„Nawiedzony dwór” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 28-07-2023 23:18 ()


Disney nie ustaje w staraniach w przeszczepieniu na język kina swoich lunaparkowych atrakcji. Jedną próbę przeniesienia na ekran Nawiedzonego dworu podjął równo dwadzieścia lat temu, ale obraz z Eddiem Murphym w głównej roli nie odniósł wielkiego sukcesu. Czy nowa wersja okaże się dużo lepsza? To raczej wątpliwie, gdyż Disney mocno nie trafił z datą premiery. Nie dość, że opowieść z domieszką grozy wpakował w wakacje, zamiast w okresie Halloween, to dodatkowo uznał, że Barbie czy Oppenheimer nie stanowią dla familijnej produkcji większej konkurencji.

Fabuła obrazu koncentruje się na Gabbie, samotnej matce, która wraz z synem przeprowadza się do wiktoriańskiego dworu gdzieś w Louisianie. Trącące nieco stęchlizną i kurzem domostwo pragnie odnowić i zrobić z niego pensjonat. Taki ma plan na nowy życiowy start. Niestety, jej małe marzenie zostaje szybko zmącone przez duchy nawiedzające rozległą rezydencję. Na domiar złego po przekroczeniu progu tejże hacjendy nie sposób uciec od bytów będących przejawem lewitującej ektoplazmy. Zła sława ciągnie się od wielu lat za tym na pierwszy rzut oka niepozornym dworkiem. Dlatego też Gabbie wynajmuje ekipę śmiałków w osobach groteskowego wielebnego Kenta, speca od fotografii paranormalnej Bena oraz lokalnego medium o wątpliwej reputacji, niejakiej Harriet. Na doczepkę dokleja się do nich również nauczyciel akademicki ze słabawym sercem o nieprzekonującej aparycji Danny'ego DeVito. Na barkach tych bohaterów leży ciężar rozbawienia widza i zapewnienia dwóch godzin udanego seansu.

Nawiedzony dwór mimo fabularnych płycizn dość prostych środków straszenia widza i nie zawsze dopracowanych efektów wizualnych ma pewien urok starych filmów komediowo-przygodowych, gdzie nie przykładano uwagi do scenariuszowych zawiłości, a stawiano na aktorskie szarże sympatycznych bohaterów oraz cięty dowcip. Problemem tego obrazu jest brak przynajmniej w pierwszoplanowych kreacjach osobowości, z którymi widz będzie się silnie utożsamiał, przeżywając kolejne atrakcje nawiedzonego dworu. Bo zarówno Owen Wilson (który miał już okazję zmierzyć się z Nawiedzonym obok Liama Neesona i Catheriny Zety-Jones) ze swoją charakterystyczną aktorską manierą, nader ekspresyjny Danny DeVito, przejaskrawiona Tiffany Haddish czy epizodycznie obsadzona Jamie Lee Curtis (nie zapominajmy również o niepozornej Winonie Ryder, którą można łatwo przegapić w nietypowej dla niej stylizacji) to nie są kreacje, które można nazwać końmi pociągowymi dość lichej fabułki. One wprawdzie na chwilę tuszują wszelkie niedostatki produkcji, ale nie stanowią czynnika mogącego przechylić szalę na korzyść filmu.

Gdyby chcieć krótko podsumować najnowszą produkcję Disneya, to można napisać dosadnie, że Nawiedzony dwór nie stanie się dziełem przełomowym. To obraz raptem poprawny, niewybijający się przed szereg, z mało zapadającymi w pamięć głównymi aktorami i dość prostą fabułą, który wielkim hitem nigdy nie będzie. I zapewne nie taki cel przyświecał włodarzom wytwórni Myszki Miki. Liczyli bardziej na rozrywkowe widowisko z upiorami w tle. I o ile dostarczyli kilka upiorów (zdecydowanie za mało eksponowanych), o tyle nie zadbali o wyrazistych bohaterów ani o większy wydźwięk historii poza stereotypowym morałem. Taki schemat byłby dobry dwie, może trzy dekady temu, ale obecnie dla wybrednego widza nie stanowi większej atrakcji niż jego realny odpowiednik w Disneylandzie. Streamingi już gotują miejsce na Nawiedzony dwór, który furory w kinach nie zrobi, acz niewybrednym widzom zapewni trochę letniej rozrywki.

Ocena: 5,5/10

Tytuł: Nawiedzony dwór

Reżyseria: Justin Simien

Scenariusz: Katie Dippold

Obsada:

  • LaKeith Stanfield
  • Rosario Dawson
  • Owen Wilson
  • Tiffany Haddish
  • Danny DeVito
  • Jamie Lee Curtis
  • Chase Dillon
  • Jared Leto

Muzyka: Kris Bowers

Zdjęcia: Jeffrey Waldron

Montaż: Phillip J. Bartell

Scenografia: Victor J. Zolfo

Kostiumy: Jeffrey Kurland

Czas trwania: 122 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus