„Myszka Miki”: „Miki – Szalone przygody” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 06-02-2023 22:24 ()


Wyprzedaże garażowe kryją prawdziwe skarby, które tylko czekają na odkrycie. A dokonać tego mogą jedynie światłe umysły, umiejące w starych przedmiotach dostrzec to, co niedostrzegalne dla przypadkowych kupujących. Kiedy Lewis Trondheim i Nicolas Keramidas przechadzali się pewnego razu wśród wystawki, wyłowili bezcenne znalezisko. Stare numery komiksowego czasopisma „Mickey’s Quest”, na którego łamach ukazywała się seria „Mickey’s Craziest Adventures!” Cykl nie został nigdy wznowiony, aż dotąd, ponieważ przyjaciele, niczym najwięksi badacze postanowili udostępnić światu znalezisko. Odrestaurowane, zebrane i godnie oprawione w fascynującym tomie.

Trondheim i Keramidas oczywiście zagrali na nosie czytelników, zmyślając zaistniałą sytuację i zapraszając nas do swoistej gry z komiksową materią. Prowokujący wspomnienia mocny raster przebija się przez wszystkie rzekomo odnalezione plansze i przez te na zawsze stracone, tkwiące gdzieś w fantazjach autorów i naszych. Ponieważ „Szalone przygody” w myśl wszelkich map, przewodników i pamiętników wskazujących drogę do zaginionego skarbu są znaleziskiem niepełnym. Taki stan rzeczy zmusza do zintensyfikowanego wysiłku poszukiwaczy, a przede wszystkim podsyca wyobraźnię.

A ta uruchamia się samoistnie wraz z obcowaniem z absurdalnymi wojażami Mikiego i Donalda, którzy ruszają w pościg za przebiegłym Czarnym Piotrusiem i nierozgarniętymi braćmi Be uciekającymi z łupem skradzionym ze skarbca Sknerusa McKwacza. Nie będzie to łatwe zadanie. Bohaterowie bowiem będą musieli przebrnąć przez morskie głębiny i górskie śniegi. Dziką dżunglę i jałową powierzchnię księżyca… Czas i przestrzeń nie mają znaczenia. Sprawiedliwość trzeba wymierzyć za wszelką cenę!

Brak około połowy plansz zaprezentowanej historii, wcale nie przeszkadza w pełnym jej odczytaniu. Trondheim popisuje się narracyjną maestrią i mimo że przemądrzała Mysz i znerwicowany Kaczor rzucani są z odcinka na odcinek w najdziwniejsze miejsca, często tylko po to, aby ukazać ich na tle wielkich krwiożerczych szczęk, to nie sposób się tu pogubić. Błyskotliwe poczucie humoru oparte na charakterologicznych różnicach występujących między bohaterami sprzyja tej pełnej gagów przygodzie. Tym bardziej że Donald jest równoprawnym partnerem dla Mikiego (co wcale nie jest takie oczywiste) i ostatecznie każdy z nich obrywa od losu mniej więcej po równo. 

Tę niecodzienną zabawę w odkrywanie wyśmienicie zilustrował Keramidas, a bajecznie pokolorowała stała współpracownica Trondheima – Brigitte Findakly. Warstwa wizualna zachwyca bogactwem barw i dynamiczną kreską, odbiegającą od typowej ujednoliconej disnejowskiej stylistyki, dzięki czemu postaci zaludniające to uniwersum nabierają bardziej zadziornego charakteru. Drugi plan obfituje w szereg detali i piękne pejzaże. Jednak plansze nie emanują jedynie przesłodzoną manierą, a nierzadko toną w mroku i wpadają w odcienie grozy czy fantastyki naukowej. Momentami przypominają miks starych kreskówek (np. „Ogród Mikiego”) z klasycznymi odcinkami serialu „Star Trek”. W końcu mamy tu do czynienia z wiekowym wykopaliskiem mentalnie należącym do swoich, minionych już czasów. Czasów, które w jakimś stopniu twórczo ukształtowały autorów tej niecodziennej, lecz pasjonującej lektury, zachęcającej nas do podążania w nieznane.

W drogę! 

 

Tytuł: Myszka Miki: Miki – Szalone przygody

  • Scenariusz: Lewis Trondheim
  • Rysunki: Nicolas Keramidas
  • Przekład: Maria Mosiewicz
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 07.12.22 r.
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 48 stron
  • Papier: offset
  • Druk: kolor
  • Format: 216x285
  • ISBN: 978-83-281-5504-6
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus