„Liga Niezwykłych Dżentelmenów” tom 2 - recenzja
Dodane: 10-02-2023 21:58 ()
Po udaremnieniu złowieszczych planów profesora Moriarty’ego, któremu udało się przejąć władzę nad tajnymi służbami brytyjskimi, członkowie Ligi Niezwykłych Dżentelmenów są zmuszeni stawić czoła o wiele groźniejszemu niebezpieczeństwu niż niezaspokojone ambicje przeciwnika Sherlocka Holmesa. Moriarty to przeszłość. Skandal, który skończył swój żywot na firmamencie nocnego nieba. Jednak z tej czarnej przestrzeni ozdobionej miliardami drobnych światełek przybywa zagrożenie, zdolne unicestwić ówczesny świat. Przypominający obślizgłe mózgi z mackami Marsjanie w swoich wielkich trójnogich maszynach wyposażonych w niewidzialne promienie śmierci gotowi są zrównać z ziemią wszystko, co im stanie na drodze. A dzięki temu, że ktoś wyciąga do nich niewidzialną dla władzy pomocną dłoń, podbój Anglii wydaje się kwestią kilku dni. Boże, zachowaj królestwo!
W drugim tomie „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów” Alan Moore i Kevin O’Neill wystawiają pannę Minę Murray, Alana Quatermaina, kapitana Nemo, Hawleya Griffina i pana Edwarda Hyde’a na najcięższe próby. Chwila, chwila, a co się stało z doktorem Henrym Jekyllem? Czyżby uciekł od narzuconych mu obowiązków? W pewnym sensie tak. Można napisać, że poległ w imieniu Imperium Brytyjskiego, choć tak naprawdę zaginał, a w zasadzie zginał, ujarzmiony przez swoje alter ego. Już wtedy, kiedy widzieliśmy go po raz pierwszy na zbiorowej pamiątkowej fotografii, wydawał się bardziej niewidzialny niż niewidzialny człowiek. Hyde go przytłaczał, mimo że był zaledwie odbiciem w lustrze. Na zdjęciu zdobiącym okładkę omawianego albumu, bestia zdolna rozszarpać gołymi dłońmi człowieka dominuje nad całą grupą. Ledwo mieści się w kadrze, przesłaniając swoją posturą portrety wielkich i ważnych.
Edward nareszcie uwolnił się od słabości ludzkiego ciała i umysłu. Od teraz jest czystą, nieujarzmioną siłą, która zatańczy na nosie Marsjan (czy oni mają nosy?), a ze zdrajcami i damskimi bokserami rozprawi się za pomocą osobliwie dogłębnych metod. Czy zatem, pamiętając jego wyczyny ukazane w pierwszym tomie, stał się jeszcze gorszą bestią? Fizycznie tak. A jego brutalność jest ta niewyobrażalna, że nawet Nemo nie jest w stanie spokojnie obcować z jej skutkami. Wątpliwe jest również, aby przybysze z kosmosu bali się kiedykolwiek bardziej, niż w momencie stanięcia z nim twarzą w twarz. Jednak Moore widzi w swoim bohaterze na swój sposób ostatniego sprawiedliwego upadającego starego świata. Istotę uczciwą wobec siebie i społeczeństwa. Obdarzoną poczuciem obowiązku i honorem. Rozróżniającą – jakkolwiek niestworzone się to wydaję – dobro od zła. Obrońcę słabszych i pokrzywdzonych. Nieszczęśliwie zakochanego wojownika niemogącego poradzić sobie z własnym ja pełnego krwawej żądzy. Pragnącego ukojenia w ramionach jedynej kobiety, która była dla niego dobra. Marzącego o dotknięciu delikatnej śniadej piersi skrywającej bijące jak oszalałe serce. O muśnięciu czerwonych ust przed pójściem w bój. Na śmierć. W ostatni taniec, o którym będą pamiętać dzieci brytyjskiego imperium na równi ze sławetną postawą generała Charlesa Gordona pod Chartumem.
Moore genialnie poprowadził wszystkie wątki i wspaniale rozwinął relacje między bohaterami pieczołowicie budowane od pierwszego zeszytu. Zasygnalizowany niby od niechcenia w poprzednim tomie motyw tajemnicy Hyde’a dotyczącej Griffina wybrzmiewa tu w pełnej złowieszczej okazałości w jednej z najlepszych scen, jakie przyszło stworzyć scenarzyście w swojej bogatej karierze. Groza sytuacji, w której znalazł się niewidzialny człowiek, jest niewyobrażalna. Oczywiście, same słowa nie oddadzą w całego spektrum fabularnego majstersztyku. Do tego potrzebne są także te hipnotyzująco wijące się w najróżniejsze kształty linie stawiane z odważną stanowczością przez Kevina O’Neilla. Jestem pewien, że ani razu nie zadrżały mu ręce przy rysowaniu tych wszystkich okropieństw i bezeceństw. Jego obrazy, dzięki współpracy z niezrównanym Benem Dimagmaliwem emanują romantycznym pięknem. Mrocznymi pejzażami i ruinami miasta przypominającymi o dawnej świetności, skrywającymi pod gruzami niejeden sekret. Tęsknotą i marzeniem. Potrafił O’Neill w wirtuozerski sposób oddać niepokój dręczący dusze bohaterów. Ich słabości przypominające o tym, że pomimo sławy są zaledwie ludźmi. Często słabymi i niedoskonałymi, skrywającymi własne wady i grzechy za niewzruszonymi maskami i legendami, wartymi nie więcej niż groszowe opowieści.
To jeden z najlepszych komiksów Alana Moore’a. Precyzyjnie zbudowany świat składający się z tysięcy detali zachwyca rozmachem i realizmem. Przede wszystkim zaś obdarzył on nowym życiem postaci, które z czasem zostały wciągnięte w jednolitą popkulturową masę, co dla wielu jego naśladowców na różnych twórczych polach jest rzeczą niemożliwą do wykonania. Lecz nie byłoby tego komiksu, gdyby nie fantastyczne plansze O’Neilla, na których została zaprezentowana wykrzywiona psychika niezwykłych bohaterów zmagających się nieustannie z własnymi demonami, które być może były największym zagrożeniem nie tyle dla nich, ile w dużym stopniu dla amoralnego imperium. W zderzeniu z nim Pan Hyde jawi się jako wielki humanista.
Tytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów tom 2
- Scenariusz: Alan Moore
- Rysunki: Kevin O'Neill
- Kolory: Benedict Dimagmaliw
- Tłumaczenie: Paulina Braiter
- Wydawnictwo: Egmont
- Wydanie: III
- Data wydania: 26.10.2022 r.
- Druk: kolor
- Oprawa: twarda
- Format: 170x260
- Stron: 224
- ISBN: 978-83-281-7098-8
- Cena: 89,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
comments powered by Disqus