„Rycerze Zodiaku” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 12-05-2023 22:31 ()


Tomasz Bagińśki reżyseruje swój pierwszy blockbuster bazujący na klasycznym anime. Brzmi jak historyczna chwila – żadnego Polaka jak dotąd nie spotkał taki zaszczyt ze strony amerykańskich wytwórni filmowych. Tym bardziej szkoda, że „Rycerze Zodiaku” są mocnym kandydatem w kategorii złych doświadczeń audiowizualnych w tym roku.

„Saint Seiya” (znana w innych krajach jako „Rycerze Zodiaku”) jest powszechnie uznawana za klejnot japońskiej animacji. Kultowy serial produkowany w latach 1986-1989 emitowany był w osiemnastu krajach. Choć nie zdobył uznania w Ameryce, to miał rzeszę fanów w Meksyku i Brazylii. W przepełnionej akcją historią wojownicy mający na sobie legendarne zbroje chronili swoją przywódczynię, personifikację Ateny.

Autor uniwersum Masamiego Kurumady zapożyczał motywy mityczne nie tylko z mitologii greckiej, ale również rzymskiej i skandynawskiej. W Polsce serial był emitowany na RTL7. Zapewne tak zresztą poznał go w swojej młodości Tomasz Bagiński odpowiadający za mocno uwspółcześnioną adaptację filmową. Więź emocjonalna mogła niejako zwiastować pewną dozę nadziei co do powodzenia projektu.

Produkcja Stage 6 Films ma wymiar iście międzynarodowy. Kręcona była w czterech różnych lokalizacjach, zaangażowano do niej utalentowanych aktorów. W założeniach pretendent do objęcia schedy po Marvelu popadającego w stagnację i bylejakość. Niestety, nie zmierzono w tym przypadku sił na zamiary i w sumie to dziwne, że w dobie animacji uchwytujących komiksowość legendarnych światów („Spider-Man Uniwersum”, ostatnie animacje Dragon Balla), zdecydowano się w przypadku „Rycerzy Zodiaku” na realizację filmu fabularnego.

Wkraczając do sali kinowej, nie miałem żadnych oczekiwań względem obrazu Bagińskiego poza opowiedzeniem ciekawej, spójnej historii. Spodziewałem się być może nostalgii za przełomem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Autonomicznego filmu, który jednocześnie wprowadzałby do przedziwnego świata stworzonego przez Kurumadę. Dość powiedzieć, że to nie jest dobry start franczyzy mającej zyskać uwagę widzów. Równowaga między zachowaniem wierności oryginału a uwspółcześnieniem go jest mocno zachwiana na rzecz modernizacji japońskiej fantasy. Wielu fanów dzieła z Toei Animation może się poczuć zawiedzionych, by nie rzec oszukanych. W tej reinterpretacji dużą rolę odgrywają postaci odgrywane przez amerykańskich aktorów i złowrogie korporacje zza oceanu.

Zagubienie i nuda towarzyszyły mi przez lwią część seansu. Obok ciekawych choreograficznie scen walki są niedopracowane efekty CGI, a przepaść między aktorami starego i młodego pokolenia pod względem doświadczenia jest za bardzo widoczna. Sytuacji nie polepszają toporne projekty kostiumów. Najgorsze jest jednak to, że ekipa filmowa, a zwłaszcza producenci i sam Bagiński byli mocno selektywni wobec elementów stanowiących o sukcesie marki „Saint Seiya”. Aspekty, z którymi postanowili pracować, zostały okraszone stereotypowymi zagrywkami fabularnymi w scenariuszu oraz powierzchownymi dialogami. Dobrzy aktorzy mają tutaj orkę na ugorze. Wyjątkowo trudną pracę do wykonania miała Madison Iseman w roli Sienny.

Jestem zdumiony, że takie filmy jak „Rycerze Zodiaku” powstają. Sądziłem, że po takich porażkach jak „Dragon Ball: Evolution” czy „F4” wytwórnie zrozumiały, że liczy się wierność względem oryginału. Można w tym przypadku mówić wręcz o brawurze, biorąc pod uwagę fakt, jak ogromna rzesza fanów jest skupiona wokół tej konkretnej franczyzy. Koniec końców, nie poczułem się zaangażowany w ten szarawy, nieco sztuczny świat. Jego wiarygodność jest w zasadzie żadna, gdyż za sprawą filmu nie mogłem zrozumieć, dlaczego poszczególni bohaterowie walczą o swoją liderkę. Nie wiem też w sumie, po co to robić. Ich motywacje są napędzane przez wydarzenia generowane przez scenariusz.

Film Tomasza Bagińskiego nie jest nawet produkcją, którą można odbierać jako samodzielny obraz. To bardziej wstęp do całej serii filmów, których raczej nigdy nie zobaczymy. Nie tak tworzy się filmowe uniwersa.

Ocena: 3/10

Tytuł: Rycerze Zodiaku

Reżyseria: Tomasz Bagiński 

Scenariusz: Josh Campbell, Matt Stuecken, Kiel Murray

Obsada:

  • Mackenyu
  • Famke Janssen
  • Madison Iseman
  • Diego Tinoco
  • Mark Dacascos
  • Nick Stahl
  • Sean Bean
  • Caitlin Hutson

Muzyka: Yoshihiro Ike

Zdjęcia: Tomasz Naumiuk

Montaż: Kenny G. Krauss, Peter Pav

Scenografia: Janka Erdely, Villõ Turcsány, Toldi Veronika

Kostiumy: Tóth András Dániel, Godena-Juhász Attila

Czas trwania: 112 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus