„Nóż w nocnej ciszy” - recenzja
Dodane: 06-12-2023 22:41 ()
W 203. odcinku „Simpsonów” z 1998 roku pod znamiennym tytułem „Natural Born Kissers” (przeinaczone odwołanie do pewnego klasyka Olivera Stone’a) zostaje odnaleziony pewien artefakt filmowy – taśma filmowa „It’s a Wonderful Life (Killing Spree Ending)”. 25 lat po tym epizodzie uznano, że skrzyżowanie bożonarodzeniowego klasyka ze slasherem to w zasadzie dobry pomysł. O dziwo, wyszło całkiem zgrabnie. A z twórców „Simpsonów” po raz kolejny robi się wizjonerów mających wgląd w przyszłość.
„Nóż w nocnej ciszy” (Właściwie „It’s A Wonderful Knife”) to typ filmu bawiącego się z oczekiwaniami widza, przyzwyczajonego już przez popkulturę do określonych rozwiązań fabularnych oraz punktów zwrotnych. Przez pierwsze 15 minut sądzimy, że będzie to rodzaj „Krzyku” w świątecznej stylistyce. Ku naszemu zdumieniu, morderca szybko ginie z rąk głównej bohaterki, a akcja filmu wybiega o rok naprzód.
Okazuje się, że protagonistka-wybawicielka popadła w stan dojmującej depresji. Jej najlepsza przyjaciółka zginęła z ręki zamaskowanego sadysty, a chłopak ją zdradza. Nie mogąc dłużej znieść cierpienia, w Wigilię w poczuciu całkowitego osamotnienia, stwierdza, że lepiej by było, gdyby się nie urodziła. Zapomina jednak, że powinna uważać na życzenia. Czasami bowiem się spełniają.
Tyler MacIntyre musiał mieć niesamowitą frajdę, bawiąc się pomysłami z „To wspaniałe życie” Franka Capry z 1946 roku. Wyszła z tego nieco nabrzmiała, ale dosadna i do tego śmieszna satyra na współczesne Stany Zjednoczone. Gdy wkraczamy z naszą bohaterką do mroczniejszego świata, pozbawionego nadziei, widzimy niczym w krzywym zwierciadle dzisiejsze problemy Amerykanów oraz zachodniej cywilizacji.
Film kpiarsko odnosi się zarówno do powierzchownego konsumpcji przedświątecznej, jak i kryzysu opioidowego. Nade wszystko jednak Ameryka zostaje tutaj przedstawiona jako kraj coraz bardziej oligarchiczny, gdzie kilka korporacji wraz z multimiliarderami posiada znacznie więcej niż lokalne społeczności. Udaje się oddać sedno współczesnego wasalizmu i poddaństwa. Jak na dłoni widać przeobrażenie „amerykańskiego snu”, w którym własność niekoniecznie gwarantuje wolność.
Cieszę się, że we współczesnej popkulturze, obok superbohaterskich taśmowców, pojawiła się w końcu produkcja mająca kontakt z rzeczywistością. Zauważająca problemy i troski człowieka w 2023 roku, gdy tak wiele się zmienia, czy to w sferze zawodowej za sprawą sztucznej inteligencji, czy też na poziomie państwowym, gdy poprzez federalizację powstanie niebawem megapaństwo europejskie. Film MacIntyre’a zadaje zasadne pytania, gdy trwamy w gonitwie za szczęściem, a inni próbują nas uszczęśliwiać na siłę, wedle własnej modły.
„Nóż w nocnej ciszy” jest świetną rozrywką, której w trzecim akcie brakowało nieco błyskotliwości. Jest to niespodziewanie sprawnie zrealizowany film z ciekawymi rozwiązaniami formalnymi (piję tutaj do sceny z polaroidem) oraz zajmującymi dialogami. W trakcie seansu nieraz się zaskoczycie, a przy tym zadacie sobie kilka ważnych pytań na temat otaczającej rzeczywistości. Po obejrzeniu filmu uświadomiłem sobie, jak Ameryka dzisiaj różni się od krainy mlekiem i miodem płynącej, za którą przyjęło się ją uważać poprzez różnego rodzaju stereotypy wraz ze skrótami myślowi. Jedno z większych zaskoczeń filmowych w tym roku.
Korekta: Katarzyna Ophelia Koćma
Ocena: 7,5/10
Tytuł: Nóż w nocnej ciszy
Reżyseria: Tyler MacIntyre
Scenariusz: Michael Kennedy
Obsada:
- Jane Widdop
- Joel McHale
- Justin Long
- Jess McLeod
- Katharine Isabelle
- Aiden Howard
- Erin Boyes
- Sean Depner
Muzyka: Russ Howard III
Zdjęcia: Nicholas Piatnik
Montaż: Arndt-Wulf Peemöller
Scenografia: Matt Carson, Jan Sikora
Kostiumy: Matea Pasaric
Czas trwania: 87 minut
comments powered by Disqus