„Transformers” - recenzja druga

Autor: Michał 'Saladyn' Misztal Redaktor: milkszejk

Dodane: 31-08-2007 12:11 ()


W ostatnich latach można zaobserwować prawdziwy boom na adaptacje komiksów, w tym nowe aranżacje znanych widowni postaci (np. Batmana, Hulka). Gdy byłem dużo młodszy i zaczytywałem się w komiksach, zastanawiałem się nie raz, kiedy to przyjdzie pora na film o jednej z moich ulubionych serii. Długo przyszło mi czekać na TRANSFORMERS - dopiero teraz dysponujemy efektami zdolnymi oddać wszystkie detale wielkich blaszaków, a wytwórnie dysponują budżetem zdolnym te efekty opłacić.

Czy warto było iść do kina? Czy warto było czekać te wszystkie lata? Znowu przyjdzie mi ocenić film z punktu widzenia zagorzałego niegdyś fana. Warto. Gdy tylko w kinie zgasły światła zacząłem się zastanawiać, jakiego rodzaju konwencje wybrał Bay. Czy będzie to wierna adaptacja, a jeżeli już, to czego (komiksy i animowane serie znacznie różnią się od siebie) mogę się spodziewać? Okazało się, że wykorzystano znane z komiksów postacie i po drobnym faceliftingu trafiły one do wielowątkowej, na pozór prostej, typowo komiksowej historii. W filmie cieszą oko plenery oraz, oczywiście, efekty specjalne. Bardzo dobrze rozegrano wiele scen, kiedy to szczyptą realizmu doprawiono tą, zmyśloną przecież, opowieść o, jakkolwiek by nie było, kosmitach. Kinomani z pewnością pamiętają wiele produkcji opartych na koncepcie - "przylatują obcy, dobrzy i źli, a nasza planeta staje się ich polem walki". Zapewniam Was, że w połączeniu z motywem zmieniających kształt robotów, który okraszono garścią odniesień do naszej rzeczywistości, wyszło coś naprawdę godnego uwagi, wartego zobaczenia na wielkim ekranie przynajmniej raz. Oczywiście fani serii, zwłaszcza ci młodsi, będą zachwyceni, ale i każdy "normalny" obywatel nie powinien opuścić sali kinowej rozczarowany.

Fabułę skonstruowano w sposób, który umożliwia klarowne przedstawienie wielowątkowej historii. Same roboty początkowo pojawiają się rzadko, a do tego są to zamierzone ujęcia, w których nie można się zbyt dobrze im przyjrzeć. Niewątpliwie jest to efekt pobudzający ciekawość i wyobraźnię widza, a przy tym nie jest on denerwujący. Z czasem dochodzi do otwartej walki pomiędzy dwoma frakcjami Transformers - miłującymi pokój Autobotami oraz siejących zniszczenie Decepticonami, w którą zostają wmieszani ludzie - żołnierze, tajni agenci oraz przede wszystkim zwykli cywile. Element odróżniający (przynajmniej do pewnego stopnia) ten film od innych, reprezentujących ten sam gatunek, jest oczywisty. Ludzie mają tutaj naprawdę niewiele do powiedzenia. Ludzkość została bowiem (zgodnie z koncepcją Transformers) zaatakowana z zaskoczenia, a jej arsenał nie był projektowany jako coś, czym walczy się z wielkim jak wieżowiec, humanoidalnym robotem, który w dowolnej chwili może ukryć się pod postacią jakiegoś pojazdu i zwyczajnie się wycofać.

Nie mówię, że John Turturro czy John Voight nie mają w filmie nic do powiedzenia. Ale wyobraźcie sobie sami, co taki wielki, ciężki blaszak, robi z otoczeniem, gdy naparza się (przy użyciu różnego rodzaju broni) z innym wielkim blaszakiem. Uwzględniono jakiś model fizyczny tak wielkich "gladiatorów", więc zniszczenia idą w setki milionów dolarów już w czasie malowniczego pościgu na autostradzie. Obok zgłębiania tajemnicy nowych form życia widza uraczono scenami romantycznymi (z umiarem) oraz sporą dawką humoru. W kinie raz po raz rozlegały się śmiechy widzów i mi także zdarzyło się parsknąć śmiechem. Dowcip sytuacyjny bazuje głównie na zderzeniu kulturowym obu gatunków i jest jak najbardziej na miejscu. Doskonale, według mnie, oddano charaktery przywódców obu grup - Optimusa Prime'a (mówiącego niczym Sean Connery, czyli bardzo natchnionym głosem) oraz Megatrona (który budzi grozę, choć pojawia się w filmie bardzo późno). Świetnie rozegrano użycie stereotypów, nadając wszystkim robotom nowy wygląd - dobre mają bardziej stonowane "rysy", natomiast sylwetki i "twarze" złych pełne są ostrych krawędzi i kolców (co jest zupełnie zrozumiałe, jako że wielki robot kochający mordować powinien wyglądać właśnie tak). 

Bez wątpienia „Transformers” jest filmem nietuzinkowym i nawet jako kolejna adaptacja komiksu przeciera szlaki dla innych pomysłów i ekranizacji. Jest tak samo przełomowy, jak Robot Jox lata temu. Nie wiem, ile pieniędzy zarobił i ile jeszcze zarobi, ale na pewno będzie to duża suma. Film szczerze polecam, można nawet zabrać na niego dzieci, ponieważ pomimo zgonów ludzi i robotów nie przesadzono tu z laniem krwi (bądź oleju) i wyrywaniem flaków (bądź kabli i silników). Na pochwałę zasługuje zakończenie - nie przesłodzone i, co najważniejsze - nie wciska się motywu "będzie druga część". Warto zostać do końca napisów - trochę dostaje się amerykańskiej telewizji i rządowi. Wspomnę jeszcze o bardzo dobrze dobranej muzyce, w której znalazły się również piosenki starsze, ale znane i lubiane. Być może część z Was zastanawia się, dlaczego tak chwale ten film, a jednocześnie oceniam go jedynie na 8 punktów. Na dziesiątkę sobie nie zasłużył, a jeden punkt odejmuje, ponieważ niektóre ujęcia i sceny mogą kojarzyć się z innym filmem – „Dniem Niepodległości”. I choć niektórzy go lubili, a inni nienawidzili, to jednak czyni on „Transformers” nieco wtórnymi.

Ocena: 8/10

Tytuł: "Transformers"

Reżyseria: Michael Bay

Scenariusz: Alex Kurtzman, John Rogers, Roberto Orci

Obsada:

  • Shia LaBeouf
  • Megan Fox
  • Josh Duhamel
  • Tyrese Gibson
  • Jon Voight
  • John Turturro
  • Anthony Anderson
  • Bernie Mac

Zdjęcia: Mitchell Amundsen

Muzyka: Steve Jablonsky

Czas trwania: 144 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...