Rebecca F. Kuang „Babel, czyli o konieczności przemocy” – recenzja
Dodane: 09-08-2023 20:46 ()
Rebecca F. Kuang jest znana z trylogii Wojen Makowych. Seria ta ma swoich miłośników na całym świecie, dlatego nowo wydana powieść tej autorki wywołała tak ogromny szum medialny, podniosła oczekiwania czytelników i podsyciła apetyt na kolejną wspaniałą epicką historię, napisaną z ogromnym rozmachem i zwalającą z nóg. Tymczasem dostaliśmy powieść dobrą, ale nie tak wybitną, jak spodziewaliśmy się dostać.
Fabuła powieści w większości rozgrywa się w I połowie XIX wieku na Oksfordzie, choć nie zabraknie tu także innych egzotycznych miejsc, jak choćby Kanton z tamtego okresu, gdzie cała historia ma swój początek. Pewien brytyjski profesor „ratuje” chińskiego chłopca – sierotę, wywożąc go z ogarniętego zarazą miasta do Anglii, stawiając mu tylko jeden warunek – ma się pilnie uczyć wszystkiego, co profesor dla niego zaplanuje. I nasz główny bohater – Robin – tak właśnie czyni, doceniając i w pełni wykorzystując ogromną szansę, jaką ofiarował mu los, dzięki czemu zostaje studentem prestiżowego Królewskiego Instytutu Translatoryki na Oksfordzie. Instytut ten mieści się w wieży potocznie zwanej Babel, a jego pracownicy tworzą „magię”, a właściwie zajmują się żmudnym szukaniem tzw. par aktywnych słów w różnych językach o zbliżonym znaczeniu, które grawerują na sztabkach srebra, a następnie owe sztabki są wykorzystywane do wzmacniania budowli, ulepszania statków czy broni, ale także do ułatwiania codziennych czynności, upiększania przedmiotów itp. Jest to bardzo ciekawy pomysł na świat, gdzie magia bierze się z tego, co zostało „zagubione w tłumaczeniu”, a im rzadsza para i im bardziej egzotyczny język, tym cenniejszy i potężniejszy jest jej potencjał.
Choć sam pomysł na świat jest dość nowatorski i wnosi pewien powiew świeżości do konwencji low fantasy, to niestety bohaterowie są raczej słabo napisani. O ile bardzo kibicowałam Rin z Wojny Makowej, o tyle Robin z Babel był mi zupełnie obojętny emocjonalnie. Ta postać jest przez 2/3 książki dość bierna, obserwuje mniej lub bardziej niesprawiedliwe sytuacje i przyjmuje, że tak już jest, posłusznie robiąc to, czego się w danym momencie od niego oczekuje. Jego pochodzący z Kalkuty przyjaciel Rami –– jest jego zupełnym przeciwieństwem; jest dość porywczy i wyczulony na wszelkie przejawy dyskryminacji, ale sam nie do końca potrafi uniknąć dyskryminacji w stosunku do swoich koleżanek z roku. Victorie – to czarnoskóra dziewczyna, urodzona na Haiti i wychowana we Francji, która wciąż jest brana za służącą, i to jest chyba najbardziej rozważna osoba z całej czwórki. Letty – to rodowita wysoko urodzona Brytyjka, która zajmuje na Oksfordzie miejsce swojego zmarłego brata i według mnie to właśnie ta bohaterka jest najlepiej napisana, a jej decyzje są najbardziej uzasadnione w powieści.
Warto tutaj dodać, że książka jest bardzo nierówna i raczej nie przypadnie do gustu miłośnikom szybkich rozwiązań fabularnych, czyli „od zera do bohatera w 20 stron”. Tutaj mamy dość szczegółowo opisane to, co w innych powieściach jest często pomijane – czyli zwiedzanie Oksfordu, długie akademickie dyskusje z profesorami, wspólne uczenie się i przygotowywanie do egzaminów, burzliwe rozmowy przy kawie i herbacie na tematy światopoglądowe itp. Te właśnie dyskusje stanowią istotną (choć być może nie dla wszystkich wciągającą) część książki, która jest o nierównościach społecznych – klasowych, rasowych, płciowych, ale przede wszystkim o kolonializmie. I absolutnie nie umniejszając wagi tego problemu, w tej powieści nie jest on przedstawiony dobrze, głównie przez mało subtelne, moralizatorskie monologi i przypisy, których jest mnóstwo! Na plus można dodać bardzo mocne argumenty w dyskusjach z obu stron, co daje czytelnikowi pewną szansę na wyrobienie sobie własnego zdania. Pod koniec powieści akcja nabiera tempa, dramatyczne wydarzenia następują jedne po drugich, a trup ściele się gęsto…
Przy okazji warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze książka jest bardzo gruba – ponad 760 stron, za to przepięknie wydana – czarne oprawy stron i bardzo klimatyczne ilustracje dodają sporo przyjemności z czytania, zwłaszcza mapa Oksfordu i plan wieży Babel bardzo się przydają w umiejscowieniu pewnych zdarzeń. Po drugie warto tu oddać hołd tłumaczowi, który miał niełatwe zadanie takiego przekładu, by oddać te wszystkie subtelne różnice znaczenia pewnych słów, tak bardzo istotne dla fabuły i mechaniki świata. Tam, gdzie nie było to możliwe, zostały dodane odpowiednie przypisy.
Podsumowując, „Babel…” jest książką bardzo nierówną fabularnie, zdecydowanie inną od Trylogii Wojen Makowych. Bardzo ciekawy pomysł na świat rekompensuje pewne niedociągnięcia w budowaniu więzi emocjonalnej z bohaterami, a spektakularne zakończenie wynagradza spokojnie płynącą pierwszą część powieści. Nie zabraknie pewnych zaskoczeń i zwrotów akcji. Poruszone w książce bardzo aktualne dziś kwestie różnego rodzaju nierówności społecznych dodają powagi i zmuszają czytelnika do refleksji. Dobre tłumaczenie i piękne wydanie dają dużo satysfakcji i przyjemności z czytania. Niestety, najwięcej krzywdy tej powieści zrobił duży szum medialny i ogromne oczekiwania czytelników, dlatego najbardziej polecam ją osobom, które nie czytały innych dzieł tej autorki lub tym jej fanom, którzy nie będą spodziewali się kolejnej Wojny Makowej.
Tytuł: Babel
- Autor: Rebecca F. Kuang
- Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
- Wydawca: Fabryka Słów
- Premiera: 8 marca 2023 r.
- ISBN: 978-83-7964-862-7
- Oprawa: broszurowa
- Liczba stron: 764
- Format:135x205 mm
- Cena: 79,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus