„Drelich. Nim braknie tchu” - recenzja
Dodane: 04-11-2023 20:47 ()
Kryminały i sensacje to nie są moje gatunki literackie, chociaż znam ich potencjał rynkowy i rosnącą statystykę zainteresowania czytelników. No dobrze, nie samą fantastyką żyje człowiek i normalne jest, że w pewnym momencie mamy przesyt tytułów jakiegoś gatunku i zainteresowanie spada. Wielu autorów podąża za trendem, inni zaczęli z wyprzedzeniem. Tym drugim typem autora jest Jakub Ćwiek, który, choć z buta zaczął w fantastyce, obecnie od kilku lat bardzo eksperymentuje i zmienia gatunki. Myślę, że stoi za tym chęć, by przez pryzmat nowych doświadczeń stawać się lepszym autorem, co chyba wychodzi, bo nowe projekty Jakuba Ćwieka są momentami karkołomne. W tym pozytywnym sensie.
„Drelich. Nim braknie tchu” to kontynuacja historii Marka Drelicha, osoby dość nietuzinkowej, z bogatą przeszłością i niepewną przyszłością. Miała być emerytura zawodowa, ale jakoś tak się złożyło, że na horyzoncie wyszedł „ten ostatni skok”. Żeby tego było mało, pojawiają się jeszcze problemy rodzinne, które zdeterminują, co Drelich będzie musiał zrobić. Po drugiej stronie układanki stoi Kamaz i jego „rodzina”. Niefortunnie dla swoich ludzi, sekta bierze się za omotanie nie tych osób, które powinna.
Powieść ta jest napisana bardzo pieczołowicie. Czytając, miałem wrażenie, że każdy szczegół jest przemyślany na różne sposoby, a każda scena dopracowana w najdrobniejszym detalu. Lektura momentami fundowała ciarki na plecach i jednocześnie wciągała coraz mocniej. Przedstawiona historia jest intrygująca i kipi od gęstej atmosfery. Rozwijanie kolejnych wątków oraz prowadzenie głównych torów fabuły idzie na bardzo wyrównanym poziomie. Jest w tym trochę obyczajówki, ale dominuje sensacja wymieszana z kryminałem, tylko tak jakby z drugiej strony. Autor zgotował porządny i dobrze skomponowany miks. Bohaterowie są zróżnicowani, nie jest to archetypiczna kalka powielona pod zmienionymi imionami. Każdy ma swoje motywy i unikatowe cechy dodające postaci autentyczności. Zresztą mam swoje typy, że bohaterowie zostali oparci dość mocno na konkretnych osobach, ale to taka moja teoria spiskowa.
Jakub Ćwiek na bardzo dobry styl pisarski. Zmienił się on na przestrzeni lat. Mam wrażenie, że dorósł. Dawne serie były lekkie, humorystyczne, momentami komiczne. Finały często wychodziły dużo poważniej, niż nastrajały pierwsze tomy. Tymczasem obecnie powieści Ćwieka są cięższe, mroczniejsze. Być może to efekt podejmowanej tematyki, a autor bez problemu może wrócić na chwilę do dawnego, lekko infantylnego pisania. Jeśli tak jest, to tym lepiej, bo trzymanie się jednej utartej drogi, nawet jeśli rozwojowej, mogłoby czytelników znudzić. „Drelich. Nim braknie tchu” jest książką dopracowaną, a Jakub Ćwiek w posłowiu przyznaje, jak wiele osób udzieliło mu rad opartych na własnej, często specjalistycznej wiedzy. Ten autentyzm jest widoczny w książce.
Następną rzeczą, na którą zwrócę uwagę, jest wydanie książki. Jestem szczęśliwym posiadaczem edycji limitowanej, więc wydania w twardej okładce. Jest ona wykonana świetnie. Strony na pewno z tej książki nie wylecą, bo są solidnie zszyte i sklejone, a książka daje się otworzyć praktycznie na płasko i nic się nie dzieje złego. Nietypowy jest grzbiet. Zazwyczaj w twardych okładkach jest on półokrągły. W wydawnictwie Pulp Books zdecydowano się na płaski, ale nie odbiera to nic z jakości czytania, a książka na pewno wyróżnia się na półce, szczególnie jeśli postawimy takich tomów kilka obok siebie. Jest jedna rzecz, która mnie niepokoi. Wyklejka wewnętrzna z numerem edycji limitowanej wydaje się być przyklejona bardzo na styk i jeśli komuś nawet przypadkiem zdarzy się mocno otworzyć okładkę, jest szansa, że ta oklejka się przerwie.
W kwestii jakości tekstu nie można powiedzieć złego słowa. Raz, że Ćwiek do doświadczony pisarz i krytyk, dwa, że nad całością pracy redakcyjnej czuwał zespół złożony z Agnieszki Włoki, Karoliny Macios oraz Joanny Kłos. Niestety, jak zwykle bywa w przypadku książek, które porywają czytelnika, nie jestem w stanie zweryfikować ich pracy w całości, bo człowiek płynący z fabułą nie zwraca uwagi na literówki i drobne potknięcia. Wierzę jednak, że takowych zwyczajnie nie ma. Lekki prztyczek daję za podział tekstu na rozdziały. Jest ich dużo, co uzasadnione, jednak przeskakiwanie nad numerkami w losowych miejscach strony wybija z rytmu. Szczególik.
Ilustracja na okładce jest bardzo przyjemna dla oka. Z jednej strony wygląda dość ubogo kolorystycznie, ale to podkreśla jej komiksowość i dynamikę. Kiedy zobaczyłem tę grafikę, to spodziewałem się, że w środku czeka na mnie więcej takich atrakcji. Niestety, przeżyłem zawód, że poszczególne sceny nie zostały przeniesione do życia rysunkowego. Piotr Sokołowski na pewno podołałby zadaniu na najwyższym poziomie. Chyba że w planie jest komiks. Zero sugestii.
Co mogę powiedzieć ogólnie o powieści „Drelich. Nim braknie tchu”? Jest to dobry kawał literatury. Co ważne, literatury, która obecnie jest na fali wznoszącej, biorąc pod uwagę zainteresowanie czytelników. Ćwiek to autor solidny, także nie ma również obaw o jakość fabularną. Jest to tytuł, po który warto sięgnąć. Trzeba jedna pamiętać, że jest to drugi tom przygód fachmana Drelicha, ale śpieszę uspokoić – czytałem na razie tylko tę opowieść i nie odczułem dyskomfortu. Być może, gdy sięgnę po pierwszy tom „Drelich. Prosto w splot”, to pewne kropki lepiej się połączą. Jednak nie miałem poczucia wrzucenia na głęboką wodę.
Tytuł: Drelich. Nim braknie tchu
- Autor: Jakub Ćwiek
- Wydawnictwo: Pulpbooks
- Liczba stron: 420
- Oprawa: miękka
- ISBN-13: 9788396686107
- Data wydania: 31.03.23 r.
- Cena: 49,90 zł
comments powered by Disqus