„Avatar”: „Istota wody” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 14-12-2022 00:00 ()


Z uwagi na stale rozwijaną technologię filmową James Cameron tworzył kontynuację Avatara trzynaście lat. Czy warto było czekać? To zależy od oczekiwań. W moim odczuciu film jest w porządku… ale czy to aby nie za mało?

Jeżeli z jakichś powodów nie przepadacie za pierwszym Avatarem, to tym bardziej nie spodoba się wam Istota wody. Po raz kolejny mamy do czynienia z produkcyjną będącą techniczną perełką, bo pod względem światotwórczym, efektów specjalnych oraz kreacji fantastycznego świata od podstaw jest to istne tour de force. Ponad trzygodzinny seans to uczta dla oka – mamy poczucie, że Pandora to ogromny żywy organizm, którego poznaliśmy ledwie skrawek.

Walory poznawcze w znacznej mierze maskują niesmak, jaki widz odczuwa w innych obszarach omawianego dzieła. Fabularnie bowiem jest to wręcz powtórka z rozrywki. Trudno uciec od wrażenia, że Cameron postanowił ograć motywy z pierwszego filmu, gdyż podejrzewał, że widzowie zapomnieli o obrazie z 2009 roku.

Jake Sully, choć żyje w skórze tubylca Na’vi i ma rodzinę, to znów musi się mierzyć z ludzkimi pasożytami przybywającymi z kosmosu. Niby się rasowo wszystko wymieszało. Mamy wszakże człowieczego dzikusa uznającego zwyczaje Na’vi za swoje, mamy tubylców stworzonych za pomocą krzyżówki z rasą ludzką, a nawet dawno zmarłych marines, których ożywiono w niebieskich ciałach poprzez klonowanie. Nie zmienia to jednak faktu, że istotną historii jest zatoczenie koła – na Sully’ego wydano wyrok śmierci za zdradę przeciwko ludzkości. Wódz postanawia zrzec się swej roli i ucieka wraz ze swoją rodziną do innego plemienia Na’vi, aby nie narażać pobratymców. Czy on i jego rodzina odnajdą się w wśród istot, dla których nierozłącznym żywiołem jest ocean?

Fabularnie Istota wody to generycznie odgrzewany kotlet. Niemal to samo co poprzednio, tylko w wersji podwodnej. Nie świadczy to bynajmniej źle o doświadczaniu filmu jako takim. Brakuje mu zwyczajnie pewnej subtelności, jest łopatologiczny, jeżeli chodzi o ekspozycję, a przy realizacji akcji jest przytłumiony, aby nie sugerować dosłownej przemocy. Niestety, w zderzeniu z odczuwalną sztucznością świata efekt jest taki, że kilka razy schematy są bardziej odczuwalne, niż powinny.

Dla wymagających widzów, dla których obok spektakularnych efektów CGI ważny jest także scenariusz, Istota wody okaże się sporym rozczarowaniem. Cameron nie odwala fuszerki narracyjnej, ale też nie jest błyskotliwy jako gawędziarz. Czy to wyraz zmęczenia materiałem oraz przerostu ego? Nawet jeśli, to efekt wizualnego przepychu może okazać się spektakularną porażką.

Przypomnijmy tylko, że każdy z Avatarów (nawet tych przyszłych) kosztuje około 250 milionów dolarów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę taki budżet wraz z kosztami promocjami, film musiałby zarobić około miliarda dolarów, aby się zwrócił. Z jednej strony mówimy o dziele Jamesa Camerona, twórcy Terminatora i Titanica, co samo w sobie przyciągnie ludzi do kin. Z drugiej jednak strony reżyser momentami trochę osiadł na laurach, przez co niektóre kluczowe sceny nie mają mocnego wydźwięku dramaturgicznego. Zagranie wyglądające jak pójście na skróty może poskutkować tym, że najnowszy Avatar nie przeskoczy tak wysoko postawionej poprzeczki, a wielkie uniwersum – mające rozpocząć nową sagę – może równie dobrze być gwoździem do trumny multipleksów oraz blockbusterów.

Czy więc James Cameron, wielki reżyser kina rozrywkowego, będzie paradoksalnie grabarzem współczesnego modelu biznesowego kina? Czas pokaże. Niemniej w moim odczuciu efekt zachwytu stroną wizualną w Istocie wody może być niewystarczający. A dobrymi chęciami można piekło wybrukować, a nie stworzyć zapadający w pamięć film.

Ocena: 6/10

Tytuł: Avatar: Istota wody

Reżyseria: James Cameron     

Scenariusz: James Cameron, Rick Jaffa, Amanda Silver    

Obsada:

  • Sam Worthington
  • Zoë Saldana    
  • Sigourney Weaver     
  • Stephen Lang
  • Kate Winslet
  • Cliff Curtis
  • Joel David Moore
  • CCH Pounder
  • Edie Falco
  • Brendan Cowell
  • Jemaine Clement
  • Giovanni Ribisi  

Muzyka: Simon Franglen    

Zdjęcia: Russell Carpenter  

Montaż: Stephen E. Rivkin, John Refoua, David Brenner, James Cameron    

Scenografia: Vanessa Cole

Kostiumy: Bob Buck, Deborah L. Scott

Czas trwania: 192 minuty

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus