„Kociarze” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 27-12-2022 21:16 ()


Mye Hoang, reprezentująca drugie pokolenie wietnamskich Amerykanów z Dallas w Teksasie, postanowiła sprawdzić kulturę życia codziennego typowych Amerykanów posiadających sierściuchy. Chciała przekonać się, czy nadal pokutuje stereotyp kota jako elementu damskiego stylu życia.

Bohaterami Kociarzy są w głównej mierze usytuowani, dobrze radzący sobie z trudną sytuacją covidową i gospodarczą reprezentanci amerykańskiej klasy średniej. W tym filmie zresztą nie o koty chodzi. Fakt, pokazana jest relacja facetów z futrzakami, sposoby ich pielęgnacji oraz ich udział w dalekich podróżach czy to służbowych lub też rekreacyjnych. Dla reżyserki jednak jest to okazja na spojrzenia na zwyczajnych Amerykanów, z jakimi problemami muszą się mierzyć oraz jak im się wiedzie w atmosferze klimatycznej apokalipsy, gdy kraj nawiedzają różnego rodzaju kataklizmy – pożary, tsunami i huragany.

Dokument uświadamia, że USA po kryzysie gospodarczym 2009 roku oraz pandemii koronawirusa nie jest już postrzegany przez swoich obywateli jako kraj mlekiem i miodem płynący. Na twarzach właścicieli rasowych kotów widzimy często zmęczenie wynikające ze spłat kredytów oraz wykonywania kilku obowiązków zawodowych jednocześnie. Strażak zmuszony pracować w kilku miejscach zasługuje na podziw, aczkolwiek przy tak misyjnym i wymagającym zajęciu pojawia się pytanie – czy nie wpłynie na niego to aby destrukcyjnie?

W tych niełatwych czasach dobijanych przez inflację i wojnę koty stanowią wręcz autoterapię. I jako kociarz sam w sobie doskonale to rozumiem – kontakt z miauczącymi zwierzątkami domowymi obniża ciśnienie, wprowadza właściciela w stan błogostanu i wyciszenia. Ponadto kot uczy facetów obcowania z innymi, albowiem na szacunek kota trzeba sobie zasłużyć. Wszakże to nie właściciel wybiera kota. Jest na odwrót. A raz utracony respekt nigdy nie wraca, nawet jeżeli naukowo udowodniono ponoć, że kot zapomina po czterech tygodnia o danym zajściu. Naukowcy ci zapewne zapomnieli o pamięci ciała i tego, co odczuwało.

Obcowanie z Kociarzami można przyrównać do wylegiwania się w zbyt wygodnym fotelu. Poznawane historie rozmiękczają najtwardsze serca tak, że aż można pod koniec zasnąć, autentycznie. Trudy amerykańskich inżynierów i wykonujących zawody pożytku publicznego, które one sami nazywaliby piekłem, są i tak dla nas, mieszkańców Europy Wschodniej, rajskie. W takich kryzysach to każdy chciałby uczestniczyć. Zwłaszcza rozczulająca jest dola bezdomnych z Nowego Jorku, której reprezentantem jest pewien Gruzin włóczący się po ulicach Wielkiego Jabłka z pewną kocią przybłędą. Jak na najwspanialsze miasto na świecie jest on nader zadbany, a w momencie krytycznym dla zdrowia otrzymuje profesjonalną opiekę medyczną. To i tak lepiej, jeżeli przypomnimy sobie, że Szwajcarzy jeszcze tak niedawno chcieli dawać swym bezdomnym bilet, w jedną stronę, gdziekolwiek tylko by chcieli się dostać.

Mimo monotematyczności i poczucia odrealnienia Kociarze to miła, lekka okazja do zapomnienia o trudach. Uświadamia, że cierpienie cierpieniu nierówne w czasach transformacji. A gdy człowiek człowiekowi wilkiem, a na ulicach szerzy się alienacja i samotność, to kot przynajmniej przypomina nam o podstawowych cechach człowieczych, zwłaszcza umiejętności sjesty, cieszenia się z rzeczy małych oraz nade wszystko odpoczywania. 

Ocena: 6/10

Tytuł: Kociarze

Reżyseria: Mye Hoang

Obsada:

  • Nathan Kehn
  • Ridoanul Haque Siyam
  • Jordan Lide
  • David Durst

Muzyka: Micah Dahl Anderson

Zdjęcia: Rob E. Bennett

Montaż: Dave Boyle, Mye Hoang

Czas trwania: 89 minut

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus