„Dylan Dog: Duch Anny Never” - recenzja
Dodane: 04-05-2023 16:16 ()
Aż chciało by się zakrzyknąć: „Na stryczek Judasza!”. Nieprzypadkowo, jako że Wydawnictwo Tore zrobiło znowu miłą niespodziankę miłośnikom włoskiego komiksu, wydając przed długim weekendem nowy tytuł z serii „Dylan Dog”.
„Duch Anny Never” to połączenie mieszanki jawy i snu, tak dobrze sprawdzające się w stylistyce naszego ulubionego detektywa. Tym razem fabuła (której premiera w ojczyźnie tej serii miała miejsce w styczniu 1987 r.), przynosi historię przyjaciela głównego bohatera, którym jest aktor, Guy Rogers, postać targana samotnością, zwalczaną alkoholem i papierosami. Trudno powiedzieć, czy jest to doby wybór. Do tego od dłuższego czasu nie otrzymał szansy na zagranie żadnej roli w dobrze rokującym filmie. Ostatnio jednak los się do niego uśmiechnął, dzięki czemu otrzymał angaż do tego typu produkcji i jak zapewne sami się domyślacie, jest to niskobudżetowy horror spod znaku Dario Argento, a może raczej Lucio Fulci. Nie dość na tym, bo rozpoczyna on terapię u psychologa oraz rzuca nikotynę i wysokoprocentowe trunki. Co z tego jeśli od czasu zmiany trybu życia jest on nękany przez tytułowego ducha. Co dziwniejsze tym duchem jest aktorka, z którą gra w wymienionym powyżej filmie.
Jak się okazuje, Anna Never to bardzo sympatyczna istota, której komizm i niezdarność przyprawia czytelnika niniejszego komiksu o częsty uśmiech. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, w myśl którego Groucho ma w tej odsłonie serii poważnego konkurenta, jeśli chodzi o dowcip. Tym bardziej że humoru tu nie braknie. Coś porywającego jest w serii komiksów z Dylanem Dogiem, w której humor i groza przenikają się w równych proporcjach i przez to nie psują odbioru jako całości. Do tego dochodzi zaduma, może i górnolotne przemyślenia jako podsumowanie całej historii, ale ja to kupuję z pełnym dobrodziejstwem inwentarza.
Za scenariusz albumu odpowiada Tizano Sclavi, obecnie siedemdziesięcioletni (oby dalej zdrowie dopisywało) twórca Dylan Doga, kreujący jego zjawiskowe perypetie od 1986 r. Jak zwykle jest to zgrabnie napisany scenariusz, który czytelnikowi na początku opowieści wydawać się może typową i ograną opowiastką. Jak to jednak zwykle w komiksach o Dylanie bywa, nic co z początku wydaje się proste, tak oczywiste nie jest.
Rysunki to sprawka Corrado Roi, który jako już szesnastolatek rozpoczął działalność na rynku komiksowym, tworząc kilka kieszonkowych zeszytów „Rick Zero” dla Studio Origa. W latach osiemdziesiątych zadebiutował na łamach magazynu Bonelli, rysując epizody serii „Mister No” oraz „Martin Mystere”. Jako że świetnie sobie poradził powyższymi tytułami, dostąpił zaszczytu, aby współpracować z Tizano oraz rysując flagową serię wspomnianego wydawnictwa, tj. „Dylan Doga”. Można śmiało napisać, że jego rysunki to klasyka gatunku. Kreska Corrado jest łatwo rozpoznawalna dla wielbicieli komiksu włoskiego tak jak rysunki Polcha dla polskiego czytelnika. Przynajmniej tak to właśnie odbieram.
Dla wielbicieli tej serii jest to klasyk, ale i fani współczesnego detektywa mroku nie będą zawiedzeni. Jest tu wszystko, co lubimy w tego typu historiach. Polecam dla czytelników włoskiej sztuki komiksu oraz dla tych, którzy chcieliby zacząć z nią przygodę. To bardzo udany tytuł i niczym w soczewce ujmuje, to co w tej odmianie komiksu jest najlepsze. Humor, tajemnica, groza, splatter i niejednoznaczny scenariusz, który jak zwykle na początku ma znamiona „tandety”.
Tytuł: Dylan Dog: Duch Anny Never
- Wydawca wersji orginalnej: Sergio Bonelli Editore
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Tore
- Scenariusz: Tiziano Sclavi
- Rysunki: Corrado Roi
- Przekład: Jakub Łagoda
- Data publikacji: 7 kwietnia 2023 r.
- Papier: offset
- Druk: czarno- biały
- Liczna stron: 100
- Wymiary: 259 x 11 x 193 mm
- Cena: 32 zł
Dziękujemy wydawnictwu Tore za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus