jackami - warchoł, ale honorowy i wojownik, choć najemny - wmieszał się tym razem w waśń między ubogą szlachecką rodziną Dwernickich a tytułowym Diabłem, Stanisławem Stadnickim. Stadnicki i podlegająca mu szlachta terroryzuje otoczenie, karząc niepokornych łupieżczymi najazdami - a w lochach pod łańcuckim zamkiem Diabła pojawiają się kolejni więźniowie. Oszukany przez Stadnickiego Dydyński wypowiada mu posłuszeństwo i pomaga pięknej i dzielnej Konstancji odeprzeć natrętnego zalotnika. W Dwernikach pojawia się także stary Gedeon Dwernicki, uważany przez całą rodzinę za zmarłego. Twierdzi, że jako jedyny członek wyprawy ocalał z rąk Turków i chce poprowadzić swą rodzinę przeciwko znienawidzonemu panu na Łańcucie. Wywiązującą się wojnę komplikują liczne zawiłości prawne, konflikty rodzinne i nierozwiązane zagadki z przeszłości.
Zgodnie z informacją na drugiej stronie okładki, "Diabeł Łańcucki" jest "thrillerem historycznym". Na pewno ma więcej cech typowej powieści historycznej niż fantastyki; elementy fantastyczne - ja naliczyłam dwa - pojawiają się rzadko i nie odgrywają istotnej roli w fabule. W tle, oczywiście, obecny jest świat ludowych wierzeń, ale autor nie informuje czytelnika, czy krążące na Kresach opowieści o dusiołkach są prawdziwe. Komuda nie wydaje się przywiązywać dużej wagi do świata zjawisk nadprzyrodzonych, które mają miejsce w powieści - w żaden sposób nie wyjaśnia, jak działa magia Werłyci i Sieneńskiego. Sami bohaterowie też zdają się nie zastanawiać nad tym nadmiernie - zbyt są zajęci walką, romansami i wspomnieniami. Zresztą, można by rzec, że w "Diable łańcuckim" fantastyki jest niewiele więcej, niż w "Ogniem i mieczem" - gdzie zresztą pojawia się bardzo podobna wiedźma.
Sienkiewiczowska „Trylogia” jest dla twórczości Komudy, w tym i "Diabła Łańcuckiego", ważnym punktem odniesienia. Trudno, żeby było inaczej - żaden pisarz wybierający na tło akcji polski wiek siedemnasty nie może nie odnieść się do Sienkiewicza; próba pisania "w oderwaniu" od „Trylogii” musiałaby być źródłem nieświadomych nawiązań. Komuda, decydując się wejść w dialog z Sienkiewiczem, miał dwa wyjścia - oddać mu hołd, stawiając się niejako na pozycji kontynuatora, lub zanegować jego wizję epoki. Wybrał to ostatnie. Autor "Diabła Łańcuckiego" dyskutuje z autorem „Trylogii” jego własnymi słowami, parafrazując je i umieszczając w takim kontekście, by dały czytelnikowi do myślenia. Za niektórymi żartami, choć autentycznie śmiesznymi, zdaje się nie kryć nic prócz drwiny z sienkiewiczowskiego kanonu wartości
("Panie Dydyński, larum grają, na koń czas siadać, a ty niewiastę po roztokach włóczysz?!"), inne zastanawiają - jak kontekst, w którym pojawia się nazwisko Piekłasiewicza, wymienione w "Potopie" w gniewnej przemowie Radziwiłła do Kmicica. Komuda nawiązuje nie tylko do Sienkiewicza: wśród niewspomnianych przez niego w przypisach odniesień znajduje się np. parafraza fragmentu piosenki Jacka Kaczmarskiego z płyty "Sarmacja".
Podobnie jak Kaczmarski w "Sarmacji", Komuda krytykuje Sienkiewicza i jego heroiczną wizję XVII wieku - nie widać jednak u niego charakteryzującej twórczość Kaczmarskiego sympatii, jeśli nie miłości, do obiektu krytyki. Intertekstualna "kłótnia z Trylogią" jest ciekawa, ale polega na czystej negacji; autor "Diabła" rości sobie pretensję do jedynej prawdziwej wizji opisywanej epoki. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że to jeden z nielicznych przypadków, kiedy to właśnie wizja "idealna" jest bliższa prawdy - nie tylko dlatego, że zdążyła już przyzwyczaić do siebie czytelników.
Szlachta opisywana przez Komudę żyje jakby w oderwaniu od świata duchowego, o którego wadze w opisywanej przez autora epoce można podczas lektury zapomnieć (tak, że autor musi w przypisach wyjaśniać czytelnikowi, co to jest "Ave Maria"). Dydyński znany jest z honoru, ale w czynie objawia to głównie wtedy, gdy łamie obietnicę złożoną Stadnickiemu - a targają nim przy tym znacznie mniejsze wątpliwości niż te, które w podobnej sytuacji towarzyszyły Andrzejowi Kmicicowi. O "krwi szlacheckiej" jest u Komudy mowa głównie wtedy, gdy chodzi o pieniądze. Bohaterowie negatywni zajmują się głównie mordowaniem, łupiestwem i gwałceniem, a pozytywni - zabijaniem w obronie własnej, łupiestwem i uwodzeniem; wszyscy zaś zgodnie posługują się słownictwem charakterystycznym dla kultury raczej blokowej, niż zaściankowej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że psychologia XVII-wiecznej szlachty polskiej - tej samej, która w poselstwie do Francji zaskoczyła królową Margot biegłą znajomością łaciny - była jednak nieco bardziej skomplikowana.
Wszystko to nie zmienia faktu, że "Diabeł Łańcucki" ma wszystko, czego można wymagać od powieści awanturniczej - są bitwy i pojedynki, są tajemnice rodowe, jest i wątek romansowy. Mimo kilku dłużyzn w opisach, akcja rozgrywa się szybko i nie jest przewidywalna. To książka, przy której można odpocząć przed kolejną lekturą ”Trylogii”.
Tytuł: „Diabeł Łańcucki”
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 525
Wymiary: 195
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...