„Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Nemo. Trylogia” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 06-03-2023 17:50 ()


„Liga Niezwykłych Dżentelmenów” to cykl poświęcony nie tyle niesamowitym osobowościom, zdolnym zmieniać bieg historii, ile ich obsesjom wpływającym na wszystkich znajdujących się wokół. Stawić czoła schedzie po sławetnym technologicznym piracie – Kapitanie Nemo – to rzecz wymagająca i trudna, ale jego córka – Janni – z przytupem wchodzi w buty ojca, dbając o to, aby jego dziedzictwo nie zatonęło w morskich głębinach. Pozostaje wierna pirackiemu kodeksowi, tworzy utopię na wyspie Lincoln, dba o załogę Nautilusa i własną rodzinę. Przy tym nieustannie musi stawiać czoła kolejnym niebezpieczeństwom czyhającym na nią w cieniu oraz wychodzić naprzeciw pędzącemu bez opamiętania światu.

Alan Moore ma wyraźną słabość do silnych kobiecych postaci zdolnych swoim charakterem zdominować męską rzeczywistość. W głównym cyklu „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów” prym wiedzie Mina Murray, a w spin-offie serii oczywiście Janni Dakkar, tyle że w omawianym komiksie władczy matriarchat jest absolutny. Nie ma tu bowiem nikogo, kto w jakikolwiek sposób mógłby przeciwstawić się, czy choćby dotrzymać pola nowemu Kapitanowi Nemo. I może tutaj tkwi klucz. W końcu to nie pani Kapitan Nemo ani Kapitanka Nemo. To imię budzące postrach stało się nieśmiertelną ideą. Wierni pamięci księcia Dakkara, który zbudował Nautilusa, by wymierzyć zemstę pysznym Anglikom, będący bezsprzecznie oddanymi sługami jego córki, są jednocześnie oddani jemu i kodeksowi opierającemu się na sprawiedliwości, surowości i strachu wymierzanemu w przeciwników.

Czy zatem Janni została zredukowana do marionetki swojego nieżyjącego ojca? Nie. Ona jest ucieleśnieniem jego marzeń. Kimś, kto pragnie zajść dalej, zdobyć więcej, budować lepiej i dowodzić sprawniej. Jej wędrówka przez Góry Szaleństwa, niemieckie Metropolis aż po podróż do Amazonii jest wyprawą ku nieśmiertelności. Nieśmiertelności, która nie przychodzi wraz z odkryciem magicznego źródła, ani przeniesieniem umysłu do metalowej maszyny, którą można bez przerwy reprodukować. To nieśmiertelność wyrażona wielkimi czynami, ale i osobistymi porażkami. Bo Kapitan Nemo mimo całej swojej wspaniałości jest zaledwie i aż kobietą mierzącą się ze swoimi obsesjami i uprzedzeniami do jej osoby. I choć zyskuje ona nieśmiertelność już za życia, będąc żywą legendą, córką swojego ojca i matką swoich dzieci, to do ostatniego tchnienia musi walczyć o budowane przez dziesięciolecia imperium.

Nie bez znaczenia jest to, że na przestrzeni trylogii obserwujemy młodość Janni, a następnie dojrzewanie do narzuconej jej roli aż po w pełni świadomą starość. Trudno nie odnieść wrażenia, że Kapitan Nemo jest ucieleśnieniem autora walczącego od dłuższego czasu z wyzyskującymi twórców i niszczącymi ich dorobek artystyczny komiksową i filmową branżą, które chcą położyć swoje łapy na wszystkim, co można zmonetyzować. W bohaterce prowadzonej przez Moore’a w pewnym momencie odbija się jego własne, intymne oblicze. Gdy był w sile wieku, w twórczym absolucie, zmieniając/rozwijając/wzbogacając komiksowe medium, budził szacunek i podziw. Kiedy zaś przychodzi starość, odmawia mu się własnego zdania, nazywając starym głupcem. Zapomina się o jego dokonaniach i spuściźnie, tylko dlatego, że głośno mówi o rzeczach, które mu się nie podobają. Dlatego ostatni rozdział tej epopei jest tak przejmujący, ponieważ współautor „Zagubionych dziewcząt” za sprawą Janni, która mimo czającej się już za rogiem śmierci, postanawia udowodnić swoją rację i mądrość, stawiając sobie tym samym swoiste epitafium.

Tę podróż po zakamarkach alternatywnej historii, popkulturowych tropów i prywatnych sądów po raz kolejny fantastycznie zobrazował Kevin O’Neill. Dzięki niemu możemy odczuć obłęd naukowej wyprawy w Góry Szaleństwa, gdzie majestat Pradawnych i związane z nimi tajemnice doprowadzają do tragicznych wydarzeń. Przenikliwa, powykrzywiana kreska prowadzi nas również przez futurystyczne zakamarki Rzeszy, której perłą w koronie jest obezwładniające swoją monumentalnością Metropolis. Miasto idealne, bo niemal pozbawione życia. Samoistny byt, któremu rysownik odebrał dusze na rzecz stalowych konstrukcji, zębatek, tłoków, latających pojazdów i ślepo wykonujących rozkazy żołnierzy-somnambulików. O’Neill operuje stylem efektownym i efektywnym. Nie ma u niego miejsca na niepotrzebne kadry, tym bardziej że rozdziały „Nemo” składają się zaledwie z 48-stron, a mimo to często sięga w swojej twórczości po duże panele. W końcu jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów. A wiele tych obrazów zapiera dech w piersiach, co jest także zasługą znakomitego w swoim fachu, mistrza różu i szarości, poskromiciela błękitów i granatów, wielbiciela mocnej czerwieni i gładkiej (nie)kobiecej cery – Bena Dimagmaliwa.

Jeżeli więc chcecie przeżyć przygodę w pełnej krasie wśród antarktycznych lodowców, amazońskiej dżungli i niemieckich burdeli, gdzie promienie śmierci strzelają niczym noworoczne fajerwerki, stalowe szczęki mięsożerców zioną odorem rozkładającej się padliny, a zahipnotyzowane pingwiny mogą uratować wam życie, wybierzcie podróż Nautilusem. Jego Kapitan, Pierwszy i cała reszta załogi zapewni Wam podróż ku nieśmiertelności.

Mobilis in Mobili.

 

Tytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Nemo. Trylogia

  • Scenariusz: Alan Moore
  • Rysunki: Kevin O'Neill
  • Kolory: Benedict Dimagmaliw
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Wydanie: III
  • Data wydania: 26.10.2022 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 170x260
  • Stron: 180
  • ISBN: 9788328170964
  • Cena: 89,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus