„Fancon” - relacja
Dodane: 05-04-2023 05:13 ()
Na polską scenę konwentową wkroczyła kolejna impreza. Był nią Fancon, który odbył się w dniach 31 marca – 2 kwietnia w Lublinie. Organizator – spółka Vyral z Warszawy – postanowiła zorganizować duży festiwal fantastyki w murach Targów Lublin. Impreza od początku była promowana jako polski ComicCon, co wzbudziło spore zainteresowanie wśród miłośników fantastyki w całym kraju. Jednak wraz z postępem prac przygotowawczych pojawiły się pierwsze wątpliwości, czy na pewno organizatorzy sprostają zadaniu. Wątpliwości te narastały wraz ze zbliżaniem się terminu konwentu. Ostatecznie festiwal się odbył, był jednak dla wielu dużym rozczarowaniem.
Początkowo konwent miał odbywać się w całym obiekcie lubelskich targów. Ostatecznie ograniczył się do trzech przestrzeni prelekcyjnych oraz mniejszej hali. Hala ta, trzeba przyznać, została porządnie zapełniona atrakcjami i stoiskami, słabiej poszło ściągnięcie większej liczby uczestników, co jeszcze zostanie omówione.
Organizatorzy zaplanowali niewiele, bo tylko cztery główne nitki programowe, w tym jedną na scenie. Znalazły się tu takie atrakcje, jak pokazy walk (aikido, szermierka białą bronią), koncerty muzyki z anime, pokazy i warsztaty taneczne. Zwieńczeniem programu scenicznego był oczywiście cosplay, który zgromadził tłum uczestników żywiołowo reagujących na występy cosplayerów. A trzeba przyznać, że tych ostatnich było na konwencie sporo. Przechadzali się po hali, eksponując fantastyczne stroje i pozując do zdjęć. Czyniąc to, tworzyli charakterystyczny klimat dla imprez mangowych.
Program był dość ubogi i nieciekawy dla miłośnika fantastyki, którym jestem. Znalazło się tu jednak kilka punktów zasługujących na uwagę. Z pewnością była nimi obecność kilku czołowych polskich pisarzy: Katarzyny Miszczuk, Roberta Wegnera czy Michała Gołkowskiego, jak również udział w imprezie youtubera z kanału Wojna Idei. Dodatkowo w programie znalazło się jeszcze kilkunastu innych, mniej znanych twórców, którzy uczestniczyli w panelach lub wygłaszali prelekcje.
Gracze zostali potraktowani wyjątkowo nieprzychylnie. W programie znalazł się jedynie niewielki games room składający się z kilkunastu stolików i kilkudziesięciu planszówek do wypożyczenia. Sam mógłbym zbudować lepszy, bardziej atrakcyjny własnymi prywatnymi zbiorami.
Jednak ciężar tematyczny programu zdecydowanie był położony na mangę i anime. Miłośnicy tego obszaru mogli znaleźć dla siebie najwięcej. Dodatkowo z oglądu tabeli programowej można było wywnioskować, że impreza skierowana jest do osób młodszych, nastolatków, o czym świadczyły tematy związane z debiutem czy pierwszymi krokami w jakiejś tematyce. Ponadto znalazło się też trochę punktów dla komiksiarzy, tych jednak na konwencie pojawiło się niewielu.
Bez wątpienia tym, co zdominowało Fancon, była popkultura japońska. Miało to odbicie zarówno w programie imprezy, jak i w tematyce stoisk handlowych, wystroju strefy odpoczynku na wzór ogrodu japońskiego (choć dosyć rozczarowującej poza wiszącymi czerwonymi lampionami), kończąc na przebraniach wielu uczestników. Niestety, tych ostatnich było dość mało, znacznie mniej niż oczekiwali organizatorzy. Były to przy tym osoby najczęściej nastoletnie, osób dorosłych, starszych, było stosunkowo niewielu, najczęściej byli to rodzice z dziećmi, wystawcy lub twórcy programu. Niewielką liczbę uczestników można było zobaczyć szczególnie podczas trwania cosplayu, kiedy to pod sceną bawił się tłum, a w pozostałych przestrzeniach wiało pustką. Łącznie szacuję, że licząc absolutnie wszystkich uczestników, na festiwal przybyło około 1500-2000 osób. To mało, szczególnie zważywszy na zapowiedzi.
Na niską frekwencję bardzo narzekali wystawcy. Rozmawiałem z wieloma, każdy miał kwaśną minę. I nie było to zwykłe polskie marudzenie, lecz rosnąca obawa przed dużą stratą finansową. Wielu z nich musiało dołożyć do interesu, gdyż uczestników było znacznie mniej, niż się spodziewano. Były to przy tym w większości osoby niepełnoletnie, które dysponują mniejszą siłą nabywczą. W konsekwencji niemal wszyscy wystawcy byli wściekli i zawiedzeni. Niektórzy spakowali się i zwinęli stoiska już w sobotę wieczór, by nie generować dodatkowych kosztów. Część zaś zaczęła się zwijać w niedzielę na kilka godzin przed zakończeniem imprezy.
Organizacyjnie było tak sobie. Każdy uczestnik przy wejściu otrzymywał opaskę i identyfikator oraz smycz bez żadnego logo czy napisu. Identyfikator nie był nawet zalaminowany, co skutkowało obrywaniem się go u wielu osób. Oprócz powyższych otrzymywało się program imprezy – dwie kartki formatu A3 zadrukowane jednostronnie głównie tabelą programową. Nie mam pojęcia, czemu nie była to jedna kartka zadrukowana dwustronnie, to wiedzą pewnie tylko organizatorzy.
Problemem było jednak to, że przedstawione w tabeli atrakcje niekiedy mijały się z prawdą. Wprowadzało to zamieszczanie zarówno wśród uczestników, jak i twórców programu. Spotkało to m.in. Katarzynę Berenikę Miszczuk, na której spotkanie autorskie przyszło kilka osób, myśląc, że idą na jakąś prelekcję. I odwrotnie – na jedną prelekcję przyszło sporo osób, gdyż spodziewali się właśnie spotkania z wymienioną autorką. Takich sytuacji było kilka.
W hali było przy tym zimno. Chyba organizatorzy postanowili zaoszczędzić i nie włączyli ogrzewania. Przy tym najpierw pozamykali wyjścia ewakuacyjne trytytkami, co sprawiało, że w razie zagrożenia tłum mógłby mieć problem z wydostaniem się z hali. Po południu zaś w sobotę zdjęli je i otworzyli drzwi na dwór na oścież, by uczestnikom zrobiło się jeszcze bardziej rześko. Współczuję wolontariuszom, którzy musieli siedzieć przy otwartych drzwiach i ich pilnować. Choróbsko gwarantowane.
Z perspektywy miłośnika fantastyki konwent należy ocenić jako nieudany. Fan popkultury japońskiej z pewnością wyżej oceni imprezę – jako dość średnią, ale przyzwoitą. Najgorsze w tym wszystkim są zawiedzione oczekiwania. Miał to być polski ComicCon, a on nawet nie stał obok imprez o takim rozmachu i skali. Nie było żadnych gwiazd zagranicznych, żadnych związanych z filmem. Znanych twórców było raptem kilku. Żadnego rozmachu, raczej nuda i rozczarowanie. Gracze też nie mieli tu nic do robienia – zarówno miłośnicy gier wideo, jak i tych bez prądu. Z zapowiadanego wielkiego i wspaniałego games roomu zrobiła się gralnia na 50 osób z niewielkim wyborem gier. Tematyka prelekcji też raczej rozczarowywało, choć tu niekiedy zdarzały się mocne punkty. Z pewnością minusem było również brak obecności niektórych wcześniej zapowiadanych gości, takich jak np. Andrzej Pilipiuk czy twórcy kanału Prawo Marcina.
Przy festiwalu miał mieć miejsce zlot foodtrucków. Też okazał się wielką klapą. Na imprezie pojawiły się raptem cztery foodrucki. Pogoda również nie dopisała, gdyż przez cały weekend było zimno. Przy tym przez sporą część soboty padało, co zniechęcało do jedzenia na świeżym powietrzu.
Fancon okazał się więc średniej wielkości imprezą, raczej nieudaną, z kilkoma dobrze zrealizowanymi pomysłami. I bardzo drogą. Bilet na trzy dni kosztował aż 150 zł, co nawet przy galopującej inflacji jest nie do przyjęcia. Było więc drogo, słabo i poza kilkoma wyjątkami nudno. Obecność na Fanconie oceniam jako zmarnowanie czasu. Jeśli więc nie zdecydowaliście się pojawić na tym konwencie, niewiele straciliście. Można by nawet rzec, że zaoszczędziliście sobie na nerwach i poczuciu zawodu.
comments powered by Disqus