„Akademia Pana Kleksa” - recenzja
Dodane: 29-12-2023 22:26 ()
Po czterdziestu latach na ekrany powraca klasyczny bohater Jana Brzechwy i ikoniczna dla polskiej literatury, kina i fantastyki postać – profesor Ambroży Kleks. Z legendą postanowił zmierzyć się Maciej Kawulski, który do tej pory kojarzył się raczej z kinem gangsterskim i biorąc się za nową wersję „Akademii”, chciał chyba zerwać z dotychczasowym wizerunkiem. Jak mu się to udało?
Na wstępie należy zaznaczyć, że „Akademia Pana Kleksa” nie jest ekranizacją powieści Brzechwy, co zresztą twórcy, jeszcze przed premierą, wielokrotnie podkreślali. Wsłuchując się w słowa „Całkiem nowej bajki”, czyli singla promującego film Kawulskiego, można było się domyśleć, że nowa adaptacja będzie korespondować z wcześniejszymi wersjami (zarówno filmowymi, jak i książkowymi) opowieści o Panu Kleksie, natomiast z całą pewnością zaoferuje podejście świeże i oryginalne. Dlatego też na przedpremierowy pokaz „Akademii” szedłem z dużym zainteresowaniem, ale również z otwartą głową – byłem bardzo ciekaw, co można wykrzesać z utworu Brzechwy, mając jednocześnie w pamięci film z Fronczewskim w roli głównej, którego zdecydowanie jestem fanem, ale dostrzegam też, iż zestarzał się on nie najlepiej (i nie chodzi mi tu wyłącznie o warstwę techniczną, ale również o wiele dziwnych, a nawet niepotrzebnych scen, dość stereotypowe podejście do wielu spraw czy nieco irytującą grę dziecięcych aktorów).
Nowy Kleks wciągnął mnie w zasadzie od samego początku. Muszę bardzo pochwalić twórców, którzy zdecydowali się na stworzenie na potrzeby filmu oryginalnego języka Wilkusów (ludzi-wilków) – brzmi on wspaniale, działa na wyobraźnię i przypuszczam, iż może wywołać dreszcze niepokoju u najmłodszego widza. Sceny z Wilkusami, którymi zaczyna się film, właściwie od razu ustawiły klimat opowieści i dały nadzieję, że przede mną wreszcie udany, nowoczesny polski film fantasy.
Nadzieja ta – stwierdzam to z dużą radością – nie okazała się płonna. Historia nie jest może idealna i ma kilka fabularnych mielizn, ale nie są one na tyle piaszczyste, żeby rejs z Kleksem zakończył się klapą. Wprost przeciwnie, do samego końca płynąłem tą łajbą bardzo zadowolony i gdybym miał wskoczyć do niej ponownie, to zrobiłbym to bez wahania. Opowieść o perypetiach Ady – nie Adama – Niezgódki naprawdę mi się podobała, na co bez wątpienia wpłynęła dobra kreacja młodej Antoniny Litwiniak. Aktorka świetnie odnalazła się w roli sceptycznej wobec świata bajek i wyobraźni dziewczynki, która jednak, pod wpływem przygód i poznanych osób, zmienia się i dojrzewa. Na jej drodze pojawią się niepewność, niezrozumienie, strach czy żałoba, ale również radość, nadzieja, zrozumienie i miłość. Losy Ady śledzi się z przyjemnością, choć pewne elementy jej historii są szyte troszkę zbyt grubymi nićmi, a niektóre wydarzenia toczą się być może nieco za szybko, jakby deus ex machina pilnował czasu ekranowego. Całość jest jednak spójna i historia młodej bohaterki robi dobre wrażenie.
Znakomicie prezentują się także Wilkusy, a zwłaszcza ich królowa. To z pewnością jedna z najciekawszych ról w dorobku Danuty Stenki, kojarząca się z mroczniejszą wersją Czarownicy zagranej przez Angelinę Jolie, z domieszką folkloru i horroru. Cały konflikt z wilkami, choć u jego podstaw leży ta sama historia Mateusza, którą opowiedział Brzechwa, został odkryty na nowo i pokazany inaczej niż w oryginale, co jednak wcale nie oznacza, że gorzej. Modyfikacje w przebiegu starcia z Wilkusami pozwoliły na rozwinięcie kilku bohaterów i mogą zaprocentować przy kontynuacji (a znamy już nawet jej tytuł – „Wynalazek Filipa Golarza”).
No dobrze, a jak wypada sam Pan Kleks, wszak to jego Akademia? No właśnie – czy na pewno jego? Głównym przesłaniem, jakie osobiście wyciągnąłem z filmu, jest to, że – parafrazując zespół Kombii – każde pokolenie ma własne bajki. I to tak naprawdę do dzieci należą te wszystkie historie o Kopciuszku, Śpiącej Królewnie czy właśnie Panu Kleksie. Wykreowana przez Tomasza Kota postać dobrodusznego profesora różni się znacząco od wersji Piotra Fronczewskiego, choć niezmiennie budzi sympatię. Kleks Kota znacznie częściej sobie żartuje, lubi się popisywać, zależy mu na „dobrym wejściu”, ale jednocześnie, trochę mimochodem, naucza uniwersalnych wartości, tłumaczy, na czym polega wyobraźnia, tolerancja, empatia czy humor. Jednocześnie rozumie swoją rolę i jako postać z bajki potrafi usunąć się w cień, kiedy nie czuje się głównym bohaterem opowiadanej historii. Piosenka, którą w oryginale wykonywała Zdzisława Sośnicka, a w najnowszej wersji śpiewa ją Sanah, doskonale opisuje, kim jest dzisiaj Ambroży Kleks i czego można się po nim spodziewać. Mimo wszystko odczuwam jednak mały niedosyt tej postaci i mam nadzieję, że w kolejnych częściach rozpoczętej „Akademią” sagi zobaczymy więcej Pana Kleksa i będzie miał on okazje zaprezentować gamę swoich niewątpliwie ogromnych czarodziejskich umiejętności.
Wcześniej pisałem o tym, że liczyłem na nowoczesny film fantasy, a takowy nie mógłby się obyć bez porządnych efektów specjalnych. Te wyglądają naprawdę dobrze, cieszą oko i nie rażą sztucznością. Baśniowa kraina, w której zlokalizowana jest „Akademia”, prezentuje się przepięknie, plenery i zdjęcia stoją na wysokim poziomie i momentami można zapomnieć, iż nie mamy do czynienia z wysokobudżetową produkcją hollywoodzką (swoją drogą – CGI wygląda tu lepiej niż w niektórych ostatnich produkcji Marvela).
Zamek w Gołuchowie zdaje egzamin jako budynek Akademii i wygląda jednocześnie dumnie, poważnie i bajkowo. Sama szkoła stała się bardziej nowoczesna i przyjmuje już nie tylko chłopców, nie każdy uczeń nosi imię zaczynające się na literę A, a do tego dzieci pobierające nauki w Akademii pochodzą z całego świata – i ta różnorodność jest fajna, uczniowie mają swoje unikalne charaktery i umiejętności (ktoś zna sztuki walki, ktoś gra na gitarze, a jeszcze ktoś… rzuca sucharskimi żartami). Na szczególne wyróżnienie zasługują tu Konrad Repiński, Igor Fernandez-Kowalczyk, Jana Jachimek oraz Liu Sitkowska.
Na osobny akapit zasługuje też muzyka. Piosenki nagrane przy okazji premiery filmu z miejsca podbiły listy przebojów krajowych rozgłośni radiowych, ale te utwory, które do masowej świadomości się nie przebiją – na przykład w całości instrumentalne – również stoją na wysokim poziomie i zawsze są na miejscu, doskonale komponując się z pokazywaną sceną. Przy takiej produkcji jest to niezwykle ważne, a zatem należą się duże brawa.
Jak wspominałem powyżej, zapowiedziana została już kontynuacja „Akademii”, która tytułem nie będzie nawiązywać już ani do literackiego pierwowzoru, ani do poprzednich ekranizacji. Zastosowany na zakończenie cliffhanger sprawia, że czekam na tę część z zainteresowaniem – twórcy umiejętnie połączyli wprowadzoną przez siebie postać z motywem z książki Brzechwy. Ostrzę sobie zatem zęby na spotkanie z Golarzem Filipem (w tej roli Leona Niemczyka z wersji z lat 80. zastąpi Janusz Chabior), a wszystkich, którzy zastanawiają się nad pójściem do kina i obejrzeniem „Akademii” gorąco do tego zachęcam. Zdecydowanie warto na około dwie godziny znaleźć się w tej bajce.
Ocena: 8/10
Tytuł: Akademia Pana Kleksa
Reżyseria: Maciej Kawulski
Scenariusz: Krzysztof Gureczny, Agnieszka Kruk
Obsada:
- Tomasz Kot
- Antonina Litwiniak
- Danuta Stenka
- Sebastian Stankiewicz
- Piotr Fronczewski
Muzyka: Mateusz Schmidt, Patryk Kumór, Dominik Buczkowski, Andrzej Korzyński
Zdjęcia: Bartek Cierlica
Scenografia: Daria Dwornik
Kostiumy: Agnieszka Osipa, Kaja Rogacz
Czas trwania: 125 minut
comments powered by Disqus