Recenzja książki "Poczet dziwów miejskich" Krzysztofa Piskorskiego
Dodane: 12-09-2007 15:55 ()
Chodzenie późną nocą Wrocławiu może być naprawdę niebezpiecznie. Nie wiadomo co lub kogo można spotkać. I nie mówię tu o dresach, pijaczkach, ani zboczeńcach. Nocą budzi się w tym pięknym mieście inny, niedostępny dla większości ludzi świat. Nienormiastność dochodzi do głosu. Budzą się szalone krasnoludki, gargulce z wież katedralnych otwierają jedno oko, bazyliszki wypełzają z zapomnianych piwnic, czarownice wychodzą ze swoich chatek na jednej nóżce, a całemu zamieszaniu przygląda się ze szczytu katedry ostatni kruk pamiętający jeszcze czasy pogaństwa. Dodatkowo to właśnie Wrocław jest areną zmagań sił diabelskich z anielskimi. Nie uwierzycie, ale wysłannicy nieba stawiają stolicę Dolnego Śląska ponad pobyt w swoim królestwie.
O tym właśnie świecie nadprzyrodzonym traktuje wydana niedawno książka Krzysztofa Piskorskiego zatytułowana „Poczet dziwów miejskich”. Znajdziemy tu dziesięć krótkich opowiadań (żadne nie przekracza 35 stron) poświęconych przygodom niezwykłych stworów zwanych dziwoludami oraz ludzi obdarzonych umiejętnością zrozumienia ich świata.
Akcja zbioru opowiadań ma miejsce we Wrocławiu, zazwyczaj nocą. Czytelnik powoli poznaje wszystkie tajniki i zależności, jakimi rządzi się ów nienormiastny (słowo zapożyczone z książki) świat. Wyjątkowo nie zacznę się w tym miejscu rozpisywać się na temat fabuły, bo zdecydowanie pierwsze, co rzuca się w oczy to oryginalność świata wykreowanego przez Piskorskiego. Nie znalazłem tu wielu zapożyczeń, a wręcz przeciwnie – wszystko zdawało się być stworzone od podstaw. Według autora Wrocław zamieszkują stwory zrodzone głównie z ludzkich wyobrażeń, lęków i upodobań, choć nie tylko. Wyobrażacie sobie jak wygląda na przykład stwór powstały z poglądu, że telewizja ogłupia? Tutaj podobnych stworów jest więcej, a te które wymieniłem we wstępie to zaledwie kropla w morzu. Poza tym sporo jest tu bohaterów ludzkich, występują też anioły i diabły. Wspólnym mianownikiem dla praktycznie wszystkich opowiadań z „Pocztu dziwów miejskich” jest właśnie obecność jednej lub więcej z poznanych już wcześniej postaci. Inną ciekawą rzeczą są nawiązania do postaci literackich znanych każdemu fanowi polskiej fantastyki, takich jak Jakub Wędrowycz, Geralt z Rivii czy Rafał Aleksandrowicz. Niestety, przez tak ogromną ilość postaci i stworów niemożliwe było dokładne rozwinięcie charakterów poszczególnych bohaterów. Szkoda, bo świat dziwoludów ma pod tym względem potencjał.
Fabuła opowiadań też staje na wysokości zadania, ale daleko jej do oryginalności, z jaką został stworzony sam świat. Słowa: „Gdzieś to już na pewno czytałem” mogą się przyjść Wam do głowy przy lekturze kilku opowiadań (zwłaszcza, jeśli jesteście miłośnikami prozy Pilipiuka), ale znaczna część pomysłów jest dość oryginalna. Na uwagę zasługuje też różnorodność opowiedzianych przez Piskorskiego historii. Przeczytamy tu o prawie wszystkim - od człowieka, który zamiast się starzeć – młodniał, aż po zmutowanego kota pragnącego objąć władzę nad światem i podporządkować włochatym czworonogom rodzaj ludzki. A pomiędzy nimi czekają na nas historie o polowaniach na dziwoludy, włamaniu do muzeum, nieoczekiwanym lądowaniu na Marsie, sporach między piekłem a niebem, podróżach w czasie czy niezwykłej grze komputerowej, przez którą ważą się losy świata. Dowiemy się też skąd Edward Gierek miał tyle pieniędzy na inwestycje w PRL-u, dlaczego krasnoludki sikają do wina, a także co robi w samym środku wrocławskiego parku chatka Baby Jagi. Słowem – dla każdego coś miłego.
Styl Krzysztofa Piskorskiego jest łatwo przyswajalny i bardzo podobny do pilipiukowskiego, ale wydaje mi się, że brak mu klimatu. Autor znakomicie wprowadza nas na przykład do świata dresów, ale opisy akcji wydają się nieco drętwe. Wszystkie niedociągnięcia, choć widoczne, są wynagradzane pokaźną dawką humoru. Do najzabawniejszych postaci należą krasnoludek-alkoholik, nazwany uroczo Gorzałkem Opiłkiem i jego awanturnicza banda, a także Karku, Ciuma i Kolec – miejscowi amatorzy obrabiania automatów sprzedających bilety autobusowe. Należy tu zaznaczyć, że nie jest to humor wyrafinowany. Jest on zrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego i często, choć nie zawsze, śmieszny. Inną charakterystyczną cechą książki jest to, że prawie wszystkie opowiadania mają ciekawe zakończenie. Nie mówię tu o żadnych nieoczekiwanych zwrotach akcji (choć i takie się zdarzają), ale o tym ostatnim akapicie lub ostatniej linijce całego opowiadania, w której autor zaskakuje czytelnika jakąś drobnostką, na tyle jednak ważną, żeby wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Takie „puszczenie oczka” do czytającego. Ciekawy zabieg, a książka Piskorskiego jest żywym przykładem na to, jak bardzo uprzyjemnia on lekturę.
Wyjątkowo w przypadku „Pocztu dziwów miejskich” mam okazję przyczepić się do wydania. Fabryka Słów poskąpiła miejsca na informacje o autorze, okładka nie zachęca specjalnie do przeczytania książki, a w środku brak jakichkolwiek ilustracji, które mogłyby uczynić lekturę jeszcze lepszą. Dodatkowo notka z tyłu książki jest krótka i właściwie nie mówi nic konkretnego o treści ani nie zachęca do przeczytania książki. Do tej pory Fabryka Słów przyzwyczaiła nas do czegoś zupełnie innego…
„Poczet dziwów miejskich” nie ma ambicji być książką, przez którą nie można spać, zmienia się filozofię życia i pamięta o niej do końca swoich dni. Nie jest to żaden majstersztyk, ale solidny średniak. Tę książkę można zabrać w podróż, a potem bez żalu oddać komuś, kto będzie jechał w przeciwną stronę. Sprawdza się dobrze jako przyjemna rzecz, dzięki której czas płynie szybciej, a czytelnik ma lepszy humor.
Tytuł: „Poczet dziwów miejskich"
Autor: Krzysztof Piskorski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 272
Wymiary: 125 x 195
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...