„Zamek Śpiący” - recenzja
Dodane: 12-01-2024 21:55 ()
Bardzo lubię motywy baśniowe. Współcześnie w literaturze najczęściej mamy do czynienia z nowymi interpretacjami klasycznych opowieści, a rzadziej z nowymi historiami, które mają w sobie ponadczasową baśniowość. Poza Kelly Barnhill trudno mi wskazać autora, który potrafi zaszczepić w swojej twórczości ów magiczny element. Na szczęście mój niedosyt w tej dziedzinie zaspokajają komiksy. Tutaj baśniowe fantasy ma się naprawdę dobrze. O „Baśniach” Billa Willinghama słyszał chyba każdy fan opowieści obrazkowych. W 2022 roku Kultura Gniewu wypuściła dwa albumy ze scenariuszem Huberta: „Męską skórę” i mój ulubiony komiks tamtego roku, czyli „Piękną”. Z kolei w 2023 roku tym razem już Egmont wydał „Ciemność” od tego samego scenarzysty, Nagle Comics wypuściło pierwszy tom „Róży” (dark fantasy ze Śpiącą Królewną), a Studio Lain uraczyło czytelników komiksem „Zauroczeni”. Te nowe baśnie nie są już tylko „mitami dla dzieci”. Niejednokrotnie przefiltrowują przez siebie współczesne nam problemy i bawią znanymi tropami, odwracając je o sto osiemdziesiąt stopni.
Zeszłoroczny „Zamek Śpiący” zaczyna się jak opowiadanie baśni o Śpiącej Królewnie, ta jednak schodzi ze sceny po pierwszej historii. Bohaterem zbiorowym zaś stają się mieszkańcy zamku, w którym pierwotnie rozgrywała się akcji „Śpiącej Królewny”, i który wraz z nią zasnął na sto lat. Tytułowy zamek jest magicznym przytułkiem dla różnej maści postaci. Powoli poznajemy ich historie pełne ciepła, które udziela się czytelnikowi i rozgrzewa go od środka. Ten długo wyczekiwany na polskim rynku komiks wpisuje się w dominujący ostatnio w literaturze nurt cozy fantasy, którego nieoficjalną twarzą stał się Travis Baldree (autor „Legend i Latte”). Jest ono powolne, niepozbawione prozy życia i wzbudza sympatię do bohaterów i rozgrzewa niczym ciepły kocyk i filiżanka kawy/herbaty w chłodny wieczór. Próżno tu szukać walk czy brutalności z nieocenzurowanych baśni braci Grimm. Lektura tego tomu sprawia, że odbiorca ma czuć się dobrze i tak rzeczywiście jest.
Komiks Lindy Medley zaczyna się jak zbiór powiązanych ze sobą krótszych narracji, by w pewnym momencie przemienić się w feministyczną baśń szkatułkową. Wszystko to za sprawą brodatych kobiet należących do zakonu sióstr Pocieszycielek. Nie ma tu śmieszkowania z owych bród - w końcu to magiczny świat - a historia, która odsłania nam kolejne warstwy niczym matrioszka, stanowi satysfakcjonującą lekturę. Odejmijcie brody i realia, a dostaniecie wciąż aktualny komentarz społeczny podany subtelnie i nie prosto w twarz, jak niektóre monologi w filmowej „Barbie”. I to mimo tego, że komiks powstawał w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W tym przypadku ta ponadczasowość jest raczej smutnym faktem.
Baśniowości „Zamku…” dopełniają jeszcze dwa elementy. Format wydania jest iście książkowy, można postawić na półkę z tytułami bez obrazków i na pierwszy rzut oka nikt się nie pokapuje, że to komiks. Drugim są czarno-białe rysunki niczym ilustracje w XIX-wiecznych baśniach. Sama kreska sytuuje w mojej głowie komiks Medley gdzieś między „Gnatem” Jeffa Smitha a pracami Kevina Maguire'a. To połączenie sielankowości i szczypty cartoonowości tego pierwszego z bogatą mimiką znaną z prac rysownika Justice Leauge International.
Postaci, z którymi się zaprzyjaźniamy, baśniowa satyra, przytulność – dajcie się porwać nieśpiesznemu nurtowi opowieści snutej przez Medley. Opowieści mają moc, tej jej nie brakuje.
Tytuł: Zamek Śpiący
- Scenariusz: Linda Medley
- Rysunki: Linda Medley
- Wydawnictwo: Kultura Gniewu
- Data wydania: 15.11.2023 r.
- Tłumaczenie: Marceli Szpak, Agnieszka Murawska
- Druk: czarno-biały
- Oprawa: twarda
- Format: 140 × 204 mm
- Stron: 472
- ISBN: 978-83-67360-55-5
- Cena: 89,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus