Isaac Asimov „Koniec Wieczności” - recenzja
Dodane: 02-12-2022 22:19 ()
Z twórczością Isaaca Asimova zetknęłam się bardzo późno jak na wszystkożerną czytelniczkę. Po prostu w bibliotekach, do których uczęszczałam, nie było żadnej jego książki. Dopiero za sprawą powieści „Pozytonowy detektyw” miałam okazję poznać tego pisarza i jednocześnie ulec totalnej „androidomanii”. Ale przecież Asimov to nie tylko cykl o robotach ani też nie tylko „Fundacja”, który to tytuł nasuwa się człowiekowi od razu, gdy słyszy nazwisko tego pisarza. Spod jego ręki wyszło wiele więcej książek i prawie wszystkie są warte przeczytania. W serii „Wehikuł czasu” nie mogło oczywiście zabraknąć którejś z nich. Wybór redaktorów padł na „Koniec Wieczności” - czy to dobrze? Dobre pytanie.
Andrew Harlan jest Obserwatorem w istniejącej poza czasem organizacji Wieczność, kontrolującej czas i historię ludzkości. Podobnie jak inni pracownicy organizacji, został wyrwany ze swej linii czasu, by służyć wyższemu celowi. Jego ambicja to zostanie Technikiem, czyli kimś, kto precyzyjnie ingeruje w przeszłość, by zmieniać przyszłość. Pewnego dnia dostaje taką szansę. Powoli dociera do niego, że praca dla Wieczności, niezwykle przecież ekscytująca, oznacza samotność i konieczność wyzbycia się z ludzkich uczuć. Dlatego też, gdy na jego drodze pojawia się Noys Lambent, stara się, by odesłano ją, skąd przybyła. Przeczuwa, że ta dziewczyna oznacza kłopoty, choć brak mu na razie odwagi, by zdefiniować ich źródło. Jednak Wieczność nie jest skora do wypuszczania kogoś, kogo raz zagarnęła, a na dodatek w jej wnętrzu, podobnie jak w wydarzeniach, w które ingeruje, toczą się brudne rozgrywki.
Nie lubię filmów ani książek o podróżach w czasie. To może wydać się dziwne u takiej fantastki jak ja, ale zawsze szukam logiki w tym, co czytam lub oglądam. Pozwoliłaby mi ona jakoś przełknąć podróż w czasie za pomocą magii w świecie fantasy, ale już w żadnym wypadku – jeśli akcja dzieje się w książce lub filmie SF. Komponent „science” oznacza „naukowy”, a to niestety wyklucza takie figle jak, przepraszam za kolokwializm, szwendanie się w te i wewte po linii czasu. SF to nie są typowe bajki, to bardziej futurystyka, a więc powinna być oparta na naukowych podstawach. Tych brak w opowieściach o podróżnikach w czasie. Jedynie jedna taka historia się broni – mam tu na myśli „Wehikuł czasu” Wellsa, od którego wziął tytuł cykl wydawniczy REBIS. Była ciekawa jako nowatorska koncepcja. I ona właśnie dała, niestety, początek całemu wachlarzowi dzieł, prześcigających się w nielogicznościach aż do granicy absurdu.
Na obronę Asimowa muszę rzec, że „Koniec wieczności” jest doskonale napisany. W przypadku tego pisarza nawet niemożliwe jest, żeby było inaczej. Jednak koncepcja „naprawiaczy czasu” jest sama w sobie tak głupia, że trudno podchodzić do niej poważnie, nawet biorąc poprawkę na niezbity fakt, że, tak czy siak, to fikcja. Szczęśliwie stanowi ona tylko dekorację. Właściwym tematem „Końca Wieczności” jest bowiem walka o miłość i wszystko to, co warto dla niej poświęcić. Wyzwanie, przed którym staje Andrew Harlan jest jakby odbiciem tego, co dzieje się w bodaj najpiękniejszym odcinku oryginalnej serii Star Treka - „The city on the edge of forever”. Tyle że decyzja, jaką z jego powodu podejmuje piękna Noys Lambent, a jest inna niż ta, którą wybrał kapitan Kirk. Dylemat, co jest ważniejsze – miłość czy cały świat – okazuje się wcale niełatwy do rozstrzygnięcia. I to jest wątek, który w moich oczach niejako usprawiedliwia powstanie tej powieści.
Warto dodać, że istnieje serial animowany z 2001 roku inspirowany „Końcem Wieczności”. W Polsce był emitowany na kanale Cartoon Network pod tytułem „Strażnicy czasu”, ale chyba mało kto już o nim pamięta. A szkoda, bo mimo marnej grafiki był bardzo zabawny.
Tytuł: „Koniec Wieczności”
- Autor: Isaac Asimov
- Język oryginału: angielski
- Przekład: Adam Kaska
- Gatunek: science fiction
- Cykl wydawniczy: „Wehikuł czasu”
- Ilość stron: 264
- Okładka: twarda
- Rok wydania: 2022
- Wydawnictwo: REBIS
- ISBN: 978-83-8188-590-4
- Cena: 44.90 PLN
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus