„Kot w butach”: „Ostatnie życzenie” - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 12-02-2023 16:40 ()


Znamy go pod wieloma imionami. Kot w butach. Wiesław K. Kicur. Pequeno. Puszek Okruszek. Jednak, kiedy po raz pierwszy pojawił się w Shreku 2, jego spojrzenie kocich oczu skradło serca wielu ludziom na całym świecie. Dziś, kilkanaście lat od swojego debiutu, znów czaruje nas na dużym ekranie w kolejnym, solowym filmie, który jest zarazem najbardziej dorosłą spośród animacji DreamWorks i może dać wytwórni kolejnego po Shreku Oscara za najlepszą animację (oczywiście o ile statuetki nie sprzątnie sprzed nosa del Toro swoim Pinokiem). Szczerze? Sama się dziwię temu, co wam mówię, ponieważ nic, tak naprawdę nic, nie wskazywało na taki obrót zdarzeń.

Pierwszy Kot w butach był animacją przyzwoitą, przyjemną w odbiorze, trochę taką spin-offową zapchajdziurą, przygotowaną na otarcie łez dla fanów uniwersum Shreka. Również serial animowany dla dzieci powstały na bazie popularności Kota, przez jakiś czas goszczący na ekranach telewizorów. Nic nadzwyczajnego. Nie wspominając o shortach, które w międzyczasie zadebiutowały. Dlatego zdziwiłam się, że postanowiono nakręcić kontynuację, bo nic nie wskazywało, że fabularnie otrzymamy coś więcej niż to, co do tej pory nam zaprezentowano. Ot, przeciętną historyjkę ku uciesze najmłodszych, byle sprzedać trochę więcej gadżetów. Po za tym zrezygnowano z kolejnych części Shreka. Kilka lat minęło, wiele się w DreamWorks zmieniło, również Kot w butach: Ostatnie życzenie było o krok od anulowania. Jednak ostatecznie animacja trafiła do kin i zaskoczyła każdego, kto ją zobaczył. W tym mnie.

Czy było warto czekać na kontynuację przygód kumpla Shreka? Po seansie mogę powiedzieć, że jak najbardziej, tak. Sequel przerasta wszystko, co do tej pory studio prezentowało i zdecydowanie bije na głowę większość filmów z franczyzny Shreka. Co mogę powiedzieć: Senor Puszek powraca w wielkim stylu! Choć, delikatnie mówiąc wszystko się u niego wali jak domek z kart.

Akurat spotykamy go w dosyć krytycznym momencie życia: właśnie wyczerpał limit swoich dziewięciu żyć i zostało mu już tylko to ostatnie, na które dybie tajemniczy i przerażający Lobo. Nasz zawadiacki kot dowiaduje się, że jedyną rzeczą, która mogłaby przywrócić mu utracone życia, jest gwiazdka życzeń. Jednak, żeby nie było zbyt prosto, oprócz Puszka, moc gwiazdki pragnie zdobyć dla siebie m.in. Złotowłosa i niedźwiedzie, Kitty Kociłapka oraz Jacek Placek. Kto ostatecznie spełni swoje najskrytsze marzenia i pragnienia? I czy Kot umknie przed tajemniczym nemezis? I kim tak właściwie jest Lobo?

Żeby nie psuć wam zabawy, zbyt wiele nie zdradzę, ale mogę zapewnić, że będziecie się wyśmienicie bawić na seansie. Już Pan Wilk i spółka. Bad Guys zwiastował pozytywne zmiany w DreamWorks, ale Ostatnie życzenie tylko umacnia w przekonaniu, że studio po okresie marazmu powoli, ale konsekwentnie wraca do gry. Trzeba rzec szczerze, że sequel Kota w butach nie tylko bije oryginał na głowę i jest jedną z najlepszych animacji z uniwersum Shreka, ale okazuje się jedną z najlepszych i najbardziej egzystencjalnych produkcji studia ze wszystkich, które do tej pory zadebiutowały pod logo księżycowego chłopca z wędką. Produkcja ma wszystko, co miały animacje z najlepszego okresu DreamWorks: fantastyczny scenariusz, niejednoznacznych bohaterów pełnych rozterek i wątpliwości oraz balans między rozrywką a opowiadaniem o rzeczach ważnych lub trudnych. Wszystko to jest znakomicie wyważone w scenariuszu od Paula Fishera (Krudowie 2. Nowa era) i Tommy’ego Swerdlowa (Laleczka Chucky). Panowie stworzyli mądrą, bardzo dojrzałą, momentami mroczną historię, która opowiada o kruchości życia, rozliczaniu się ze sobą samym w okolicach jego schyłku oraz radzeniu sobie z tym, że każdy z nas jest śmiertelny.

Rzeczy ostateczne w animacji? I to takiej mega rozrywkowej? DreamWorks podjęło temat bez zbytniego moralizatorstwa, za to z dużą dozą fantazji, a efekt naprawdę powala. Jednocześnie po drodze otrzymujemy opowieść o marzeniach i naszych najskrytszych pragnieniach. O tym, że czasem nie dostrzegamy, że to czego najbardziej pragniemy tak naprawdę, jest blisko nas i wcale nie trzeba szukać gdzieś hen daleko. Wystarczy się trochę rozejrzeć wokół siebie. Chyba najlepiej przesłanie animacji określają słowa reżysera obrazu, Joela Crawforda, wypowiedziane tuż po otrzymaniu nominacji oscarowej: Puss in Boots: The Last Wish is about appreciating your life and the people you choose to spend. I w pełni się z tym zgadzam.

Wracając jeszcze do fabuły: nie zabrakło przeróżnych nawiązań do klasyków kina jak np. Pewnego razu na Dzikim Zachodzie, ale też zabaw motywami mitycznymi i baśniowymi (m.in. zwłaszcza sparodiowania motywów znanych z Pinokia), czy cameo z postaciami ze Shreka i odniesień do tego uniwersum. Duet Fisher i Swerdlow swoim świeżym spojrzeniem bawią się uniwersum zielonego ogra, wykorzystując do tego jego najlepsze elementy. Jeśli to oni będą odpowiadać za remake serii Shrek, to powiem jedno: jestem o wiele spokojniejsza i bardziej przychylnie do tej inicjatywy nastawiona.

Wielkie brawa również należą się scenarzystom za to, co zrobili z postacią głównego bohatera. Pokazali, że nawet bez swojej szpady i płaszcza Puszek może być postacią bardzo ciekawą charakterologicznie. Sequel odkrywa naszego nieustraszonego kota od zupełnie innej strony. Pod maską zadufanego w sobie zawadiaki i łamacza serc, działającego tylko solo, skrywa się gość, którego zżera strach i nieobce są mu ataki paniki. Istoty, która boi się przyznać przed całym światem do swoich słabości, obawiając się, że gdy wyjdą na jaw, straci uwielbienie ludu. Bohater przechodzi niezły rollercoaster, by po drodze nauczyć się nieco o sobie, co tylko wychodzi mu na dobre. Równie ciekawie na jego tle prezentują się postaci drugoplanowe: przesłodki uroczy, wieczny optymista Perrito czy nietypowa rodzinka w postaci Złotowłosej i misiów (ogólnie Złotowłosa to po Puszku najciekawiej poprowadzona postać w tej animacji). Każda z nich, z różnym bagażem doświadczeń, podobnie jak Kot w butach otrzymuje ważną lekcję dotycząca ich samych.

Jednak ta produkcja nie byłaby tak dobra bez czarnych charakterów: teoretycznie jest tylko jeden: psychopatyczny, mocno stereotypowy Jacek Placek, ale tak naprawdę naszą uwagę skupia nemezis kota, czyli Lobo. To właśnie on, a raczej pościg za Puszkiem, kieruje działaniami głównego bohatera aż do samego finału. Postać ewidentnie inspirowana Panem Harmonijką z Pewnego razu na Dzikim Zachodzie. Wilk z sierpami skrada każdą scenę, w jakiej się pojawia, rozsiewając wszędzie grozę i strach. Kiedy wkracza na ekran, nie tylko Puszkowi się włos jeży. Nawet dorosłego widza ta postać potrafi przestraszyć i to zanim zdradzi swą tożsamość. Jeszcze bardziej jest przerażająco, gdy już wiemy, kim jest. Serio, Buka z Muminków zyskała sporą konkurencję. Jak na razie Lobo to najbardziej przerażająca postać nawet w całej dotychczasowej animacji.

Jednak nie tylko scenariusz zachwyca w sequelu Kota w butach, ale też warstwa wizualna obrazu. Już przy Panu Wilku i spółka. Bad Guys DreamWorks eksperymentowało ze swoją animacją, ale przy Ostatnim życzeniu studio wspięło się na wyżyny swoich możliwości. Dostajemy nietypową, trochę malarską, trochę akwarelową animację, przypominającą żywcem wzięte z Księgi Baśni Braci Grimm, ilustracje. Ponadto zachwycają sceny walk, które swoją dynamiką i choreografią przypominają te z najlepszych japońskich shounenów (sama byłam zaskoczona podczas seansu, że tak dobrze się to ogląda i jak płynna jest ta animacja). Warto też wspomnieć o niesamowitym kadrowaniu i montażu, który sprawia, że momentami czujemy się jak w grze VR. Podczas oglądania ma się wrażenie, jakby się było w centrum wydarzeń. Niesamowite uczucie (i to bez technologii 3D). Ogromne brawa dla twórców, bo efekt robi naprawdę ogromne wrażenie.

W przypadku muzycznej strony tego obrazu Heitor Pereira żongluje sporą ilością różnych tropów muzycznych. Odcina się od muzyki Jackmana stworzonej do pierwszej części, dostarczając nam coś zupełnie nowego. W ilości naprawdę hurtowej. Od muzycznego przybytku głowa nie boli. Mamy tu typowo latynoskie klimaty jak też melodie wzięte z westernu. Generalnie mam wrażenie, że jednak ten muzyczny konglomerat, jaki zaserwował nam kompozytor, o wiele lepiej sprawdza się jako muzyczne tło do dziejącej się na ekranie akcji niż w osobnym odsłuchu, co nie znaczy, że nie ma w pracy Pereiry utworów, które zapadły mi głębiej w pamięć. Należą do ich zdecydowanie m.in. ,,Star light - Star bright”, delikatny, wręcz bajkowy motyw gwiazdki życzeń, który słyszymy na samym początku seansu czy temat Lobo ,,Bounty hunter” zdominowany przez nawiązania do klimatów dzikiego zachodu i charakterystycznego gwizdu, który zawsze słyszymy przed pojawieniem się najbardziej przerażającej postaci tej animacji.

Jednakże tym, co przyćmiewa motywy muzyczne Pereiry stworzone do tej animacji są dwie doskonałe piosenki: „La Vida es Una” i „Por Que te Vas” . To właśnie one (oprócz melodii nuconej przez Lobo) pozostają z nami, po seansie dłużej. Szczególnie ta ostatnia ma w sobie coś, co sprawia, że nuci się ją jeszcze długo po obejrzeniu animacji. Pojawiające się w animacji ,,Fearless hero” (w oryginale wykonywane przez Antonio Banderasa, a w wersji polskiej przez Malajkata) już tak dobrego wrażenia nie robi. Nie wiem, kto wpadł na pomysł zamieszczenia go w animacji. To nie jest dobry utwór, ani w wykonaniu Banderasa, ani Malajkata. Serio, Puszek nie śpiewaj więcej!

Jeżeli chodzi o polski dubbing, do roli Puszka aka Kota w butach powraca Wojciech Malajkat. I bardzo dobrze, że znów mogliśmy w tej roli go usłyszeć. Ogólnie nie mam na co narzekać, bo było bardzo dobrze (zresztą uniwersum Shreka miało dobrych dubbingowców i tłumaczy).

Kot w butach: Ostatnie życzenie to bardzo, ale to bardzo miłe filmowe zaskoczenie. Dostaliśmy niebanalną, momentami mroczną historię o życiu, o jego przemijaniu, stykaniu się z tym, co ostateczne i tym, co tak naprawdę nim się liczy. Animacja swoją werwą i błyskotliwością przypomina najlepsze produkcje DreamWorks. Tym samym studio po raz kolejny potwierdziło, że kontynuacje nie zawsze muszą być gorsze od pierwowzoru, ale mogą go przewyższyć pod każdym względem. I przy okazji dobrze zwiastuje to remake’owi Shreka.

Ocena: 9/10

Tytuł: Kot w butach: Ostatnie życzenie

Reżyseria: Joel Crawford, Januel Mercado

Scenariusz:  Paul Fisher, Tommy Swerdlow 

Obsada:

  • Antonio Banderas
  • Salma Hayek
  • Harvey Guillén
  • Florence Pugh
  • Olivia Colman
  • Ray Winstone
  • Samson Kayo
  • John Mulaney
  • Wagner Moura
  • Da'Vine Joy Randolph
  • Anthony Mendez
  • Kevin McCann

Muzyka: Heitor Pereira

Zdjęcia: Chris Stover

Montaż: James Ryan

Scenografia: Joseph Feinsilver

Czas trwania: 100 minut   

 

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus