„Niebieska linia” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 19-04-2023 22:48 ()


Niebieska linia kojarzy się w Polsce z pogotowiem dla ofiar przemocy w rodzinie. Ta sama linia, w adekwatnym kontekście, pojawia się dosłownie w filmie Ursuli Meier - reżyserki poruszającego dramatu obyczajowego „Domu przy autostradzie” z Isabelle Huppert w roli głównej. Niestety, owa granica oddziela nie tyle dwie toksyczne osobowości od totalnej autodestrukcji, ile nie pozwala nadać filmowi jako takiemu spójności oraz klarowności.

Zaczynamy od mocnego uderzenia. I to dosłownie. 35-letnia Margaret zostaje najpierw wyrzucona z własnego domu, a następnie zabrana przez policję. W wyniku karczemnej kłótni chwyta kij bejsbolowy i uderza nim swoją matkę, powodując u niej połowiczną utratę słuchu. Zapowiada się proces, a na czas oczekiwania agresywna córka nie może zbliżać się do uzurpatorskiej matki ani znajdować się w odległości mniejszej niż 100 metrów od rodzinnego domu. Jak się jednak okaże, to co jest proste w teorii, wcale takie nie jest w praktyce. A zwłaszcza podczas huraganu tak silnych, paradoksalnych emocji.

Film Meier jest produkcją niespełnioną, i to w sposób spektakularny. W zaciszu szarych, szwajcarskich przedmieść jesteśmy świadkiem dramatu kobiet, które oddały się muzyce. W tym kontekście omawiana produkcja mogłaby być ciekawą historią o kosztach wynikających z oddania się pasji. Muzyka jako droga samorealizacji wiąże się z wyrzeczeniami, zwłaszcza w aspekcie relacji międzyludzkich, zwłaszcza tych najbardziej intymnych – rodzinnych. I choć faktycznie, dowiadujemy się w „Niebieskiej linii” o rozgoryczeniu pokrzywdzonej matki, która porzuciła swe osobiste marzenia na rzecz dobra dzieci, ale już drugiej strony reżyserka niespecjalnie chce nasłuchiwać.

„Niebieska linia” to film pomiędzy. Nieprzekraczający nigdy w pełni pokładanych w nim zamierzeń. Potencjał do psychodramy jest tutaj nadzwyczaj widoczny, ale oprócz dosadnego rozpoczęcia pierwszego aktu nie mamy styczności z równie mocnymi sekwencjami. Owszem, kreacje aktorskie potrafią być momentami angażujące, ale brakuje im stosownych ram społecznych, aby się nimi autentycznie przejąć. Reżyserka co rusz wprowadza nową perspektywę, postaci poboczne, które w dalszej części filmu są porzucane.

Rodziny patointeligenckie z klasy średniej to wdzięczny temat dla formy filmowej. Mury tworzone przez lata pomiędzy najbliższymi osobami mogą mieć różne powody – zarówno personalne, jak i strukturalne. Wyparte intencje, jak i brak rozwiązań systemowych, wynikających z bierności państwa lub innych instytucji. Jest to fascynujące zwłaszcza z perspektywy czasu i dynamicznie zmieniających się uwarunkowań społecznych. Grunt to jednak wypracować historie, gdzie nakreślone są intencje, przeszkody w realizacji sukcesu, powody przemocy psychicznej rodzica względem dziecka, argumenty stojące za porzuceniem spełnienia na rzecz odpowiedzialności rodzicielskiej. Niestety, tej treści w „Niebieskiej linii” brakuje, co jest głównym powodem totalnej ambiwalencji odbiorców w trakcie seansu. A starania utalentowanych aktorów nie za wiele tutaj mogą przyczynić się do zmiany percepcji niewypału na poziomie scenariopisarskim.

Ocena: 5/10

Tytuł: Niebieska linia

Reżyseria: Ursula Meier

Scenariusz: Ursula Meier, Antoine Jaccoud

Obsada:

  • Stéphanie Blanchoud
  • Valeria Bruni Tedeschi
  • Elli Spagnolo
  • Dali Benssalah
  • India Hair
  • Benjamin Biolay
  • Eric Ruf
  • Thomas Wiesel

Muzyka: Jean-François Assy, Benjamin Biolay, Stéphanie Blanchoud

Zdjęcia: Agnès Godard

Montaż: Nelly Quettier

Scenografia: Ivan Niclass

Kostiumy: Anne Van Brée

Czas trwania: 101 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus