„Ferrari” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 18-11-2023 18:35 ()


Nie tak dawno Michael Mann szumnie zapowiedział kontynuacje kultowej „Gorączki” - bodajże jego najlepszego filmu, silnej inspiracji przy powstawaniu „Mrocznego Rycerza” Nolana. Jeżeli „Ferrari” jest wprawką do oczekiwanej produkcji, to prognozy nie są najlepsze. Mamy do czynienia ze złą biografią w filmowym wydaniu. Bez inwencji, bez zamysłu, a co gorsza z niedoróbkami w efektach specjalnych.

Film miałem okazję obejrzeć na festiwalu Camerimage w Toruniu, gdzie gościnnie zawitał odtwórca głównej roli, Adam Driver. Już przed projekcją stosunek aktora do najnowszej produkcji Manna mówił wszystko, jakby przeczuwał nadchodzącą katastrofę. Był świadomy wszelkich niedociągnięć. Kolejny raz zresztą Driver gra Włocha, do tego znanego na całym świecie. I po raz drugi efekt jest niesatysfakcjonujący.

Względem wybitnego „Le Mans '66” Jamesa Mangolda najnowsze dziecko Manna wypada słabo. Kluczowym problemem jest brak większej sympatii do głównego bohatera, którego fascynująca opowieść nie zyskała adekwatnego ujęcia. Nie pomaga kreacja Drivera, manifestującego boską omnipotencję, ale jednocześnie oderwanego od otoczenia, przyjmującego przez to postawę bierną. Widz zostaje rzucony na głęboką wodę, przez co trudno jest mu się przejąć sytuacją intymną i biznesową, w jakiej znalazł się Ferrari.

Nie ma w filmie autora „Gorączki” proaktywnych wibracji – motywu przyjaźni ani poczucia gry o znaczną stawkę. Owszem, sfera społeczna ówczesnych Włoch oraz klimat tamtego czasu został wykreowany z nawiązką. Solidne walory produkcyjne są jednak umniejszane przez problemy z rytmem, jak i przygaszanie w złym stylu emocjonalnych momentów. Sytuację starają się ocalić aktorki Penelope Cruz oraz Shailene Woodley. Ich wątki zostają niestety pozbawione puenty uzasadniającej sens powzięcia wyścigowego przedsięwzięcia.

Ścięgnem Achillesa dla Manna w „Ferrari” są sceny samochodowe – element, który powinien stanowić wizytówkę filmu. Kraksy, wypadki wołają o pomstę do nieba. Odczuwa się ich sztuczność. Widać, że w powietrzu lata model samochodu wykreowany w komputerze, piksele biją po oczach. Przy finalnej masakrze wśród poszatkowanych trupów można wręcz wskazać manekiny wystające z Ziemi. Być może jest to efekt braku funduszy, cięć spowodowanych koronawirusem i strajkami za oceanem. Zdumiewający jest fakt, że w trakcie postprodukcji pozwolono to tak zostawić.

W zasadzie jest to film pozbawiony tożsamości. Są w nim sceny, gdy Adam Driver emanuje boskością do Ferrari, ale ta charyzma względem tłumu rozentuzjazmowanych Włochów nie stanowi środka do opowiedzenia czegoś głębszego. Wątek z nowym kierowcą wyścigów i jego namiętnego romansu nie wybrzmiewa należycie, gdyż ginie w kakofonii mdłego zakończenia. Najwyraźniej Michael Mann ma problemy z wyczuciem momentu, kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Aż ogarnia mnie trwoga, jak myślę o kolejnej „Gorączce”, która jest równie niepotrzebna, jak smętny „Ferrari”. Szamoczący się bez sensu wte i wewte.

Ocena: 4/10

Tytuł: Ferrari

Reżyseria: Michael Mann

Scenariusz: Troy Kennedy Martin

Obsada:

  • Patrick Dempsey
  • Adam Driver
  • Shailene Woodley
  • Sarah Gadon
  • Penélope Cruz
  • Jack O'Connell
  • Valentina Bellè
  • Gabriel Leone

Muzyka: Daniel Pemberton

Zdjęcia: Erik Messerschmidt

Montaż: Michael Mann

Scenografia: Maria Djurkovic

Kostiumy: Massimo Cantini Parrini

Czas trwania: 130 minut


comments powered by Disqus