„Cześć Michael!” tom 1 - recenzja
Dodane: 04-03-2023 23:53 ()
Biorąc pod uwagę, ilu „kociarzy” jest w naszym pięknym kraju, manga „Cześć Michael!” powinna osiągnąć duży sukces. I wpływu na to nie powinien mieć fakt, że to już drugie podejście do tego tytułu, które podejmuje Waneko. Wiele lat temu, w zasadzie na początku kształtowania się mangowego fandomu w Polsce, Waneko tytuł ten już wydawało. Tamta wersja nie umywa się jednak do najnowszej, więc jeśli nie macie tak dużo lat, jak piszący poniższy tekst, to dostajecie właśnie idealną okazję, aby poznać ten dobry skądinąd tytuł. Z kolei ci z was, którzy kiedyś „Michaela” już czytali, mogą wrócić do młodzieńczych lat i powspominać jak to kiedyś z mangą w Polsce bywało. Pretekstów do zajrzenia po tę publikację jest więc wiele, a tym najważniejszym niech będzie to, że to po prostu naprawdę dobry komiks.
Kojarzycie takiego rudego, wiecznie zmęczonego i bardzo leniwego kota, który zrobił furorę w komiksach? Nie. Nie jest to Michael, ale Garfield, który zawładnął sercami wielu. A wspominam o tym „leniwcu” nieprzypadkowo, gdyż Michael to trochę taki Garfield tylko w japońskim wydaniu i to chyba najlepsza rekomendacja tej serii prawda? Któż z nas bowiem go nie kochał i nie śmiał się, czytając kolejne przygody amerykańskiego kocura. I w wypadku japońskiego odpowiednika – uwierzcie mi – będziecie bawić się równie dobrze. Co ciekawe rzut oka na ten komiks każe nam myśleć, że to opowieść dla dzieci co jest myśleniem błędnym. Owszem starsze dzieciaki również mogą się w nim zaczytywać, ale uwierzcie mi, że nawet mając czterdziestkę na karku, czeka was tutaj masa frajdy. Cały ten pokaźny pierwszy tom – o samym wydaniu nieco niżej – to zbiór kilkudziesięciu krótkich rozdziałów, w których króluje humor, dowcip i śmiech. Prosta skądinąd konstrukcja rozdziałów doskonale się w tym wypadku sprawdza, gdyż dostajemy dynamiczne, szybkie i przede wszystkim zabawne gagi, którymi raczy nas Kobayashi Makoto. Mało tego to nawet przez moment nie nudzi, bo nudzić nie może, jeśli przedstawia Michaela w tak różnorodnych sytuacjach, a niekiedy wręcz absurdalnych. Raz obserwujemy jego codzienne życie, raz widzimy, jak zajmuje się potomstwem, ale też jak wchodzi w świat japońskich gangsterów z Yakuzy czy walczy na ringu. Jest też kocia wersja Godzilli. Jak widzicie, pomysły na poszczególne historyjki mangaka ma przednie i oryginalne, a ocierając się niekiedy o absurd, nieustannie wzbudza w nas salwy śmiechu. Nawet największy ponurak wiele, doprawdy wiele razy się tutaj zaśmieje. Ten ponad pięćsetstronicowy komiks to żart i humor w najlepszym wydaniu, który docenią nie tylko fani „sierściuchów” (dla nich to zresztą pozycja obowiązkowa, aby spojrzeć na swoje życie w krzywym zwierciadle), ale też każdy z czytelników, który po prostu lubi dowcip stojący na najwyższym poziomie i humor, który ma często odniesienie do rzeczywistości. Trudno wyjść z podziwu dla tego, w jaki sposób mangaka wczuł się w rolę kota i jego opiekunów i jak doskonale – czasami w sposób przejaskrawiony – przedstawił ich codzienność. Cóż, czytanie tej mangi to trochę takie obserwowanie telenoweli, ale w dużo bardziej przystępnym wydaniu. Koci bohaterowie wzbudzają w nas pokłady pozytywnych odczuć, a ich ludzcy opiekunowie bawią swoją nieporadnością i tym jak często źle odczytują zamiary zwierzaków.
Manga ma już swoje lata – i to lat wiele – więc siłą rzeczy kreska będzie uznawana za staroszkolną, jednakże ma w sobie tyle uroku i charakteru, że absolutnie nikogo nie powinna razić, a wręcz przeciwnie nawet dzisiaj zdecydowanie może się podobać. Jestem fanem takich prostych, uporządkowanych i starodawnych rozwiązań, więc obcowanie z nią było ogromną przyjemnością. Kreska Makoto jest precyzyjna i szczegółowa, a w sposób znakomity też oddaje ona nomen omen „kocie ruchy” bohaterów. Urok stylu autora doskonale komponuje się z ciepłym i optymistycznym charakterem scenariusza, dając nam możliwość obcowania z produktem wybornym.
Na ocenę tę zapewne ma wpływ wspomniane na wstępie wydanie, które tak znacząco różni się od pierwszego. Spuśćmy zasłonę myślenia na pierwszą publikację sprzed lat, gdyż cóż... tak się kiedyś wydawało mangi (i nie tylko), natomiast to, co dostajemy do rąk teraz, to pełna profeska, standard wydawniczy Waneko i po prostu manga będąca ozdobą każdej domowej biblioteczki. Pokaźna ilość stron oprawiona w twardą oprawę i obwolutę czy całkiem sporo kolorowych stron i doskonałej jakości druk (choć w kilku momentach widać, że wydawnictwo miało kłopot z materiałem źródłowym) sprawiają, że mangę można kupić „wzrokiem”.
Podczas pisania recenzji starałem się znaleźć jakiś minus czy słaby punkt pierwszego tomu mangi „Cześć Michael!”. I wiecie co? Pomimo moich starań to się nie udało. Manga ta jest bowiem absolutnie wyjątkowa, pełna ciepła, humoru, radości kotów i ciekawych, choć często codziennych zdarzeń. Wzbudzający śmiech koci bohaterowie, niezwykłe przygody, w których objęcia pcha ich mangaka, w końcu pełna uroku kreska, sprawiają, że jest to tytuł absolutnie dla każdego bez względu na wiek i to, czy swojego kota ma, czy nie. Doprawdy polecam wam z całego serca, bo dawno się już tak nie uśmiałem, jak podczas tego tytułu. W rywalizacji Garfield kontra Michael mamy… remis ze wskazaniem na czytelnika jako tego, który zyskuje na tym najwięcej. Kupujcie Cześć Michael!, dopóki jest dostępny.
Tytuł: Cześć Michael! tom1
- Scenariusz: Makoto Kobayashi
- Rysunki: Makoto Kobayashi
- Wydawnictwo: Waneko
- Tłumaczenie: Aleksandra Watanuki, Anna Wrzesiak
- Wydanie: II
- Data publikacji: 04.02.2023 r.
- Druk: czarno-biały
- Oprawa: twarda
- Format: 148x210 mm
- ISBN: 9788382423907
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus