„Szczyt bogów” tom 1 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 02-02-2023 18:56 ()


Jeśli pamięć nie zawodzi to jakieś cztery czy pięć lat wyczekiwałem na ten tytuł. Przy wielu okazjach dopytywałem, śledziłem informacje i plotki, aż w końcu jest. Właśnie ukazał się – dla mnie osobiście – jeden z najważniejszych mangowych seriali zatytułowany „Szczyt bogów”. Dlaczego tak ważny? Ano po pierwsze dlatego, że podejmuje się niezwykle interesującej, a jednocześnie bliskiej mi tematyki wysokogórskiej wspinaczki, a po drugie dlatego, że autorem rysunków do niej jest nieodżałowany i niezapomniany mistrz mangowej kreski, artysta przez wielkie „A” Jiro Taniguchi. Nieżyjący już rysownik miał kolosalny wpływ na rynek komiksu, a jego uznana i kochana realistyczna kreska sprawiła, że japoński komiks został bardzo doceniony. Dziś, dzięki wydawnictwu Hanami, możemy zajrzeć do kolejnej pracy Mistrza, za co dozgonna wdzięczność dla równie wielkiego jak ja miłośnika jego twórczości - Radosława Bolałka.

Niestety, jakiś czas temu na platformę streamingową Netflix trafiła animowana wersja tego serialu, więc zapewne dla części z was nie będzie to tytuł obcy. Trochę żałuje, bo z jednej może to przyciągnąć nowych do komiksu, ale jednak mam wrażenie, że część z zainteresowanych pomyśli sobie, że skoro widziała już anime, to nie ma sensu sięgać po mangę. Jeśli tak się stanie, bardzo na tym stracą, gdyż nic nie zastąpi możliwości obcowania z kadrami Taniguchiego, który tak doskonale odnajduje się w konwencji wysokogórskiej. Mieliśmy zresztą tego już przykład jakiś czas temu, gdyż Hanami wydało wcześniej „K2” inny z tytułów Japończyka, w którym opowiada o górach. Tamten – jednotomowy skądinąd – komiks był jedynie preludium do tego, co dostajemy w ręce obecnie. A dostajemy rzecz ze wszech miar wyborną, mangę, w której Taniguchi (odpowiadający za rysunki) łączy swoje siły z Baku Yumemakurą (scenariusz), aby opowiedzieć nam historię niejakiego Fukumachiego fotoreportera, który na swojej wyprawie na Mount Everest znajduje przypadkiem niezwykły aparat. Aparat, który może należeć do pierwszego (?) zdobywcy szczytu, który nigdy z niego nie zszedł. To zdarzenie kształtuje przyszłe wydarzenia, jednakże jest też zaledwie wstępem, początkiem, po którym następuje dużo więcej i dużo ciekawszych zdarzeń.

W całej fascynacji twórczością Taniguchiego nie sposób nie docenić tego, jak dobrze całą akcję rozgrywa i prowadzi scenarzysta. Oddać cesarzowi trzeba co cesarskie i wprost należy stwierdzić, że jest to naprawdę kawał wybornej lektury o zdobywających wysokogórskie szczyty. Himalaiści często są osobami o niezwykle twardych i różnorodnych charakterach, często są oni zmuszani do podejmowania trudnych i wątpliwych moralnie decyzji (mieliśmy tego przykład choćby podczas zdobywania zimą przez Polaków Broad Peaq), w końcu na samych wyprawach dochodzi niekiedy do ostrych kłótni (znów przywołuję Polaków i ich nieudany wyjazd na K2 również zimą). Yumemakura te charaktery doskonale kreśli w swojej mandze, przez co poszczególni bohaterowie – a w zasadzie dwóch najważniejszych – prezentują się tak wybornie. Japończyk doskonale wręcz oddał nie tylko ducha rywalizacji między wspinaczami (pamiętacie jeszcze wyścig Kukuczki z Messnerem?), ale też ich wewnętrzną walkę ze swoimi słabościami i tym, co dla nich najważniejsze, czyli wejściem na szczyt. Całość doprawił trzymającą w napięciu akcją i wielowątkowym scenariuszem, efektem czego jest doskonała opowieść o życiu i pragnieniu zdobywania gór. Nad całością naprawdę można się zachwycić, a szczególnie Ci z was, którzy góry lubią, znajdą tutaj bez wątpienia to, na co liczyli. Ten pierwszy tom serii rozbudza w nas nadzieję, na historię perfekcyjną, opowieść, która zostanie w nas na długo i zachwyci podczas lektury. Dramaturgia, realizm ukazanych zdarzeń, różnorodność charakterów i przepiękne obrazy są tym, co powinno was do mangi przyciągnąć.

I właśnie bez tych obrazów, które przed naszymi oczami postawił Taniguchi, nie byłoby w pełni „Szczytu bogów”. Mistrz potwierdził swoją klasę, tworząc bez wątpienia jeden z najładniej narysowanych i klimatycznych komiksów w swojej twórczości. Nie sposób nie docenić pietyzmu, z jakim podszedł on do sprawy, który widać zarówno w szczegółowości oddania wąskich nepalskich uliczek, zatłoczonych barów w Tokio, jak i w surowych, minimalistycznych (a jednocześnie tak dogłębnych) kadrach, na których widzimy ośmiotysięczniki czy nieco niższe szczyty Alp Japońskich. Obrazy te zachwycają, a sceny wspinaczki doprawdy zapierają dech w piersiach. Tak wiem, że w tekście tym jest dużo patosu, ale góry właśnie takie są, właśnie tak działają na człowieka, a Jiro Taniguchi oddał doskonale ich sens w tej mandze. Wisienką na torcie są wyborne kadry, na których rysownik skupia pełnię swojej uwagi na samej wspinaczce, wzbudzając zachwyt czytelnika podejściem do szczegółowości w prezentowaniu układania rąk czy nóg przy ścianie przez „lodowych wojowników”, czy tego, w jakich warunkach podczas ataków funkcjonują. Całość daje naprawdę genialny obraz, któremu warto poświęcić uwagę.

Do lektury „Szczytu bogów” podchodziłem z ogromnymi nadziejami i oczekiwaniami, a jak wiadomo, te często pozostają niespełnione. Tutaj jest jednak inaczej. Tu mamy do czynienia z produktem ze wszech miar wybitnym, którego zarówno wciągająca akcja, bogate jej tło, jak i piękne obrazy sprawiają, że czas spędzony na lekturze będzie czymś, co na długo zapadnie wam w pamięć. Jest to też doskonały początek serii, która – mam nadzieje – znajdzie uznanie nie tylko w środowisku czytających komiksy czy mangi, ale też bliżej obcujących z górami. „Szczyt bogów” na pewno na to zasługuje, a sam tytuł jest niezwykle znamienny w kontekście twórczości Jiro Taniguchiego.

 

Tytuł: Szczyt bogów tom 1

  • Scenariusz: Baku Yumemakura
  • Rysunki: Jiro Taniguchi
  • Wydawnictwo: Hanami
  • Format: 150 x 210 mm
  • Ilość stron: 324
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kreda
  • Data publikacji: 16.12.2022 r.
  • ISBN: 9788365520883
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus