„Fukushima” - recenzja
Dodane: 11-10-2023 23:01 ()
11 marca 2011 r. w północno-wschodniej części Japonii zatrzęsła się ziemia. Choć Japończycy do takich sytuacji są przyzwyczajeni, to te wstrząsy nie miały być „takie jak zawsze”, „normalne”. Magnituda 9 zwiastowała kłopoty i rzeczywiście tak się stało. Samo trzęsienie pochłonęło kilkanaście tysięcy ofiar, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Najgorsze, czyli wywołana wstrząsami fala tsunami, która zalała wschód Japonii. Jak wielka była to siła, świadczy wysokość fal, która miała ponad dziesięć metrów, a miejscami dochodziła do prawie trzydziestu. Obrazki z Japonii, na których widzieliśmy zalane miasta, przenoszone siłą wody całe budynki czy dosłownie statki ustawione na dachach domów bardzo szybko obiegły świat. Do dziś, gdy się obrazy te ogląda człowiek, jest wstrząśnięty. Tak samo wstrząśnięty, jak myśli o tym, co stało się w Fukushimie, gdzie właśnie ta sama fala tsunami bez problemu pokonała kilkumetrowy wał (ktoś w Tepco zaniedbał obowiązków i stwierdził, że tak niska osłona wystarczy) i przelała się na teren elektrowni atomowej w Fukushimie. Tam właśnie rozegrał się dramat, który kosztował życie kolejnych ofiar. Dramat, który de facto trwa do dzisiaj, gdyż Japonia właśnie zaczyna proces spuszczania do oceanu wody z elektrowni, a duża część terenu w dalszym ciągu jest wyłączona z użytkowania.
Dla Japończyków marzec 2011 to przeżycie traumatyczne, które społeczeństwo w dalszym ciągu stara się przepracować. Czas ten to też moment dramatyczny, który nie miał wielu podobnych w historii świata (może poza Czarnobylem). Nie może więc dziwić, że Fukushima często trafia na łamy opracowań naukowych czy dzieł (pop)kultury. Filmy, książki, mangi… Temat Fukushimy podejmowany był już wielokrotnie i pod różnymi kątami ukazywany. Również Polacy mieli okazję wiele z nich poczytać, że choćby wspomnę mangę „Reaktor 1F” Kazuyo Tatsuta czy książkę „Riku i królestwo bieli” Randy Taguchi. I choć to zaledwie niewielki wycinek tego, co jest dostępne na rynku, to teraz dołączył do tego grona komiks stworzony przez duet Gertrand Galic i Roger Vidal i zatytułowany „Fukushima. Kronika wypadku bez końca”. Już sam tytuł jest niezwykle sugestywny i ukazujący skalę tragedii.
Komiks w Polsce wydał Non Stop Comics i trzeba ich pochwalić za jakość tego wydania, które stoi na wysokim poziomie. Historia opublikowana została w twardej oprawie i na niezłej jakości papierze, który dobrze oddaje kolory zastosowane przez rysownika. Poza samą historią opowiedzianą przez duet twórców całość oparzona jest też szeregiem dodatków opisujących postaci i wydarzenia z Fukushimy. Podobne rozwiązania stosowane są w komiksach IPN-u i zawsze podwyższają one wartość merytoryczną publikacji.
Sam komiks opowiada – jak nietrudno się domyślić – historię walki „pięćdziesiątki z Fukushimy” o to, aby reaktory nie wybuchły, co z kolei spowodowałoby tragedię na niewyobrażalną skalę, włącznie, z tym że duża część Japonii mogłaby tak naprawdę przestać istnieć. Grupa pracowników podjęła dramatyczną walkę, aby do tego nie dopuścić, a że sytuacja była dynamiczna i zmieniała się jak w kalejdoskopie to i działania przez nich podejmowane były nieszablonowe. I właśnie o tej walce opowiada recenzowany komiks. Chciałbym, aby w tym miejscu wybrzmiała jedna rzecz. „Fukushima” nie jest komiksem akcji, historią przygodową. To komiks mający mocne zacięcie historyczne (pomimo wymyślonych tzw. wtrętów) i będący kroniką wydarzeń. Taka sytuacja niejako wymusza na historii to, że jest ona dość statyczna, a za to bardzo dużo dzieje się tu w dymkach dialogowych. I absolutnie nie jest to zarzut w stronę scenarzysty, a wręcz przeciwnie. Całość jest dzięki temu wartościowa, stonowana i ukazująca dramaturgię zdarzeń. Scenarzysta Bertrand Galic porusza wiele wątków, również tych trudnych, jak panujący chaos, samowolka czy kłótnie na różnych szczeblach władzy. Ukazuje też bohaterstwo tych ludzi i ciężką sytuację, w jakiej się znaleźli. Siłą komiksu jest też to, że tu dokładnie ukazana chronologia zdarzeń i najważniejsze momenty całej tej sytuacji. Cofając się w czasie wraz ze składanymi zeznaniami Masao Yoshida, dowiadujemy się co w Fukushimie się naprawdę działo i jak blisko tragedii było. Oczywiście należy mieć na uwadze pewną skrótowość ukazanej historii, ale dziwić się temu nie można, bo działo się doprawdy bardzo dużo, a miejsce było ograniczone. Ważne jest, że obraz zdarzeń jest ukazany wiernie, a scenarzysta oparł się pokusie zbytniego podkolorowywania opowieści, przez co mogła stać się ona nieco niestrawna.
Całość scenariusza zobrazowana została przez Rogera Vidala, który posłużył się dość realistyczną kreską, jednakże bez przesadnego dbania o szczegóły jak odwzorowanie strojów pracowników Fukushima Daiichi. Nie można się jednak czepiać oprawy graficznej, gdyż plansze przygotowane są z dużą dbałością i oddają atmosferę rozgrywającej się tragedii. Stosując stonowane kolory, sprawia, że całość jest wyrazista, ale jednocześnie nie odciąga naszej uwagi od fabuły, a co za tym idzie, doskonale pasuje do tego typu „kronikarskiego komiksu”. Wisienką na torcie i ozdobą komiksu są nieliczne, ale imponujące całostronicowe kadry. Ułożona i pozbawiona szaleństw kreska jest cennym uzupełnieniem scenariusza.
Reasumując, „Fukushima” jest komiksem ważnym i dobrym. Jego lektura nie tylko wstrząsa, ale też pokazuje skalę tragedii, z jaką mierzyli się Japończycy. Komiks będący ciekawą lekturą w żaden sposób tematu nie wyczerpuje, ale jest w pewien sposób oddanym hołdem dla bohaterów z Fukushimy. Zachęcam was do lektury a aby następnie poszerzyć swoją wiedzę, namawiam do obejrzenia dostępnego na jednej z platform streamingowych serialu „Dni”, który w bardzo podobnym stylu i klimacie ukazują te same zdarzenia w sposób wiele bardziej rozbudowany.
Tytuł: Fukushima
- Scenariusz: Bertrand Galic
- Rysunki: Roger Vidal
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- ISBN: 978-83-8230-502-9
- Oprawa: twarda
- Liczba stron: 144
- Format: 210x285
- Cena: 72,90 zł
- Premiera: 27.09.2023 r.
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
comments powered by Disqus