„Wolverine” tom 2: „Wróg publiczny” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 18-12-2022 17:21 ()


Stary, dobry Wolverine będący na tropie porywaczy dziewięcioletniego chłopca wpada w śmiertelną pułapkę. Dzień jak co dzień. Prawie. Różni go jeden szczegół. Pranie mózgu zafundowane głównemu bohaterowi. Na tyle skuteczne, że Logan staje się zabójczą bronią przestępczego konglomeratu Hydry, Dłoni i Świtu Białego Światła dowodzonego przez Gorgona. Aspirującego na władcę świata mutanta, zdolnego dzięki swoim umiejętnościom pokonać każdego, kto znajdzie się na jego drodze.

Myślę, że Mark Millar miał naprawdę spore ambicje, pisząc tę historię. Problem w tym, że jego brutalny scenariusz, gdyby został potraktowany i zrealizowany w pełnej swobodzie twórczej, wywróciłby uniwersum Marvela do góry nogami. Przynajmniej do momentu, w którym ktoś nie uznałby, że opowiedziane wydarzenia tak naprawdę (sic!) nie miały miejsca. A pomysł był odważny. Ponieważ Wolverine stający naprzeciw swoich dotychczasowych sojuszników, pozbawiony zahamować w morderczym szale, to widok rzadki, szczególnie w takim stopniu, w jakim postanowił przedstawić sytuację scenarzysta „Kick-Assa”. Niestety, szpony Rosomaka zostały umyślnie stępione. A precyzyjnie mówiąc – skierowano  je w odpowiednie mięso armatnie. Co znaczy mniej więcej tyle, że tabunami giną tu agenci SHIELD (wypełniający swój obowiązek), ninja Dłoni (przecież oni i tak już są martwi), ludzie Hydry i AIM (kto będzie po nich płakał). Poza tym zamordowany zostaje jeden z członków X-Men – zgadnijcie który? I to w zasadzie tyle. W całej swojej wywrotowej formule komiks utrzymany jest w bardzo asekuracyjnym tonie.

Millar nie jest twórcą, którego prace obfitują w fabularne subtelności. Wręcz odwrotnie. On woli zachwycać czytelników blockbusterowym  rozmachem i wyjmować z kapelusza niespodziankę za niespodzianką. Tylko że te przysłowiowe króliczki często wyrywają mu się z rąk i rozbiegają na wszystkie strony. Tym samym obcujemy ze spektaklem mogącym, co najwyżej oczarować, wszystkich tych, którzy nie patrzyli dokładnie na ręce prestidigitatora. Bo dopóki są one w ruchu, dopóty magia działa. Zaskoczenie nową rolą Logana dążącego do wykonania złowieszczej misji niczym niepowstrzymany taran oraz wprowadzenie na arenę przebiegłego czarnego charakteru, pragnącego udowodnić wszystkim, jakim to jest mistrzem w dziedzinie czynienia zła, utrzymują naszą uwagę w dużym napięciu od pierwszego do ostatniego rozdziału. Między innymi dlatego, że Millar bombarduje nas nieustannie mocnymi bodźcami. I dopiero kiedy akcja ustaje na jedną dłuższą chwilę, paradoksalnie komiks zyskuje na atrakcyjności. Dokładnie w momencie, w którym opowieść o chytrym planie przejęcia kontroli nad superbohaterami, zmienia się w historię osobistej zemsty.

A że Logan ma zamiar zabić ponad pięćdziesiąt tysięcy przeciwników, to taki plan i jego konsekwencje należy uwiarygodnić. Przedstawić mentalne skutki tych działań wpływające na jego najbliższych. I tu Millar nie ma za wiele do powiedzenia. Jedyne, na co go stać, to kilka przebitek na pokiereszowanych psychicznie X-Men, mających trudności z poradzeniem sobie z wydarzeniami, które i tak w znacznym stopniu przechodzą gdzieś obok nich, choć przecież bezpośrednio powinny dotyczyć w szczególności wyznawców marzenia Charlesa Xaviera. Sceny te rażą nienaturalnością i tandetnymi dialogami. Być może właśnie ten brak wyczucia intymnej dramaturgii jest przyczyną takiej, a nie innej narracji. Szkocki artysta czuje się pewnie, opowiadając o brutalnym męskim świecie, w którym ludzkie życie przeważnie nie ma większego znaczenia. Kolejne trupy służą osiągnięciu danego celu. I wierzyłbym w tę maskę twardziela, gdyby nie świetnie rozpisana, choć utrzymana w konwencji relacja między Loganem a jego japońskimi przyjaciółmi, którym porwano syna. Gdzieś w Millarze, niczym w bohaterze przez niego pisanym, tkwi ten pierwiastek dobra, zdolny przezwyciężyć zwierzęcą dzikość serca.

Wysokie tempo opowieści zostaje utrzymane przede wszystkim dzięki ilustracjom Johna Romity Juniora. Jego prace są nierówne, często niedokładne, tyczy się to w szczególności twarzy bohaterów. Sylwetki gubią proporcje. Czasem tu i ówdzie zabraknie jakiejś kreski lub zostaje ona postawiona w twórczym pośpiechu, a mimo to plansze w wykonaniu weterana branży nadal potrafią zachwycić rozmachem. Po prostu zaprzeć dech w piersiach. Romita tak jak Millar, nie bawi się w subtelności. Nawet nie próbuje okiełznać żywiołu, jakim jest Logan, bo to byłoby walka z góry skazana na niepowadzenie. On daje się prowadzić Rosomakowi. Jest przedłużeniem jego szponów, czasem tnących ze ślepą furią, a czasem z chirurgiczną dokładnością. Niekończące się pojedynki rozrysowane z ogromną dynamiką urzekają mistrzowską choreografią. Charakterystyczne dla twórczości Amerykanina sceny rozgrywające się w ulewnym deszczu symbolicznie zwiastują nadchodzące zniszczenie, ale również oczyszczenie Kanadyjczyka o adamantowym szkielecie, choć w większym stopniu oddają jego wewnętrzne rozterki, melancholijną duszę i wieczną żałobę. W końcu to człowiek, który ma kogo opłakiwać.

„Wróg publiczny” to komiks pełen dysonansów. Wiele jego elementów może się podobać i równie dużo odrzucać. Ostatecznie podejście do opowieści Millara i Romity będzie przede wszystkim uwarunkowane wartościami, którymi kierujemy się na danym etapie życia. Czytając to dzieło dekadę temu, byłem zdumiony tym, jak bardzo mi się ono spodobało. Dzisiaj jestem już strasznie zmęczony podejściem Marvela do swoich bohaterów, których nie spotykają żadne konsekwencje ich działań. Moralność? Jaka moralność? Przeraża mnie podejście Nicka Fury'ego do sprawowanych przez niego obowiązków i cynicznego podejścia do ludzkiego życia. Mam wrażenie, że gdybym żył w takim świecie, to nie miałbym nic przeciwko budowie Sentineli i obaleniu takich organizacji jak SHIELD. Herosi już od wielu lat sami na siebie kręcą bat. To tylko kwestia czasu nim zostaną wrogami publicznymi numer jeden.

 

Tytuł: Wolverine tom 2: Wróg publiczny

  • Scenariusz: Mark Millar
  • Rysunki: John Romita Jr. i Kaare Andrews
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Liczba stron: 352
  • Format: 180x275 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-66589-96-4
  • Wydanie pierwsze
  • Cena okładkowa: 169,00 zł
  • Premiera: 29 listopada 2022 roku

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus