Feliks W. Kres „Najstarsza z potęg” - recenzja
Dodane: 26-11-2022 18:47 ()
Stworzenie recenzji „Najstarszej z potęg” to chyba najtrudniejsza rzecz, jaką przyszło mi robić, od kiedy zacząłem pisanie. Wiele osób czekało na upragniony finał „Księgi Całości”, który zdawał się tuż. „Najstarsza z Potęg” jest wszak dziesiątym tomem z dwunastu, które miały powstać. Zgodnie z pierwszymi stronami tego tomu, wydawca wraz z autorem doszli najwyraźniej do porozumienia, że tomów powinno być jednak trzynaście. Liczba przyzwoita, można powiedzieć, że trochę okrągła, a jakże pechowa jak się okazuje.
Feliks W. Kres, a właściwie Witold Chmielecki, twórca Szerni i Szereru, odszedł od nas 13 października 2022 r. Już po jego śmierci na półki księgarń weszła „Najstarsza z Potęg”. Na chwilę obecną ciężko wyrokować czy „Księga Całości” zostanie ukończona w imieniu nieodżałowanego twórcy czy dziesiąty tom pozostanie na zawsze ostatnim. Moja recenzja będzie miała jednak wydźwięk nieco inny niż zwykłe wyrażenie opinii o pojedynczej książce. Po trochu będzie to recenzja, ale również ocena całego cyklu i epitafium autora.
„Najstarsza z Potęg” to kontynuacja cyklu podjęta po latach przerwy. O ile poprzednie dziewięć książek to były przeredagowane i poprawione teksty napisane przed laty, to tym razem jest to fabuła zupełnie świeża. Szczęśliwie autor bardzo zgrabnie wszedł w kontynuacje, chociaż też zastosował pewien przeskok czasowy, gdzie poza kulisami dokonały się zmiany w świecie przedstawionym. Pojawili się nowi władcy, nowi łotrowie i nowe problemy. Nie sprzyja sytuacji również słabnąca moc chroniąca świat. Na horyzoncie szykują się zmiany, tymczasem my po raz kolejny wyruszamy na morskie fale, by przeżywać przygody z nowymi i starymi legendami. Wracają na kartach książki Kesa, Raladan, a usłyszymy też i o Ridi, Bez zdradzania fabuły mogę tylko zapewnić, że autor nie wyszedł z wprawy i zafundował swoim bohaterom prawdziwe wyzwania.
Przerwa w pisaniu cyklu trwała kilkanaście lat. Nad fanami wisiała groźba, że nigdy nie ujrzą końca tej historii. Nikt nie mógł też zakładać, że jeśli Kres wróci do serii, to zrobi to w tym samym niepodrabialnym stylu. A jednak wrócił. Zrobił to niesamowicie dobrze. Zbudował kolejną opowieść z krwi i kości snując historię o rodzeniu się w bólach nowego porządku, który wielu osobom przyniesie różne finały.
Fabryka Słów jest wydawcą niesamowitym. Zrobili dla autora mnóstwo wspaniałej pracy i jak słychać było w kuluarach aktywnie konsultowali z nim, jak wydane miały zostać kolejne tomy. Stąd w czasie cyklu wydawniczego w rozpisce tomów zachodziły zmiany, a liczba książek pod szyldem „Księga Całości” rosła. Docelowy licznik stanął na trzynastu tomach, z czego te trzy ostatnie miały stanowić prawdopodobnie jedną powieść rozbitą na trzy książki. Czy byłby to finał na miarę całej serii? Nie mam pojęcia i nie wiem, czy kiedykolwiek się dowiemy. Realny licznik wydanych tomów stanął na „Najstarszej z Potęg” i nie wiadomo czy kiedykolwiek ruszy dalej. Nawet jeśli to będzie to ogromne ryzyko, gdyż ktoś inny musiałby podjąć się kontynuacji tego, co zaczął Feliks W. Kres. Biorąc pod uwagę, jak skrajne są czasami opinie na temat książek wydawanych przez kontynuatorów Tolkiena i Herberta to nie jestem przekonany czy warto ryzykować.
Co jeszcze musi wybrzmieć w tonie recenzji, to pochwała z grafikę. Okładka jest po raz kolejny przepiękna. Trochę bardziej mroczna, trochę zbyt wyraźnie zainspirowana pewnym aktorem, ale bez dwóch zdań, śliczna. Natomiast ilustracje wewnątrz książki są znakomite. Zdarzało się, że marudziłem wcześniej o nieco karykaturalnych, groteskowych postaciach. Tym razem milczę. Jest cudnie.
Dlaczego przywołałem wyżej dwa tak potężne nazwiska z literatury fantastycznej? Ponieważ z perspektywy tych dziesięciu książek śmiało powiem, że chociaż cała „Księga Całości” nie każdemu przypadnie do gustu, to jest ona dziełem wybitnym. Można się z tym zgodzić lub nie, ale fakt jest dość prosty: Kres stworzył monumentalne dzieło fantasy. Nie ma w polskiej literaturze czegoś o porównywalnej skali światotwórstwa i objętości fabuły. Jasne mamy Sapkowskiego, któremu nie powiem pod kątem literackim złego słowa. Jest Wegner i uwielbiany Meekhan. Mamy też Grzędowicza i jego znakomitą serię. Jednak to Kres stworzył ponad pięć tysięcy stron świata zamkniętego w spójne ramy. Może za jakiś czas, ktoś tę granicę przebije, jednak w dziedzinie polskiego fantasy nie ma obecnie obszerniejszej serii (poprawcie mnie, jeśli się mylę).
„Księga Całości” nie jest literaturą dla każdego. To ciężkie, brutalne fantasy, często i gęsto opisujące bardzo obrazowe, drastyczne sceny. Wiele postaci było tak naprawdę odczłowieczonych w swoich zachowaniach. A jednak czytelnik wracał do tych historii. Czy nastał definitywny Kres? Tego nie wiem. Wiem jednak, że warto przynajmniej spróbować zmierzyć się z „Księgą Całości”, a jeśli ktoś dobrnie do „Najstarszej z Potęg”, to znaczy, że było warto.
„…wstał z krzesła, skłonił się po wojskowemu i ruszył ku wyjściu”
Żegnaj Feliksie. Dałeś nam niesamowity świat, który będzie żył w naszej wyobraźni, tak jak Ty będziesz żył z naszej pamięci.
Tytuł: Najstarsza z potęg
- Autor: Feliks W. Kres
- Cykl: Księga Całości
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- Miejsce wydania: Lublin
- Liczba stron: 496
- Format: 125x195 mm
- Oprawa: zintegrowana
- Data wydania: 04.11.2022 r.
- ISBN: 978-83-7964-769-9
- Cena: 64,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus