„Lore Olympus” tom 1 - recenzja
Dodane: 20-11-2022 22:43 ()
Zamiast sztampowego rozpoczęcia recenzji pozwólcie, że najpierw opowiem Wam, skąd wzięło się Lore Olympus. W oryginale seria autorstwa Rachel Smythe zadebiutowała w 2018 roku na Webtoon, koreańskiej platformie będącej największym na świecie zbiorem cyfrowych komiksów. Charakteryzują się one tym, że są darmowe i czyta się je z góry na dół. Jest to idealne rozwiązanie do czytania - najlepiej za pośrednictwem dedykowanej aplikacji - na urządzeniach mobilnych. Co jednak może sprawiać pewne trudności w przeniesieniu kadrów na papier, ale o tym później. Na Webtoonie znajdziemy dużo manhwy (koreańskiego odpowiednika mangi), a gatunkami, zawierającymi najciekawsze pozycje są według mnie horror i wszelkiej maści życiówki. Lore Olympus nie należy do żadnego z nich.
Kilka lat temu dość mocno wsiąkłem w Webtoony i sprawdzając top listy, nie dało się nie zauważyć "LO". Komiks jest obecnie najpopularniejszym webtoonem w ogóle, jak i w swojej kategorii, tj. w romansie. Ponad sześć milionów subskrybentów i przeszło miliard odsłon to wyniki, o których mogą pomarzyć komiksy z amerykańskiej wielkiej dwójki. Od zawsze miałem słabość do mitologii, w związku z czym postanowiłem wyjść ze swojej strefy komfortu. Było warto i to jeszcze jak. Smythe wzięła na tapet znany wszystkim z czasów szkolnych mit o Demeter i Korze, traktujący o genezie cykliczności pór roku. Efekt pracy autorki przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Pierwszy tom papierowego wydania zbiorczego zawiera dwadzieścia pięć z przeszło dwustu odsłon wciąż kontynuowanej serii. Smythe do tej pory nie zjada własnego ogona, sama będąc sobie sterem i okrętem, nigdzie się nie spieszy i we własnym tempie rozwija fabułę oraz postaci. Właśnie postaci to coś, co jest dla mnie najważniejsze, lubię patrzeć, jak się zmieniają i dojrzewają. Z tego powodu preferuję seriale od filmów, a "LO" to taki cyfrowy, a teraz również i papierowy tasiemiec. Chociaż warto dodać, że od dłuższego czasu mówi się o animowanej adaptacji. Rysunki Smythe są do tej formy wręcz stworzone, z miejsca urzekają, potrafią oddać zarówno dramat, jak i humor - kreskówkowa mimika staje się wtedy przerysowana, co idealnie współgra z tym, co autorka chce przekazać. Do tego dochodzą jeszcze kolory, każdy z bogów ma dedykowany sobie kolor, dzięki czemu tym łatwiej, wraz z rozwojem fabuły połapać się kto jest kim, a zderzenie różu i granatu dwójki głównych bohaterów oferuje niezwykle ciekawe efekty wizualne.
Wspomniałem już o emocjach, a te oddane są bezbłędnie, nie raz odwołują się do trudniejszych tematów, jak toksyczna męskość, gwałt, zaborczy rodzice, związki itp. Starożytne mity miały za zadanie być drogowskazami życia, pokazującymi jak postępować w danej sytuacji. Trawestacja klasycznego mitu w wykonaniu Smythe idzie jeszcze dalej, odbija nasz świat i problemy współczesnych śmiertelników, a bogowie i boginie są w nim zaskakująco ludzko niedoskonali. Często zapominamy, że mamy do czynienia z antycznym panteonem. Żyją oni w świecie łudząco podobnym do naszej współczesności. Począwszy od mody, domów i środków transportu, a skończywszy na mediach społecznościowych. Hades, król podziemia jest CO w korporacji, a Korę/Persefonę, młodziutką boginię poznaje w klubie. On powściągliwy w emocjach, niczym wykuty z granitu, ona naiwna i niewinna, wychowana wśród śmiertelników (których świat dla kontrastu jest antyczną Grecją) po raz pierwszy wkracza do wielkiego świata. Gdyby było to kiepskie romansidło w stylu leniwego YA, to historia mogłaby się w tym momencie rozpaść i zamienić w niestrawną dla starszego czytelnika papkę. Na szczęście autorka jest na to za sprytna. Wszystko jest tu organiczne i poszczególne elementy dramatu, romansu i humory są odpowiednio zbalansowane.
Celowo nie piszę o fabule, bo opis znajdziecie na stronie wydawcy. Do tego możecie sprawdzić najpierw wersję cyfrową, by upewnić się, czy jest to komiks dla Was. Dajcie szansę, choćby po to, by pozachwycać się rysunkami. I jeszcze jedna, istotna kwestia, jak wypada cyfra kontra papier. Muszę przyznać, że dziwnie jest oglądać ten komiks, nie scrollując. Coś, co działa w pionie, wymaga przyzwyczajenia do przyswojenia w bardziej tradycyjnej formie. Kadry są naprawdę zróżnicowane pod względem wielkości, przez co praca edytorska drukowanej wersji musiała być nie lada wyzwaniem. Wiąże się to z tym, że kadry bywają ciachnięte, by lepiej skomponować je na stronie, czy też są znacząco mniejsze niż w oryginale. Nie ma to wpływu na historię, choć nie przedstawia nam dzieła w pełni. Trudno mi być w tym przypadku obiektywnym, ale zgaduję, że ktoś, kto sięgnie po tom bez znajomości wersji webtoonowej nie odczuje tych braków. Po prostu miejcie na uwadze - ja próbuję - że doświadczenie analogowe różni się od cyfrowego. Jeszcze jedną różnicą między edycjami są kolory. Cyfrowe prace Smythe są dużo bardziej soczyste, róż Persefony czy niebieski kolor Hadesa zdają się pulsować, tymczasem w druku zdecydowano się na mniej intensywną opcję. I nie ma tu znaczenie jasność ekranu telefonu – sprawdziłem to przed napisaniem poprzedniego zdania. Gdybyście jednak o tym nie wiedzieli, to czy uznalibyście natężenie kolorów za wadę? Szczerze wątpię. Rysunkowo "LO" to prawdziwy cartoonowy diamencik, po prostu cyfrowo błyszczy trochę bardziej.
Muszę pochwalić polskie wydanie za dwie rzeczy. Po pierwsze tłumaczenie stoi na dobrym poziomie. Po drugie dobór papieru. Posiadam obie wersje językowe i wydanie od You&YA (imprint Muzy), który zdecydował się na jedwabisty półmatowy papier, wygrywa z anglojęzycznym od Del Rey Books. Zagraniczne "LO" na błyszczącym papierze utrudnia jego czytanie przy sztucznym świetle, a przy takich kolorach, jakich używa Smythe, sprawia niemałe problemy z odpowiednim umoszczeniem się do lektury. Mój wcześniejszy mikrozarzut dotyczący intensywności barw chwieje się w posadach, albowiem w opcji półmatowej mnie to nie razi. Mam nadzieję, że tom pierwszy sprzeda się na tyle dobrze, że wyjdą kolejne. Z chęcią wymienię wydania od Del Rey na te od You&YA, bo ten papier naprawdę robi różnicę.
"LO" zdobyło w tym roku aż trzy branżowe nagrody: Eisnera, Harveya i Ringo. Jeśli należycie do osób, które w recenzjach czytają tylko ostatni akapit, by dowiedzieć się, czy warto to niech te statuetki mówią same za siebie. Tak, jak bogini wiosny skradła swą dobrocią i urokiem osobistym serce władcy podziemi, tak "LO" skradł moje serduszko. Pierwszy tom Lore Olympus na pewno będzie na podium moich ulubionych komiksów 2022 roku i cieszę się, że posiadam jego fizyczną kopię w swojej biblioteczce.
Tytuł: Lore Olympus tom 1
- Scenariusz: Rachel Smythe
- Rysunki: Rachel Smythe
- Wydawca: You&YA
- Data publikacji: 9 listopada 2022 r.
- Druk: kolor
- Oprawa: twarda
- Format: 178x229 mm
- Stron: 384
- ISBN: 9788328724433
- Cena: 149,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu You&YA a udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus